Jeszcze kilkanaście lat temu powszechne było przekonanie, że święci kochać powinni wyłącznie Boga. Miłość ludzka miała być im nieznana, nawet ta czysto platoniczna – a cóż dopiero małżeńska... Czy święci też bywali zakochani?
Jan Paweł II beatyfikował pierwszą małżeńską parę. Ale wśród świętych i kandydatów na ołtarze są i inni zakochani, żony i mężowie. Kiedy wszędzie wokół coraz huczniej obchodzi się walentynki, warto przypomnieć sobie, że prawdziwa miłość to dużo więcej niż pluszowe serca. Miłość to droga do nieba.
Błogosławieni Maria i Luigi
Która kobieta nie chciałaby po 46 latach małżeństwa wyznać, że każdego dnia cieszy się, słysząc kroki męża wracającego z pracy? Maria Quattrocchi tak właśnie opowiadała o swoim życiu z Luigim. Kiedy jedno lub drugie z nich wyjeżdżało, pisali do siebie listy. On z miłości do żony stał się praktykującym chrześcijaninem, a po narodzinach pierwszego dziecka rzucił palenie, żeby nie dawać synowi złego przykładu. Doczekali się czworga dzieci, które po latach wspominały, że rodzice nieustannie ze sobą rozmawiali, starając się znaleźć kompromis w każdej sytuacji. Chodzili na spacery, znajdowali czas na wycieczki rowerowe za miasto – mimo że Luigi pracował zawodowo, a Maria angażowała się w działalność społeczną.
Błogosławieni Zelia i Ludwik
„Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów. Jestem zawsze z nim szczęśliwa; on jest tego przyczyną, że życie moje jest bardzo miłe” – pisała Zelia Martin, żona Ludwika.
Oboje byli w sobie zakochani. On, mimo własnej pracy, troszczył się również o jej zakład koronczarski: Zelia nie lubiła podróżować, więc kiedy było to konieczne, on wyjeżdżał zamiast niej. Ona zaś, czekając na jego powrót do domu po kilkudniowej podróży, przyznawała, że nie może pracować, tak bardzo jest poekscytowana rychłym spotkaniem. Kiedy sama wyjeżdżała do rodziny, pisała w liście: „Kocham Cię z całego serca i czuję, że podwaja się jeszcze moje uczucie przez to pozbawienie Twojej obecności. Byłoby dla mnie niemożliwością żyć z daleka od Ciebie”.
Czasem aż trudno uwierzyć, że przed ślubem znali się zaledwie trzy miesiące, a znajomość rozpoczęła się od przypadkowego spotkania na moście, kiedy to Zelia, widząc Ludwika, usłyszała wewnętrzny głos: „To ten, którego przygotowałem dla ciebie”.
Święta Gianna i Pietro
Z małżeństwa Gianny i Pietra Molli chwały ołtarzy doczekała na razie jedynie Gianna – Pietro zmarł w ubiegłym roku w wieku 97 lat. Poznali się z Gianną na prymicjach wspólnego znajomego. Ich narzeczeństwo trwało pół roku – oboje byli pewni, że chcą życie spędzić razem. Kilka dni przed ślubem Gianna pisała do przyszłego męża: „Gdy myślę o naszej wzajemnej miłości, mogę Panu tylko dziękować. Prawdą jest, że miłość to najpiękniejsze uczucie, jakie Pan włożył w serce człowieka. Obyśmy się zawsze tak kochali. Piotrze... (…) Piotrze mój, brakuje już tylko kilka dni, jestem cała wzruszona, gdy pomyślę, że pójdziemy do ołtarza, żeby otrzymać sakrament miłości. (...) Piotrze, czy będę taką żoną i matką, jakiej sobie zawsze życzyłeś? Chcę taką być, bo ty na to zasłużyłeś, a ja cię bardzo kocham”.
Już jako żona bardzo o siebie dbała, malowała paznokcie i nosiła modne sukienki, żeby być piękną dla męża. Oboje dziękowali Bogu za siebie nawzajem. Ona nazywała go najczulszym mężuniem i świętym tatusiem, on mówił o niej, że jest żoną idealną. Ich małżeństwo trwało zaledwie siedem lat – Gianna zmarła po urodzeniu dziecka, ponieważ nie zgodziła się na operację, ratującą jej życie kosztem życia najmłodszej córki.
