Pniewy leżą na trasie prowadzącej z Poznania do zachodniej granicy naszego kraju. Joanna i Zbigniew Ochlowie, mimo że mieszkają przy jednej z bocznych ulic prawie w samym środku tego miasteczka, nie odczuwają jego zgiełku. − Czujemy się tutaj jak na wsi − przyznają małżonkowie, a Asia dodaje, że kiedyś w miejscu, gdzie stoi ich dom, jej tata prowadził ogrodnictwo i wszędzie rosły tu krzewy owocowe. Ale teraz to ich „miejsce na ziemi”.
Ten „tramwaj” to ich dom
Dom Joanny i Zbigniewa bez wątpienia jest wyjątkowy i to z wielu powodów. Po pierwsze jest chyba najdłuższy w całych Pniewach. − Żartobliwie nazywamy go „tramwajem” – mówi Zbyszek, wyjaśniając, że budynek rozrastał się wraz z przybywającą liczbą dzieci. – Początkowo, jeszcze z czwórką, mieszkaliśmy w jednym pokoju z kuchnią i łazienką. W każdym kącie stało łóżeczko. A kiedy zabrakło kątów, trzeba było dom powiększyć – opowiada. Dobudowywano więc do niego etapami kolejne pomieszczenia, najpierw z jednej, a po kilku latach z drugiej strony i dzięki temu każde ze starszych dzieci może mieć teraz swój własny pokój. Całe życie tej dziesięcioosobowej rodziny toczy się jednak przy dużym stole, stojącym w najstarszej, środkowej części domu. – Ten stół to jego serce. Tutaj dzieci odrabiają lekcje, tutaj jemy obiady. Wprawdzie w tygodniu wydawane w różnych godzinach, ale za to w niedzielę zasiadamy do nich wspólnie – tłumaczy Asia. – To miejsce nas jednoczy. Tutaj toczą się wszystkie rozmowy, także o ważnych sprawach – dodaje Zbyszek. Nic więc dziwnego, że z rodziną o jej życiu rozmawiam właśnie przy stole, na którym tym razem stoją upieczone przez Asię pyszne ciasta.
Są tacy ludzie…
Czy zakładali, że będą mieli tak liczną rodzinę? To pytanie aż ciśnie mi się na usta. – W czasach narzeczeńskich, na randkach, rozmawialiśmy sobie, że fajnie byłoby mieć rodzinę z czworgiem, a może pięciorgiem dzieci. A że zrobiło się z tego dwa razy tyle... Jesteśmy po prostu otwarci na życie – przyznaje Zbyszek. A jak otoczenie reaguje na ich wielodzietność? − Zdarza się, że ludzie „omdlewają”, gdy dowiadują się, że mamy ósme dziecko. Ale myślę, że jesteśmy przyjmowani raczej pozytywnie – stwierdza Asia. − Mam poczucie humoru i duży dystans do wielu spraw, a to pomaga rozwiązywać wiele kryzysowych sytuacji − dopowiada Zbyszek. Co jednak najważniejsze, jak wspólnie podkreślają, Opatrzność Boża ich wspiera. − Nie zdarza nam się kupować ośmiu par butów dla dzieci. Pomagają nam ich chrzestni, rodzina i przyjaciele. Przekazując różne rzeczy i zabawki, czynią to z serca. Wiedzą bowiem, że mogą nam się przydać. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że są tacy ludzie – wyznaje głowa rodziny.
Artyści w rodzinie
Zbyszek z wykształcenia jest inżynierem geodetą, od kilkunastu lat prowadzi własną firmę. Zatrudnia ona czterech pracowników, co pozwala na to, żeby dobrze prosperowała. − Tata robi mapki − wyjaśnia mi 8-letni Paweł. Asia ma z kolei artystyczną duszę. Odkąd pamięta, chciała studiować historię sztuki. I tak też się stało. Kiedy nie przebywa na urlopach macierzyńskich i wychowawczych, uczy sztuki w pniewskim gimnazjum. Dzieci także mają artystyczne zacięcie. 17-letnia Zosia lubi rysować, myśli więc o studiowaniu architektury. 15- letni Staś jest natomiast uzdolniony aktorsko. Od trzech lat bierze udział w konkursie gwary poznańskiej „Godejcie po naszymu”, w którym co roku zostaje nagrodzony. 10-letnia Basia, zapytana o pasje, odpowiada, że najbardziej lubi grać na pianinie. – Chyba na komputerze! – wybucha śmiechem rodzeństwo. − Basia jednak z powagą dopowiada, że chodzi na lekcje gry na pianinie, podobnie zresztą jak 18-letni Wojtek. Jego bujna czupryna mogłaby wskazywać na to, że zostanie artystą. Zaskakuje mnie więc, gdy przyznaje, że najprawdopodobniej podejmie studia na politechnice.
Jesteśmy dumni z syna
Najstarszy z rodzeństwa jest 19-letni Mikołaj. Jemu jako pierwszemu przyszło podjąć decyzję co do dalszej życiowej drogi. Niedawno wstąpił do poznańskiego seminarium duchownego. − Bez wątpienia rodzina miała duży wpływ na moje powołanie. Rodzice wprowadzali mnie w praktyki religijne, wspólnie chodziliśmy do kościoła, wspólnie klękaliśmy też do modlitwy. Tak jak pozostali bracia, byłem ministrantem, służąc przy tym samym ołtarzu, gdzie wcześniej, przez całe lata ministrantem był tata – opowiada Mikołaj. Jak jego decyzję przyjęli rodzice? − Ze spokojem. Bardzo mi się podoba, że nie było zbędnej egzaltację. Rodzice zdają też sobie sprawę, że jeszcze długa i trudna droga przede mną – zauważa. Zbyszek przyznaje, że spodziewał się takiej decyzji po Mikołaju, ale było to dla niego pewne zaskoczenie. − Jesteśmy dumni z syna, a naszą rolą jest go wspierać i modlić się za niego – mówią rodzice, dodając, że wiadomość o decyzji Mikołaja zbiegła się w czasie z tą o poczęciu się Rity.
