Logo Przewdonik Katolicki

Albrecht Dürer w Bydgoszczy

Adam Gajewski
Fot.

A.D. ten monogram, ukryty gdzieś pomiędzy czarno-białymi detalami, rozpala miłośników sztuki, szczególnie koneserów grafiki, na całym świecie. Często nie potrzeba jednak tych inicjałów, aby rozpoznać dzieło mistrza z Norymbergi Albrechta Dürera.

A.D. – ten monogram, ukryty gdzieś pomiędzy czarno-białymi detalami, rozpala miłośników sztuki, szczególnie koneserów grafiki, na całym świecie. Często nie potrzeba jednak tych inicjałów, aby rozpoznać dzieło mistrza z Norymbergi – Albrechta Dürera.

 
Tak indywidualny, wyrazisty styl cechuje jedynie największych, którzy w swojej epoce i potem stają się wzorami, niejako mimowolnie tworzą „szkoły”, doczekują się kontynuatorów i kopistów. Bydgoska wystawa „Rewolucje Graficzne. Albrecht Dürer i szkoła niemiecka XV–XVI wieku” pokazuje najgenialniejsze zjawiska grafiki epoki Odrodzenia.
 
Takiej wystawy jeszcze w Polsce nie było   
Wizyta w Galerii Sztuki Nowoczesnej bydgoskiego Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego, zwłaszcza w towarzystwie Barbary Dygdały-Kłosińskiej – kuratora ekspozycji „dürerowskiej”, jest prawdziwą ucztą ducha; przewodniczka szkicuje przede mną konteksty, dodaje szczegóły, które sprawiają, że za każdym dziełem potrafię dostrzec Albrechta Dürera w innym momencie jego życia.
Wystawę otwierają księgi z norymberskiej oficyny Antona Kobergera: – Przy ilustracjach do Kroniki świata pracował warsztat Michaela Wolgemuta, w którym terminował zupełnie jeszcze młodziutki Albrecht Dürer – wyjaśnia kuratorka, dodając, że przyszły wielki „A.D.”, rozpoczął staż artystyczny w wieku 14 lat. – Nie wiemy dziś dokładnie, w którym miejscu na kartach Kroniki mamy do czynienia z ręką Albrechta, ale nauki, które odebrał przy tworzeniu tego dzieła na pewno owocowały… – mówi pani Barbara.    
W późniejszym tylko o kilka lat dziele poetyckim Statek głupców Dürerowi pozostawiono już taką swobodę twórczą, że pomimo braku sygnatury historycy sztuki bez trudu potrafią wskazać strofy opatrzone właśnie jego rycinami.   
Zgromadzenie cennych książek, sięgnięcie po ówczesną grafikę użytkową, możliwe dzięki przychylności kilku bibliotek z całego kraju, to spory atut bydgoskiej ekspozycji. Takiej wystawy, ukazującej szerszy kontekst pracy niemieckich mistrzów grafiki, jeszcze w Polsce nie było!
 
Gdzie moje prawa autorskie?!
Drzeworyty, miedzioryty, rysunki i nieliczne „bliskie tematowi” obrazy to eksponaty wypożyczone głównie ze zbiorów Muzeum Narodowego w Gdańsku, w Poznaniu, Warszawie… Poznajemy nie tylko „dojrzałego” Dürera, ale również artystów jego kręgu, który modelował dürerowski warsztat, podobieństwa kompozycyjne, dobór tematów, zaangażowanie w społeczną polemikę swoich czasów. Kto dociekliwy dostrzeże bowiem w dorobku i biografiach grafików ślady duchowego rozdroża okresu reformacji, ale również budzenia się nowej, indywidualistycznej świadomości twórców. – Ze wstępu do traktatu o malarstwie, który nigdy nie powstał, wiemy, iż Dürer czuł się wielkim artystą, wiedział, że za swoją pracę i talent należy się godna zapłata. Wymagał od siebie, ale też stawiał warunki. – komentuje Barbara Dygdała-Kłosińska. Sygnatura: A.D. stała się odtąd już na zawsze marką grafiki najznakomitszej, znakiem towarowym wymagającym szczególnego traktowania. Nic dziwnego zatem, że właśnie z osobą norymberskiego mistrza wiąże się prawdopodobnie pierwszy w historii sztuki spór o prawa autorskie; Marcantonio Raimondi naśladownictwo prac Dürera uprawiał tak wiernie, iż na jego odbitkach nie zabrakło dürerowskiego monogramu! Dopiero proces przed senatem Republiki Weneckiej ukrócił proceder Włocha – samo jednak plagiowanie scen uznano za całkowicie dopuszczalne. Takie i inne „smaczki” pasjonującej epoki odnajdujemy na wystawie, która w Bydgoszczy będzie prezentowana do 4 grudnia.  
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki