Logo Przewdonik Katolicki

Wychować konsumenta

Bogna Białecka
Fot.

Niby wiemy, że lepiej być niż mieć, ale gdy przechodzimy od teorii do praktyki, zaczynają się schody i po latach sami zastanawiamy się, kiedy i jak z naszego dziecka wyrósł wiecznie domagający się czegoś nastolatek. Nie wiemy skąd się wziął? No to zapraszam na korepetycje… do przedszkola.

 Niby wiemy, że lepiej być niż mieć, ale gdy przechodzimy od teorii do praktyki, zaczynają się schody i po latach sami zastanawiamy się, kiedy i jak z naszego dziecka wyrósł wiecznie domagający się czegoś nastolatek. Nie wiemy skąd się wziął? No to zapraszam na korepetycje… do przedszkola.

Uroczystość zakończenia przedszkola w dwóch różnych placówkach. Dwie imprezy niby takie same, ale całkiem inne, choć ich scenariusz jest identyczny. Dzieci wystawiają przedstawienie, następuje wręczenie eleganckich dyplomów ukończenia przedszkola ubranym w birety, przejętym małym absolwentom. Mowy pożegnalne. Wręczenie prezentu i podziękowanie pani dyrektor, poczęstunek. Gdzie różnica? W cenie. W jednym przedszkolu rodzice składali się na to po 30 zł, w drugim po 150. Jednak tak naprawdę nie chodzi o kwotę.

 

Być to nie znaczy mieć

Gdy na zebraniu z rodzicami dwa miesiące wcześniej jeden z rodziców zaprezentował katalog z eleganckimi teczkami na świadectwa, proponując, by kupić dzieciom „coś na poziomie” zamiast kartonowego „byle co”, pani dyrektor ucięła dyskusję: „Proszę bardzo, jeśli uznają Państwo, że należy dzieciom kupić teczki z naturalnej skóry, możecie to zrobić prywatnie. Od przedszkola dostają zestaw – kartonowa teczka z logo przedszkola, dyplom ukończenia przedszkola, biret. Przewidujemy poczęstunek w formie składkowej. Jedna z mam przygotowała listę, można wybierać – ktoś upiecze placek, ktoś przyniesie sok. Informuję też, że nie przyjmujemy prezentów ani kwiatów. Jeśli macie potrzebę wyrażenia wdzięczności, można ofiarować jakąś kwotę na Caritas lub nabyć coś dla przedszkola – gry, książki; mogę podpowiedzieć, co by się przydało”. Próby podjęcia dyskusji się skończyły: „Jeśli Państwo nie zgadzają się z tymi zasadami, zrobimy zakończenie roku bez udziału rodziców. W ostatnim dniu zajęć proszę dzieci ubrać na galowo, otrzymają dyplomy ukończenia przedszkola, a uroczystość na własnych zasadach mogą Państwo zorganizować w lokalu”.

W rezultacie rodzice kupili dla przedszkola chustę animacyjną, a każdej z pań sprezentowali ręcznie zrobiony album. Dzieci wkleiły swoje zdjęcia do wielkiego kartonowego serca, ozdabiając je tak, jak umiały (czasem były to misterne kwiatki, czasem wycięte z gazety piłki nożne). Zebrane razem serca, związane wstążeczką, wywołały na twarzach wychowawczyń łzy wzruszenia.

 

Mieć i pokazać, że się ma

Zebranie rodziców na miesiąc przed zakończeniem roku rozpoczęła wychowawczyni: „Proszę wpłacić po 55 zł. W ramach tego dzieci otrzymają profesjonalnie wykonane tablo, biret, dyplom, torbę na prezenty oraz porządną teczkę na świadectwa. W końcu chcemy dla dzieci tego, co najlepsze, i ma to służyć im przez cały okres szkoły. Przyjmuję wyłącznie po 55 zł, nie ma wyboru. Proszę pomyśleć, jak się dziecko będzie czuło, gdy inne dzieci dostaną prezenty, a tylko wasze nie”.

