Od początku istnienia fotografii portretowej istniały techniki retuszowania. Zaznaczało się usta, a potem się je kolorowało, zamazywało się pieprzyki lub je dodawało – w zależności od panującej mody. Trzeba jednak przyznać, że dzisiaj retuszowanie zdjęć to po prostu zmienianie rzeczywistości. Program Adobe Photoshop, który powstał po to, by pomagać w obróbce zdjęć, ma niemal nieograniczone możliwości. Obróbka to nie tyle retuszowanie, ile możliwość zmieniania wszystkiego. Graficy korzystają z oprogramowania zbyt chętnie, nie uznając żadnych granic. Zgadzają się na te praktyki wydawcy magazynów i czasopism, fotografowane osoby, agencje reklamowe i firmy reklamujące różne produkty. Tak naprawdę świat, jaki oglądamy na fotografiach nie istnieje. Żyjemy w kłamstwie Adobe Photoshopa.
Współczesne piękno
„Rodzina produktów Adobe Photoshop to najlepsze oprogramowanie umożliwiające uzyskiwanie niepowtarzalnego wyglądu obrazów cyfrowych, przekształcanie ich w dowolny sposób i przedstawienie ich niezwykłego charakteru” – tak reklamuje swoje produkty firma, która ujrzała światło dzienne w 1990 r. Program powstał dwa lata wcześniej i jako Photoshop został kupiony przez korporację Adobe Systems. Spece od reklamy i wydawcy polubili funkcje, z których program słynie do dziś – możliwości retuszowania i łączenia zdjęć oraz korekcję barw. Kolejne wersje wydawane co kilka lat udoskonalały program. Na przykład w 2002 r. dodano narzędzie „Healing Brush”, służące do usuwania drobnych niedoskonałości zdjęcia. Najnowsze wersje dają możliwości, o których nie śniło się grafikom 20 lat temu. Żaden grafik nie wyobraża sobie pracy bez Photoshopa. Jednak wielu z nich korzysta z tego programu po to, by wykreować całkowicie nową rzeczywistość. Za pomocą Photoshopa już się nie retuszuje i nie wzmacnia barw, ale zmienia kształty, kolory, tła. Patrzymy na fotografie rzeczywistości, której nie ma. Nie istnieją takie krajobrazy i pejzaże, nie istnieją tacy ludzie. Agencje reklamowe i graficy twierdzą, że dają ludziom to, czego potrzebują. Kreują rzeczywistość, na którą chcemy patrzeć. Kolory o natężeniu niespotykanym na Ziemi, twarze wygładzone niczym woskowe maski. Współczesne piękno.
Na zmarszczki „Fotoshop by Adobe”
Na początku tego roku furorę w sieci zrobiła parodia reklamy nieistniejącego kremu przecizmarszczkowego i wyszczuplającego. Jego nazwa: „Fotoshop by Adobe” nawiązuje właśnie do profesjonalnego programu graficznego używanego do obróbki zdjęć. Dziś w żadnym piśmie nie pojawi się zdjęcie modelki czy aktorki bez zastosowania tego programu. Pamiętam, że kilka lat temu zaprotestowała aktorka Anna Nehrebecka, gdy zobaczyła swoje zdjęcia w jednym z polskich magazynów mody. Nie poznała na nich siebie. Fotoedytor postarał się za bardzo. Dziś to, co dzieje się ze zdjęciami wymyka się spod kontroli. Fotografowie, chcąc jak najbardziej przypodobać się osobom publicznym, przesadzają w ulepszaniu ich zdjęć.
W 2006 r. prawdę cyfrowej obróbki zdjęć obnażyła kampania firmy Dove. Krótki filmik pokazuje, jak zupełnie przeciętna kobieta przeistacza się w piękność z reklamowego billboardu za pomocą całej ekipy fryzjerów, makijażystów, fotografów i oczywiście programu Adobe Photoshop. Edycje pism kobiecych od razu także opublikowały sesje zdjęciowe bez użycia makijażu i cyfrowej obróbki z celebrytkami w roli głównej. Na tym się skończyło – wciąż nie ma strony, gdzie zdjęcie z sesji czy reklamy nie byłoby komputerowo zmienione.
