Logo Przewdonik Katolicki

Słodki matriarchat

Magdalena Guziak-Nowak
Fot.

Czy jest możliwy w domu, w którym mieszka mąż, dwóch prawie dorosłych mężczyzn i, co prawda 10-letni, ale dobrze rokujący na prawdziwego faceta Karolek? Tak!

– Miałem 15 lat, moja obecna żona była o rok starsza i przyjechała z innym chłopakiem jego limuzyną, syrenką. Ale szczerze mówiąc, kolana mi się ugięły, kiedy ją zobaczyłem. Bardzo mi się spodobała – powie Paweł.

– Od razu zauważyłam, że lubi gadać. Nawet mnie to denerwowało, że tyle gada i gada – wspomni Dorota.
Takie były początki. Poznali się na odpuście. W Naramie. Tak, to były czasy, gdy żony i mężów spotykało się na wiejskich zabawach. Dzisiaj, po 23 latach znajomości i 17 latach małżeństwa, Dorota i Paweł Grudnikowie mieszkają w Masłomiącej k. Michałowic. Zgodnie z przyjętą nomenklaturą, mogą używać zaszczytnego pojęcia socjologicznego – „rodzina wielodzietna” – bo oprócz nich pod dachem urokliwego domku żyje trzech synów: Łukasz – 16-letni indywidualista, Mateusz – 15-letni minimalista i pracujący dopiero nad wyrazistymi rysami swego charakteru 10-letni Karol.
– Jesteśmy dużą rodziną, więc trudności jest sporo, przeważnie finansowych. Innych problemów też jest co nie miara, ale myślimy, że atmosfera w naszym domu jest o wiele lepsza niż w takim pustym, bez dzieci.
 
Ale nie od razu dom zbudowano
Po pamiętnym odpuście drogi Doroty i Pawła się rozeszły. Spotykali się na okolicznościowych imprezach i poznawali „przy okazji”. Mieli swoje sympatie, mimo że przyjaciele podpowiadali, że by do siebie pasowali. Dziś cenią sobie ten koleżeński czas. – Kiedy młodzi ze sobą chodzą, próbują się pokazać z jak najlepszej strony. My nie byliśmy razem, więc nam na tym nie zależało i czasem chyba nawet za bardzo byliśmy sobą – śmieją się małżonkowie.
Znaczną rolę w ewolucji ich związku odegrał Tomek, brat Doroty i dobry kolega Pawła. Dzięki niemu miał okazję często ją odwiedzać. A przełom nastąpił podczas pobytu Pawła w wojsku. – Byłem na służbie w centrum nadawczym, kiedy dostałem informację, że przyjechała mnie odwiedzić „ładna, czarna, kręcona” dziewczyna. Zobaczyłem Dorotę i szczęka mi opadła. Gdy po jakimś czasie przyszły teść zapytał mnie o planowaną datę ślubu, a ja powiedziałem, że muszę najpierw znaleźć jakąś pracę, to w odpowiedzi usłyszałem, że to nie ma znaczenia, bo przecież już tyle czasu do niej przychodzę.
 