Po opuszczeniu sali przez wychowawczynię rozpoczęła się dyskusja rodziców. Jak tu najpiękniej uczcić ten dzień? Tort z logo przedszkola? Dla dzieci zawsze to ogromna atrakcja. Co z tego, że nawet go nie zjedzą, tylko trochę podziobią łyżeczką. Musi być przecież to, co najlepsze, a więc tort i inne wypieki prosto z cukierni. Prezenty dla pań – bony do jubilera czy może Rosenthal? Kwiaty, eleganckie serwetki… Bo dla dzieci przecież to, co najlepsze, to wyjątkowa chwila... Jedna z mam proponuje: „A może dzieci wykonają pamiątkowy album dla wychowawców? Każde dziecko narysuje coś i się podpisze, ja to wkleję na eleganckie kartki. Doda się ładną oprawę i mamy ładny prezent – od dzieci dla wychowawczyń”. Na co odpowiedź reszty rodziców brzmi: „No przecież nie możemy zmuszać dzieci, żeby narysowały aż cztery rysunki, poza tym chłopcy na pewno tego nie zrobią”. Pani się nie poddaje: „Przecież mogą np. wyciąć coś z gazety, nakleić, podpisać, liczą się dobre chęci, a nie umiejętności” i finalne pogrzebanie pomysłu: „To od razu pójdzie gdzieś w kąt, panie nawet tego nie obejrzą, nie ma sensu męczyć dzieci”. Ostatecznie ustalono, że wpłacamy po 150 zł.

 

Dlaczego „ być”, a nie „mieć”

Proszę wyobrazić sobie sytuację, gdy dziecko, które w przedszkolu spędzało dziesięć godzin dziennie, a jego „dzieła” systematycznie wywieszane są na gazetce, oświadcza mamie: „nie umiem rysować”. I porażkę wychowawczą rodziców, którzy nie potrafią dziecku wytłumaczyć, że warto podziękować osobom, które się nim opiekowały przez te kilka lat. Rodziców, którzy nie potrafią przekonać dziecka, by narysowało cztery rysunki w ciągu miesiąca. Jak mają zamiar radzić sobie z odmową wykonania zadania domowego w szkole, gdy ukochany synek oświadczy: „nie umiem tego”. Wiem, że wielu rodziców odrabia zadania domowe za dzieci. Mimo to są jeszcze sprawdziany, których nie da się napisać za dziecko. Co będą zbierać do tych skórzanych teczek? Świadectwa z jedynkami?

Kolejny problem – niech już nawet będzie ten drogi tort. Byłam na kilkudziesięciu imprezach dla dzieci i wiem, że choć krojenie tortu jest zwykle wielką atrakcją, dzieci go z reguły nie zjadają. Zasadniczo jest to pole popisu dla rodziców, by dali dzieciom lekcję pt. „nałożyłeś coś, zjedz, nie wyrzuca się jedzenia”. Nigdy tego nie widziałam w praktyce. Bo przecież jedzenie tortu ma być przyjemnością...

Tak naprawdę uroczystość zakończenia roku w drugim przedszkolu miała następujące przekazy wychowawcze: „nic nie musisz, wszystko ci się należy”, „rodzice zawsze zrobią za ciebie”,

„wdzięczność i radość wyraża się przez kupno”, „im więcej pieniędzy na coś wydajemy, tym bardziej to wartościowe”, „zastaw się, a postaw się”.

Dlaczego to ostatnie? To było zwykłe przedszkole państwowe, nie prywatne, trudno więc spodziewać się, by wydanie tych 150 zł było dla rodziców nic nieznaczącym dla budżetu domowego wydatkiem. Nic to, weźmiemy kolejny kredyt, ale dla dziecka musi być to, co najlepsze... Zdaję sobie sprawę, że powyżej opisana sytuacja jest sytuacją powszechną. Być może ludziom brakuje wyobraźni, że uroczystość może być wyjątkowa nie dzięki wydanym pieniądzom, a współpracy rodziców i dzieci. Że ręcznie zrobiony przez dzieci prezent może być najcenniejszą pamiątką, a w dobie internetu dziecinnie łatwe jest znalezienie kilku pomysłów, dzięki którym prezent zrobiony przez sześciolatki może być zarazem estetyczny. Zamiast tego uczymy świętowania przez wydawanie pieniędzy. Co gorsza – uczymy dawania łapówek (bo jak inaczej nazwać drogie prezenty dawane przedszkolankom). A potem dziwimy się, gdy dorosłe dzieci zamykają drzwi przed rodzicami, kiedy ci nie przynoszą im drogich prezentów, lub stwierdzają, że nie chcą mieć dzieci, bo to za duży wydatek i konieczność poświęceń.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki