Kiedy za oknem pada deszcz i niespecjalnie chce się wychodzić z domu w poszukiwaniu przygód, rozejrzeć się można za nimi, pozostając u siebie – za to wyruszając w podróż w przeszłość.
Do tej podróży warto dobrze się przygotować. Niepotrzebne będą wygodne buty ani płaszcz przeciwdeszczowy, ani nawet drobniaki w kieszeni na wszelki wypadek. Przyda się za to gruby zeszyt i sprawny długopis, czasem aparat fotograficzny, może i dyktafon. Z takim wyposażeniem gotowi jesteśmy do drogi – możemy zacząć uczyć się, jak być rodzinnym genealogiem.
Najstarsze, największe
Genealogia, choć jako nauka istnieje od niedawna, w rzeczywistości jest prawie tak stara jak świat. Najstarszy zapis genealogiczny znaleziono w Ur i pochodzi z ok. 3100 r. przed Chrystusem. Znane są genealogie biblijne, starożytni Grecy wywodzili swoje korzenie od mitologicznych bogów, starożytni Rzymianie – od Agamemnona czy bohaterów Iliady. W Chinach prowadzono rodzinne kroniki, w Japonii swoją genealogię należało złożyć przy przyjęciu w służbę samuraja, a na wyspach Polinezji dzieci uczą się swojej genealogii na pamięć tak, że potrafią wymienić ok. 500 pokoleń wstecz – i od ok. 1000 r. Są to dane historyczne, a nie mityczne.
Granice
Zanim zabierzemy się za własne poszukiwania, musimy pozbyć się złudzeń – tak daleko na pewno nie sięgniemy. Barbarzyńskie najazdy na Europę, które zniszczyły świat starożytny, przerwały również tradycję genealogiczną. Odradzająca się po wiekach genealogia skupiła się bardziej na pochwałach i podnoszeniu prestiżu rodu za wszelką cenę niż na przekazywaniu historycznej prawdy. Możne rody próbowały udowadniać swoje pochodzenie od Karola Wielkiego albo uczestników wypraw krzyżowych. Polska szlachta uzasadniała swoje przywileje pochodzeniem od Jafeta, syna Noego, Żydom przypisując pochodzenie od Sema (co miało skazywać ich na bycie wiecznymi wyrzutkami), a chłopom od Chama (jako że cham chamem zawsze pozostanie). Samo szlachectwo zresztą również często zdobywano nielegalnie – w poł. XVII w. niejaki Walerian Nekanda Trepka ułożył liczący ponad dwa i pół tysiąca stron spis szlacheckich uzurpatorów, podając nie tylko ich nazwiska, ale również wygląd, maniery, anegdoty i skandale z ich życia. Dzieło to, noszące pierwotnie tytuł Liber generationis plebeanorum przetrwało już jako Liber chamorum i przez 300 lat pozostawało wyłącznie w rękopisie – wydane zostało dopiero w roku 1963, dzięki staraniom polskiego genealoga Włodzimierza Dworzaczka.
Metryki
Skoro nie mamy pochodzących z tamtych czasów wiarygodnych genealogii, polegać możemy wyłącznie na księgach metrykalnych. Jednak obowiązek ich prowadzenia wprowadzono dopiero na Soborze Trydenckim (1545–1563): proboszczowie prowadzić mieli księgi ochrzczonych, bierzmowanych, małżeństw, zmarłych oraz wykaz parafian. Od XVIII w. w księgach zaczęto umieszczać nie tylko daty chrztów i śmierci, ale również daty urodzin, pogrzebów oraz choroby, będące przyczyną śmierci. Te ostatnie – ze względu na niską świadomość medyczną tamtych czasów – również stanowią ciekawy materiał do badań. Dla nas ważne jest to, że czas powstania ksiąg metrykalnych na danym terenie jest dla nas – jeśli nie pochodzimy z rodu królewskiego czy zamożnej szlachty – granicą poszukiwań, której nie zdołamy przekroczyć.
Po pierwsze: rozmowa
Poszukiwań jednak nie zaczyna się od tych, którzy żyli najdawniej – podobieństwo nazwiska nie świadczy jeszcze o pokrewieństwie i może wyprowadzić nas na manowce naszych poszukiwań. Właściwym kierunkiem genealogicznych badań jest zaczynanie od spisania danych najbliższych: rodziców, dziadków i pradziadków, a następnie, przez kwerendę ksiąg metrykalnych w archiwum, przesuwanie się coraz głębiej w przeszłość. Zanim jednak usiądziemy nad starymi księgami, warto poświęcić więcej czasu tym, którzy przeszłość pamiętają i z przyjemnością będą o niej opowiadać. Wspomnienia babci czy dziadka przynieść mogą wiele informacji, których nie znajdziemy w żadnych księgach: przede wszystkim o tym, co pokazuje naszych przodków jako żywych ludzi z ich radościami, słabościami i przygodami, a nie tylko suche i bezosobowe daty z ich życia. Podczas takich rozmów uzbroić się trzeba w cierpliwość, ale jest to wysiłek, który warto ponieść. Warto również podczas takich rozmów sięgnąć do starych albumów i zdjęć, wyszperać stare dokumenty – wszystko to doskonale służy ożywieniu pamięci i sprawia, że jeden wątek rozmowy pociąga za sobą następny. Rozmowy takie warto nagrywać albo przynajmniej spisywać ich główne wątki – zdobyte raz informacje szybko mogą ulecieć z pamięci i być może nigdy nie uda nam się ich odtworzyć.
Zanim wejdziemy do archiwum
Najważniejszym jednak celem poszukiwań jest odtworzenie rodzinnych powiązań, tak by powstać mogło drzewo genealogiczne. Pierwsze naszkicować możemy sami, na samym początku poszukiwań, wpisując w nie siebie, swoje rodzeństwo, rodziców, dziadków. Kolejne gałęzie będą się na nim pojawiać sukcesywnie, w miarę dalszych poszukiwań. Szczegółowe informacje dotyczące budowania drzewa genealogicznego, sposobów spisywania przodków, tworzenia tablic genealogicznych bez problemu znaleźć można w internecie. Tam znajdziemy również pomoc w odczytywaniu dawnych zapisów, dokonywanych najczęściej po łacinie. Zresztą samo odczytanie ręcznego pisma z XIX w. wymaga pewnej wprawy, ale o tym również warto przekonać się osobiście.
Internet również może być źródłem informacji dla poszukiwaczy własnej historii. Warto wpisać swoje nazwisko w wyszukiwarkę, przejrzeć fora na stronach genealogicznych, sprawdzić wreszcie zasoby zebrane przez mormonów. Dla naszych terenów bardzo pożyteczna jest inicjatywa pod nazwą „Poznan Project”, dzięki której mamy dostęp do wyszukiwarki małżeństw zawartych w XIX w.
W poszukiwaniach warto dotrzeć również na cmentarze: część z nich dysponuje także internetowymi wyszukiwarkami nazwisk i grobów, wiele danych znaleźć można również na samych nagrobkach.
Dopiero później przychodzi czas na mozolne poszukiwanie i odczytywanie zasobów archiwalnych – wprawdzie można je odpłatnie zlecić archiwistom, ale przecież satysfakcja z samodzielnego odnalezienia kilku pokoleń pradziadków jest nieporównywalna z żadną inną.