Malarstwo jest w kinie wielkim powracającym tematem, często przynoszącym efekt nader interesujący. Niezapomniane wrażenie pozostawiał choćby kolorowy finał Andrieja Rublowa czy obfitujące w odniesienia do płócien Jacka Malczewskiego zdjęcia Brzeziny lub gra światła i cienia w Straży nocnej – filmie interpretującym dzieło Rembrandta. Jednakże najnowszy film Majewskiego to nowy etap w dialogu dwóch sztuk.
Reżyserowi pomogła nowoczesna technika – trzy lata produkcji, postprodukcji, montażu, nakładania i dodawania efektów specjalnych dają widzowi możliwość obcowania z ujmującą estetyką i malarską manierą Bruegla.
Patrzymy na złożony z kameralnych epizodów film i równocześnie, w tle, wciąż widzimy dzieło flamandzkiego mistrza – namalowany w roku 1564 słynny obraz pasyjny Droga na Kalwarię. Majewski reżyser, ale również malarz, poeta i pisarz, o swojej fascynacji Pieterem Brueglem mówi od lat, uznając za jedno z miejsc swojej bezustannej inspiracji „autorską” salę tegoż twórcy w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum.
Wcześniej Lech Majewski z wykorzystaniem języka kina opowiadał już nam między innymi o średniowiecznej miniaturze Ogrodzie rozkoszy ziemskich Hieronima Boscha oraz malarstwie śląskich mistyków z Grupy Janowskiej.
Wśród obojętnego tłumu
Obrazy Pietera Bruegla Starszego najczęściej są ludne, wypełnione spiętrzonym życiem, tłumem szczelnie wypełniającym ramy kompozycji. Mają jednak kilka fascynujących perspektyw, kilka planów. Trzeba dobrze wpatrzeć się w lustro wody, by zauważyć nogę tonącego Ikara w obrazie, który swego czasu stanowił natchnienie dla Stanisława Grochowiaka.
Podobnie jest z płótnem Droga na Kalwarię – wśród morza sylwetek nie od razu odnajdujemy prowadzonego na mękę Chrystusa. Na pierwszym planie jest za to Maryja – Matka Cierpiąca, otoczona wąskim kręgiem najbliższych przyjaciół i płaczących niewiast. Tłum świadków odbywającej się kaźni wcale jej nie dostrzega, zajęty jest swoimi codziennymi sprawami.
Nad portretowaną okolicą nie góruje krzyż, a tajemniczy młyn, wiatrak, symbol do dziś nie do końca pojęty, lecz stanowiący przecież stały element każdego niderlandzkiego krajobrazu. To „przeniesienie akcji” Chrystusowej Pasji odnosiło się zapewne do krwawego ucisku i terroru, jakiego lud Flandrii ówcześnie doświadczał z rąk Hiszpanów, bezwzględnie postępujących z tutejszymi „heretykami”. To właśnie kulisy powstawania Drogi na Kalwarię, dopisane przez polskiego reżysera losy dwunastu postaci z namalowanego przez genialnego Holendra tłumu są osnową całego filmu Majewskiego.
Jak opowiedzieć to, co trzeba zobaczyć?
Majstersztyk. Scenariusz powstawał przy współpracy z Michaelem Francisem Gibsonem, wybitnym historykiem sztuki, specjalistą od twórczości Pietera Bruegla. W obsadzie międzynarodowe gwiazdy, dla których „grać u Lecha Majewskiego” – wciąż bardziej chyba docenianego i znanego za granicą niż w ojczyźnie – było wyzwaniem i honorem; widzimy na ekranie m.in. Rutgera Hauera, Michaela Yorka, Charlotte Rampling.
Efekt wizualny – jak można było przewidywać – estetyka najwyższej klasy, piękno przemyślane i dopracowane w każdym ujęciu. Po prostu film malowany – trzeba zobaczyć.