Baudouin i Fabiola
Być może do grona wyniesionych na ołtarze dołączy kiedyś król Belgów. Baudouin, zajęty monarszymi obowiązkami, nie miał czasu szukać żony, zamiast tego modlił się więc do Maryi, by ona sama była jego swatką. Wreszcie poznał Fabiolę de Mora, hiszpańską arystokratkę. Zaręczyli się w Lourdes, przy cudownej grocie – a król modlił się, by umiał kochać swoją żonę tak mocno, jak ona na to zasługuje. „Maryjo, pokaż mi, co robić, aby nie stracić okazji do miłości, wyrzekania się siebie, życia chwilą obecną intensywnie, jak gdyby była ostatnią i do nieskończonego kochania mojej drogiej Fabioli. Tak, Matko, naucz mnie kochać” – powtarzał.
Baudouin i Fabiola nie mieli dzieci – kiedy po kolejnym poronieniu Fabiolę cudem utrzymano przy życiu, król zdecydował, że nie chce więcej jej narażać, nawet za cenę utraty sukcesji na tronie. „Zrozumieliśmy, że w ten sposób nasze serca stały się bardziej wolne, by kochać wszystkie dzieci, absolutnie wszystkie” - pisał król w swoim dzienniku. Razem więc spotykali się z dziećmi, razem się modlili i podróżowali, razem pełnili królewskie obowiązki i odpoczywali. Kiedy król Baudouin zmarł, królowa Fabiola na jego pogrzebie pojawiła się ubrana na biało – na znak nadziei w życie wieczne i przyszłe spotkanie. Żona byłego króla żyje do dziś, w tym roku skończy 83 lata.
I inni...
Być może daleko do ogłoszenia świętości Marii i Stefana Świeżawskich, którzy w małżeństwie przeżyli ponad 70 lat i do końca byli w sobie zakochani. Stefan Świeżawski, profesor i filozof, mówił: „Obydwoje w małżeństwie świadomie dążyliśmy do realizacji celu, który był bardzo wyraźnie celem religijnym. To była właściwie chęć realizacji dążenia do świętości w naszym życiu, w najbardziej normalnych warunkach życia świeckiego”.
Śmierci się nie bali – bali się rozstania. Mówili, że chcieliby przejść na drugą stronę razem, trzymając się za ręce – i o to się modlili. Zmarli w odstępie pół roku: ona w listopadzie 2003 r., on w maju rok później.
Być może doczekamy kiedyś beatyfikacji Marii i Edmunda Michelet: on, francuski minister obrony, sprawiedliwości i kultury, współpracownik generała de Gaulle’a, i ona, żona, pisząca mu „Zobowiązania ministra wobec żony i dzieci”, w których znajduje się obietnica poświęcenia rodzinie godziny dziennie, czytania dzieciom książek i chodzenia z nimi do kina. Trudno nie patrzeć na nich z podziwem, wiedząc, że 80-letni minister pisał do żony o tysiącu pocałunków i czułości, które jej przesyła – „Twój mały Ed”.
Być może na ołtarze trafią również Darfoza i Cyprian Rugamba z Rwandy, którzy odnaleźli się po poważnym małżeńskim kryzysie i separacji. W 1991 r. wzięli udział w spotkaniu z Janem Pawłem II, który mówił: „Jestem pewien, że święci znajdują się także wśród was, tu zebranych wśród rwandyjskich małżeństw”. Papież mówił też o swym pragnieniu wyniesienia na ołtarze małżeństwa i dodał: „Życzę wam, aby to święte małżeństwo pochodziło z Rwandy”. Darfoza i Cyprian Rugamba wrócili do domu i zaangażowali się w budowanie Wspólnoty Emmanuel. Trzy lata później zginęli męczeńską śmiercią podczas wojny między plemionami Tutsi i Hutu.
Być może... Jedno jest pewne: Bóg nie stoi na przeszkodzie ludzkiej miłości i o nic jej nie zubaża. Przeciwnie, kiedy Go do niej zaprosić, czyni ją jeszcze piękniejszą i bardziej owocną.