Czułości zamiast złości
To jedna z rodzinno-małżeńskich zasad Doroty i Pawła. – Kiedy się pokłócimy, nigdy tego nie okazujemy w obecności znajomych. Sprawy prywatne pozostają tylko między nami – opowiada mąż. – Nigdy się nie zdarzyło, byśmy poszli razem na jakąś imprezę, a wrócili osobno. Poza tym nie zwracamy sobie uwagi przy innych osobach. Nawet gdyby mnie coś bardzo denerwowało w Pawła zachowaniu, nie powiem mu o tym w towarzystwie – dodaje Dorota. Grudnikowie odrabiają celująco zadanie domowe z nauk przedmałżeńskich, podczas których tłumaczy się narzeczonym ideę stania zawsze po tej samej stronie frontu. Podobnie z teściami. – Mieliśmy tylko jedno spięcie, w czasie którego powiedziałam mamie, żeby się nie wtrącała – dopowiada Dorota. Nie znaczy to jednak, że izolują się od życia w wielopokoleniowej rodzinie. Wręcz przeciwnie, chętnie czerpią z doświadczenia starszych i do dziś żałują, że nie posłuchali rad taty a propos wyboru miejsca na wymarzony kominek.
Tak jak unikają pokazywania na zewnątrz negatywnych emocji, tak nie szczędzą sobie czułości w rodzinnym gronie. – Lubimy się przytulić, dać sobie buziaka. Jeśli ludzie się kochają, to jest to naturalne, a i dzieci widzą, że wszystko jest między nami w porządku.
Wśród innych niepisanych reguł ocieplających rodzinną atmosferę są obowiązkowe niedzielne obiady z rosołem, wspólne spędzanie świąt i jasny podział obowiązków. Są niefanatycznie konserwatywni.
– Chodzenie do kościoła nie jest dla nas regułą. To jest coś, o czym nie trzeba mówić. Tak po prostu jest. Natomiast jeśli chodzi o ten podział obowiązków, nie uważam, by kobieta w naszej rodzinie była uciemiężona. Podział zadań ułatwia życie – przekonuje Paweł.
– U nas panuje odgórny matriarchat – mówi z uśmiechem Dorota. – Jesteśmy podobni do Boskich z serialu Rodzinka.pl. Pamiętam scenę, w której mama wchodzi do pokoju nastoletniego syna, a tam okropny bałagan. Syn tłumaczy, że nie będzie sprzątać, bo znajdzie sobie żonę. Kiedy mama wyjaśnia mu różnicę między żoną a sprzątaczką, wchodzi ojciec z pytaniem, czy wyprała jego skarpetki…
 
„Ufamy naszym synom”
Wychowanie trzech synów, żeby „wyszli na ludzi”, jest dużym wyzwaniem. Tym bardziej że mają całkowicie inne charaktery. Najstarszy Łukasz ma własne zdanie. Jego pasją jest piłka nożna, trenuje od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Dorota chętnie zabiera go na zakupy, bo potrafi jej doradzić, w czym dobrze wygląda. „Średniak” Mateusz wybiera opcję „po linii najmniejszego oporu” – nie zajmuje się niepotrzebnymi jego zdaniem sprawami, ale oddaje się temu, co go naprawdę pasjonuje. Jest uzdolniony muzycznie, skończył szkołę muzyczną pierwszego stopnia, zaliczając dwa lata w rok, gra w orkiestrze. Gotuje, ale nie lubi sprzątać – woli dać Łukaszowi 5 zł, by zrobił to za niego. Najmłodszy Karol ma ambicje na prymusa. W tym roku otrzymał wyróżnienie za bardzo dobre wyniki w nauce. Lubi czytać i jest bardzo przywiązany do mamy.
Rodzice mają z chłopcami bardzo dobry kontakt, a jego podstawą jest obustronne zaufanie. – Trzeba być konsekwentnym i wymagać tego, co się ustaliło np. powrót do domu o 22 to o 22, a nie o 23. Jednak przede wszystkim dzieciom trzeba zaufać i z nimi rozmawiać. Nie można ich zamknąć w klatce.
To zaufanie procentuje. Młodzi mężczyźni nie wstydzą się swoich rodziców, nie uważają ich za „starych wapniaków”, nie przychodzą do nich tylko po kasę i nie jest dla nich „obciachem” zatańczyć ze swoją mamą na zabawie.
 
„Jaka fajna młoda para”
Chyba lubią wspominać początki wspólnej drogi, bo kiedy o nich opowiadają, mają uśmiechy na twarzach. Przekonują, że „ostre wymiany zdań” są potrzebne, by oczyścić atmosferę i potem miło się pogodzić. Mówią do siebie: „Pawełku” i „Dorotko”. Spacerują trzymając się za rękę, więc usłyszeli kiedyś: „Jaka fajna młoda para”. Aż tyle i tak niewiele zarazem wystarczy, by powiedzieć o sobie: „Jesteśmy szczęśliwą rodziną”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki