– Kto go dobrze znał, mówił, że pochylał się nad każdym człowiekiem. Wszystkich traktował serio, podchodził do nich z otwartością i pomocą. Nie było możliwe, by wyjść od niego bez wsparcia duchowego czy materialnego w postaci kawy, herbaty albo kanapki. Wielką pomoc niósł chorym, niejednego pojednał z Bogiem na łożu śmierci. Doprowadzał do spowiedzi dorosłych, dojrzałych mężczyzn, ale nie przez namawianie, lecz swoją postawą – opowiada ks. dr Andrzej Scąber, delegat biskupa do Trybunału kościelnego, który przesłucha świadków życia i świętości zakonnika.
Niby zwyczajna biografia
O. Rudolf Warzecha urodził się 14 listopada 1919 r. w Bachowicach koło Wadowic. Gdy miał 19 lat, zdał maturę w Gimnazjum Karmelitów Bosych w Wadowicach. Wstąpił do zakonu. W 1944 r. przyjął święcenia kapłańskie. Często można było go spotkać w konfesjonale, prowadzącego rekolekcje, posługującego wśród chorych. Był podprzeorem w różnych klasztorach i radnym prowincji. – Z o. Warzechą spotkałem się raz. Wiele o nim wcześniej słyszałem. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem skromną, chudą i – w moim odbiorze – zalęknioną postać. Obserwowałem go podczas odprawiania Mszy św. Było widać, że ten człowiek jest bardzo blisko Pana Boga. Przyglądałem mu się także podczas posiłku. Stół jest takim miejscem, w którym wielu ludzi chce zaistnieć. A on siedział skromnie, nie odzywał się, słuchał. Wynikało to z jego wewnętrznego wyrobienia – wspomina ks. Andrzej.
Wychowawca młodego pokolenia karmelitów bosych zmarł 27 lutego 1999 r. Jego doczesne szczątki spoczywają na cmentarzu parafialnym w Wadowicach.
Świętość dla każdego
Przyglądając się postaci o. Rudolfa, przypominam sobie św. Faustynę Kowalską – niewyedukowaną, głupią w oczach ludzkich, zakonnicę, która na całym świecie rozsławia do dziś swym Dzienniczkiem kult Bożego Miłosierdzia. Przypominam sobie, że trzy lata temu rozpoczął się proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej Kunegundy Siwiec, która nie umiała czytać, ale miała objawienia. A teraz o. Rudolf. Ks. Andrzej Scąber: – Wydawałoby się, że niczym nie imponował: ani aparycją, ani inteligencją, ani postawą fizyczną. Za to otwierał się na Boże działanie.
Ks. dr Andrzej Scąber: – Każdy proces kanonizacyjny ma kilka etapów. Zanim się rozpocznie, wymagana jest spontaniczna opinia wiernych, przekonanie grupy ludzi o zbawieniu danej osoby. Jeśli jest ono mocne i trwałe (trwa minimum 5 lat), biskup zwraca się do Konferencji Episkopatu Polski z zapytaniem, czy nie ma zastrzeżeń co do rozpoczęcia procesu. Jeśli opinia KEP jest pozytywna, należy poprosić o zezwolenie Stolicę Apostolską. Po uzyskaniu tego zezwolenia powoływane są komisje: historyczna, która zbiera dokumenty związane z życiem kandydata na ołtarze oraz teologiczna, która ma stwierdzić, czy w pismach, której autorem jest kandydat nie ma błędów co do wiary i moralności chrześcijańskiej. Po spełnieniu tych warunków biskup powołuje Trybunał, w skład którego wchodzą: delegat biskupa (przewodniczy sesjom, podczas których przesłuchuje się świadków i w imieniu biskupa prowadzi cały proces), promotor sprawiedliwości (przygotowuje pytania do świadków, czuwa nad zachowaniem procedury prawa) oraz notariusz (spisuje zeznania świadków i potwierdza ich wiarygodność oraz uwiarygodnia wszystkie dekrety wydawane przez Trybunał).