Kiedy nic nie mogłem zrobić
Maleńka, 3-miesięczna Ritunia jest oczkiem w głowie całej rodziny. Odrobinkę zazdrosna jest o nią jedynie 3-letnia Tereska. Nie ma jednak do tego podstaw, bo rodzice bardzo się o nią troszczą, tym bardziej, że w związku z jej chorobą przeżyli, jak przyznają, najmocniejsze doświadczenie w swoim życiu. Kiedy Tereska miała 4 tygodnie, zachorowała na bezobjawowe zapalenie płuc. Z dnia na dzień stawała się coraz słabsza, aż w ciężkim stanie znalazła się w szpitalu. − Drżeliśmy o jej życie, bo finał mógł być tragiczny. Gdy stałem na szpitalnym korytarzu po tym, jak dziecko trafiło w ręce lekarzy, uświadomiłem sobie, że ja już nic nie mogę zrobić. Pozostawała tylko modlitwa − wspomina z przejęciem Zbyszek. Zadzwonił więc ze szpitala, prosząc o modlitwę, najpierw do pniewskich sióstr urszulanek, a potem do Ruchu Focolari, w którego działalność są zaangażowani, i do rodziny. – Kiedy wykonałem wszystkie telefony, odczułem pewną ulgę – przyznaje, a Asia dodaje, że czuła wówczas, iż wielu ludzi otacza ich modlitwą. Stan Tereski stopniowo zaczął się poprawiać. Po przeszło dwóch tygodniach pobytu w szpitalu zdrowa mogła wrócić do domu.
Czasem potrzebny jest heroizm
Urszulanki z Pniew wspomagają rodzinę Ochlów nie tylko modlitewnie, ale również wychowawczo. Cała szóstka starszych dzieci chodziła bowiem do prowadzonego przez siostry przedszkola, a obecnie dwoje uczy się w ich szkole. Asia i Zbyszek przyznają też, że św. Urszula Ledóchowska i siostry z jej zgromadzenia mają ogromny wpływ na kształtowanie ich duchowości.
Nie mniej ważny jest dla nich Ruch Focolari, z którym Asia zetknęła się podczas studiów na KUL-u. Przez lata małżeństwa sporadycznie uczestniczyła w jego spotkaniach, czemu uważnie przyglądał się Zbyszek. – Muszę przyznać, że nie byłem do tego przekonany, ale nie utrudniałem Asi bycia w Focolari. Tym bardziej, że mówiła mi, że jeździ na spotkania, bo chce być dla mnie lepszą żoną. Zaczęło mnie to zastanawiać − wspomina Zbyszek i dodaje, że jako rodzina są w ruchu od około 6 lat, odkąd działa on w Poznaniu. Pytam więc, co daje im, jako małżonkom, jego duchowość? – Pozwala mi dyscyplinować siebie i pracować nad tym, abym przede wszystkim był dobrym mężem i ojcem. Kiepsko mi to wychodzi, bo zdarzają się także porażki. Ale tak jak nas uczyła Chiara Lubich, nasza założycielka, zapominam złych chwilach i próbuję ciągle od nowa – mówi Zbyszek tłumacząc, że stara się tworzyć atmosferę jedności najpierw w rodzinie, a potem budować ją na zewnątrz, z innymi ludźmi. − Tego ciągle się uczę, a pomaga mi w tym lektura Pisma Świętego poszerzona o komentarz Chiary − stwierdza. – Będąc żoną i mamą, staram się żyć chwilą obecną i robić to, co do mnie należy najlepiej jak potrafię, a to czasami wymaga heroizmu – dopowiada z uśmiechem Asia.
Warto mieć wsparcie
Formację w ruchu przeszły także starsze dzieci. Dla nich bardzo ważną postacią jest bł. Chiara Luce Badano, zmarła 21 lat temu w opinii świętości członkini Ruchu Focolari. – Chiara jest mi bardzo bliska. Kiedy zmarła, była przecież niewiele starsza ode mnie − zauważa Zosia. − Najbardziej pociąga mnie w jej osobie to, że nigdy nie pokłóciła się ze swoimi rodzicami. Staram się ją w tym naśladować, mimo że jest to bardzo trudne. W codziennych modlitwach proszę więc ją o wsparcie – dodaje. Zosia, podobnie jak pozostałe ze starszych dzieci, stara się też pomagać mamie w pracach domowych i w opiece nad młodszym rodzeństwem. − Szczerze mówiąc, czasami mi się nie chce, ale wiem, że trzeba. Sumienie mi to po prostu nakazuje – wyznaje nastolatka.
Narzeczeństwo w pociągu
Na koniec nie mogę sobie odmówić przyjemności poznania historii tego, jak poznali się Asia i Zbyszek. − Prozaicznie – przyznają oboje, wyjaśniając, że pochodzą z Pniew, z wielodzietnych rodzin. − W liceum chodziłem do jednej klasy z bratem Asi i przychodziłem do niego do domu pograć na gitarze czy się pouczyć. A w pewnym momencie zacząłem przychodzić do jego siostry − wspomina Zbyszek, dodając, że ich związek na poważnie zaczął się, gdy rozjechali się na studia: Asia do Lublina, a on do Olsztyna. − Czas narzeczeństwa, który był dla nas czasem próby, spędziliśmy więc w pociągu – mówią. Pobrali się po 4. roku studiów. I tak mija właśnie 21 lat...