„Kąciki ust do góry!” – mawiała św. Urszula Ledóchowska swoim siostrom tak często, że stało się to ich jedenastym przykazaniem. Ludzie, do których szły, mieli widzieć w ich twarzach, że życie z Bogiem daje człowiekowi spełnienie i szczęście.
Koniec maja upływa pod znakiem jej wspomnienia: bo to i rocznica jej kanonizacji, i rocznica śmierci. Wciąż jeszcze żyją uczennice pamiętające tę arystokratkę w szarym, prostym habicie, która swojej świętości szukała w zwyczajnym życiu.
Bóg widzialny
Abp Józef Kowalczyk modlił się 18 maja w Pniewach, w Domu Macierzystym Sióstr Urszulanek Szarych, przy grobie św. Urszuli z okazji rocznicy jej kanonizacji. Przy tej okazji mówił przede wszystkim o tym, jaki wpływ mają święci na tych, którzy wciąż pozostają w drodze do nieba. Przypomniał słowa św. Urszuli o tym, że kanonizacja powinna rozbudzać w duszach ludzi gorące pragnienie ich własnej świętości, oraz jej wyznanie: „Święty to przyjaciel, pocieszyciel, to brat kochający. Odczuwa nasze biedy, troski, modli się za nas, pragnie dobra naszego i szczęścia, bo łączy go z nami świętych obcowanie”.
– W ludziach świętych takich jak Urszula Ledóchowska czy Jan Paweł II – mówił prymas – Bóg staje się widzialny i bliski. Na ich twarzach jaśnieje blask Bożego piękna. (…) Nie bójmy się być świętymi przez przykładne życie według przykazań. Bądźmy normalnymi, prawymi ludźmi, których Bóg obdarzył konkretnym powołaniem, i temu powołaniu dochowajmy wierności – apelował.
Życie święte i piękne
Trudno przedstawić ciekawe życie św. Urszuli w kilku zdaniach. Urodziła się w arystokratycznej rodzinie, o której pisała: „Rodzice nasi prowadzili życie prawdziwie godne nazwy katolików. Ich wzajemny stosunek był budujący i wzorowy. Rodzice przestrzegali przykazań Bożych i kościelnych i nas do tego od najmłodszych lat wdrażali. Dom nasz miał ducha prawdziwie katolickiego. Życie w domu było święte i piękne. Pragnieniem naszej matki było widzieć nas wszystkich w niebie, co nam często powtarzała. Oddziaływał na nas wzorowy przykład rodziców, ich prostota, niewymuszona pobożność i cały tryb życia, tchnący modlitwą, pracą i systematycznością”.
Kiedy Julia Ledóchowska wstąpiła do klasztoru Sióstr Urszulanek i stała się matką Urszulą, nie zapomniała o wyniesionej z domu pobożności prostej i oczywistej – pobożności, która pozwoliła jej samej stać się świętą i wychować całe pokolenia młodych kobiet.
Macierzyństwo
Nie była matką w wymiarze fizycznym, ale macierzyństwo było jej powołaniem. Troszczyła się o rodziny, o wychowanie przyszłych matek. W wychowaniu młodzieży zwracała uwagę na jego dwa filary: katolickość i polskość. Oba te wymiary w jej przekonaniu domagały się walki z połowicznością i wygodnictwem, oba stawiały przed młodzieżą perspektywę świętości, osiąganej rzetelnym wypełnianiem obowiązków.
Również jako matka dla sióstr ze swojego zgromadzenia troszczyła się o pokorę i poświęcenie sióstr, ale także o ich uśmiech i radość, będące świadectwem prawdziwej więzi z Chrystusem. „Czasem więcej dobrego może zrobić jeden serdeczny uśmiech, dobre życzliwe słowo, aniżeli bogaty dar pochmurnego dawcy” – mówiła.
Świętość zwyczajna
Nie interesowały jej żadne nadzwyczajne praktyki religijne ani zakonne, nie robiła niczego na pokaz, zachwycała się rzeczami z pozoru banalnymi. O świętości pisała: „Nie domaga się od nas rzeczy nadzwyczajnych, lecz wiernego spełniania obowiązków życia codziennego, spełniania woli Bożej dla Boga i z Bogiem. Często myślimy, że to tak trudno zostać świętym i dlatego rezygnujemy ze świętości, uspokajając swe sumienie: «Świętość nie dla mnie». Ale to błąd! Musimy stać się świętymi, jeżeli chcemy dostać się do nieba. Lecz nie bójmy się, nie na nadzwyczajnych pokutach, na długich modlitwach, na heroicznych aktach cnót polega świętość, ale na cichym spełnianiu woli Bożej. Najlepsza modlitwa – to ciągłe zgadzanie się z wolą Bożą; najlepsza pokuta – to ciche, radosne przyjmowanie woli Bożej; najcudowniejszy akt miłości – to wierne wykonywanie woli Bożej we wszystkim”.