W internecie znajdziemy wiele przykładów na to, jak zmienia się twarz po obróbce, ale zobaczymy jeszcze więcej instrukcji, jak ulepszyć swoje zdjęcie stosując narzędzia Photoshopa. Czyżbyśmy rzeczywiście aż tak bardzo tego potrzebowali? Miło jest przekonać się, że Madonna bez pracy grafika ma jednak zmarszczki w tych samych miejscach, co my. Ale gdybyśmy mieli opublikować swoją fotografię, to wolelibyśmy trochę nad nią popracować. Polska piosenkarka, Katarzyna Nosowska, przy okazji wydania swojej najnowszej płyty, wzięła udział w sesji fotograficznej. Jej zdjęcia zdobiły okładki pism kobiecych. Zupełnie nie przypominała siebie i to nie tylko z powodu peruki. Jej twarz z okładki to przykład na to, jak bardzo można się wyrzec swoich prawdziwych rysów.
Naturalne piękno
W ciągu ostatnich dwóch lat pojawiły się pomysły, by nakazać oznaczanie zdjęć retuszowanych. Powinniśmy wiedzieć, czy patrzymy na całkowitą fantazję czy na osobę realną. O naturalne piękno walczą teraz różne organizacje w kilku krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych. Idea oznaczania retuszowanych zdjęć staje się coraz bardziej popularna. Młode dziewczyny, ale także dojrzałe kobiety wierzą w to, co widzą. Nawet, jeśli wiedzą, że za pomocą komputerowego programu można wygładzić zmarszczki i zmienić kolor oczu, to nie zdają sobie sprawy ze skali poprawek. Tak naprawdę można zrobić wszystko, nawet odchudzić o 10 kilogramów, ujędrnić ciało, wydłużyć rzęsy i włosy oraz nogi. Żadna kobieta nie musi być wpędzana w kompleksy, a mężczyźni nie powinni być wychowywani w poczuciu istnienia na świecie jednego rodzaju piękna: kobiety jako obiektu sztucznego. Bo przecież taka kobieta z reklamy po prostu nie istnieje.
Trzy lata temu poważne kłopoty miał dom mody Ralpha Laurena, który wypuścił reklamę z bardzo wychudzoną modelką. Rzecznik domu mody musiał przepraszać publicznie za „komputerowe zniekształcenie kobiecego ciała”. Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne apeluje do reklamodawców o „zaprzestanie takiego retuszowania zdjęć, które promuje nierealistyczne oczekiwania wobec właściwego wizerunku ciała”. „New York Times” opublikował wypowiedzi specjalisty w dziedzinie badania autentyczności cyfrowych zdjęć. Prof. Hany Farid wraz ze swoim doktorantem opracowali narzędzie, które potrafi zmierzyć skalę wyretuszowania zdjęcia. Dzięki temu będzie można ocenić – w skali od 1 do 5 – jak bardzo grafik zmienił cyfrowo fotografię i jak bardzo odbiega ona od rzeczywistości.
Zakaz retuszu?
W Polsce na razie jeszcze nikt nie protestuje przeciwko nagminnemu retuszowaniu zdjęć. Inaczej sytuacja wygląda na przykład w Wielkiej Brytanii. Brytyjski urząd do spraw standardów w reklamie, Advertising Standards Authority – ASA, bardzo uważnie przygląda się fotografiom użytym w reklamie. Na przykład uznał, że Rachel Weisz reklamująca krem przeciwzmarszczkowy za bardzo nie przypomina siebie. Po porównaniu oryginalnych fotografii aktorki z tymi użytymi w reklamie, ASA ogłosiło zakaz publikowania tej konkretnej reklamy. ASA swierdziło, że wprowadza ona konsumentów w błąd, sugerując, że stosowanie danego kremu doprowadza do tak dużych zmian. Rok temu podobne problemy miała firma kosmetyczna L’Oréal , która za bardzo wyretuszowała twarz Julii Roberts prezentującej podkład. „Guardian” pisał, że niestety firma nie udostępniła ASA fotografii aktorki sprzed obróbki komputerowej, jednak jeden rzut oka wystarczy, by stwierdzić, że słowo „retusz” nie oddaje praktyk grafików. Na swoim koncie ASA ma również zakaz publikowania reklamy kosmetyków Maybelline z modelką Christy Turlington.
Izrael poszedł jeszcze dalej – to prawdopodobnie jedyny rząd na świecie, który wprowadził ustawę, która stawia wymóg informowania, że postać modelki została zmieniona komputerowo. Eksperci izraelscy udowodnili, że mania retuszowania i zmieniania wyglądu doprowadza do wzrostu zachorowań na bulimię i anoreksję wśród nastolatek i młodych kobiet. Fakty są takie same we współczesnym zachodnim świecie: ponad połowa młodych kobiet uważa, że zastrzyki z botoksu to taki sam zabieg higieniczny jak mycie zębów. Warto uzmysłowić sobie prawdę: że fotografia manipuluje rzeczywistością i wmawia nam, że to, co naturalne jest nieudane.