Logo Przewdonik Katolicki

Postne kalorie, czyli o "odchudzaniu" duszy

Katarzyna Jarzembowska
Fot.

Post może być wielkim duchowym przeżyciem, jeśli zamiast liczenia kalorii głębiej spojrzymy na nas samych. Czy niejedzenie mięsa może znaczyć coś więcej niż tylko ograniczający rytuał, czy jest świadomie podjętym wyrzeczeniem, czy pomaga nam zrozumieć, na czym polega nasze ludzkie życie i co jest w nim najważniejsze?

Post może być wielkim duchowym przeżyciem, jeśli – zamiast liczenia kalorii – głębiej spojrzymy na nas samych. Czy niejedzenie mięsa może znaczyć coś więcej niż tylko ograniczający rytuał, czy jest świadomie podjętym wyrzeczeniem, czy pomaga nam zrozumieć, na czym polega nasze ludzkie życie i co jest w nim najważniejsze?  

 

XVII-wieczny kaznodzieja bł. Stanisław Papczyński miał kiedyś powiedzieć, że „jedzenie przeznaczone jest dla żołądka, a żołądek dla robaków”. Rozważanie tej sentencji zalecał współbraciom, a złożone bogactwo polskich stołów uginających się pod tonami kapłonów, gęsi, pieczeni i flaczków kazał widzieć w perspektywie eschatologicznej, czyli tego, do czego zmierzamy.   

 

Historia postem stoi

Post był – zarówno w Polsce pierwszych Piastów, jak i pod rządami Radziwiłłów – sprawą niebagatelną. Bolesław Chrobry, nie oglądając się na prawa kanoniczne, wprowadził obowiązek poszczenia już od trzeciej niedzieli przed Środą Popielcową. Znaczyło to, że zamiast 40 „ewangelicznych” dni było ich ponad 60. Jak wspominają kronikarze, tym, którzy ośmielali się łamać książęcy nakaz i sięgali po mięso, wybijano zęby. Znana jest również niefortunna przygoda księcia Bogusława Radziwiłła, którego omal nie zabito na Mazowszu, bo „w dzień postu kazał jeść mięso”. Dostojnik tak rozsierdził bogobojnych Mazurów, że za mniejszy grzech uznano zamordowanie go wraz z towarzyszami niż patrzenie na łamanie prawa kościelnego…

Dzisiaj dalecy jesteśmy od tak radykalnych kroków. Często traktujemy post – czy w ogóle wstrzemięźliwość od jakichś pokarmów – jako przeciwwagę czy ucieczkę od obżarstwa. Pamiętam, że kiedyś podczas rozmowy z o. Leonem Knabitem padło pytanie, jak na liście grzechów głównych plasuje się obżarstwo? – Grzech obżarstwa jest przede wszystkim szkodzeniem sobie samemu, a każde szkodzenie sobie jest przeciwko piątemu przykazaniu Bożemu – także upijanie się czy palenie, zresztą jak wszystko w nadmiarze. Dawniej biesiadnicy łechtali się piórkiem w gardle. Była taka zasada: najadłeś się, wyjdź na bok, zrzuć i dopiero jedz dalej. Zatem coś, co robię dla samej przyjemności, co nie ma żadnego odniesienia do celu, w tym przypadku – podtrzymywania życia, jest czymś niewłaściwym. Jest jedzenie i żarcie. Wybór należy do nas…

 

O chlebie i wodzie

Antoni Kujawa – pochodzący (nomen omen) z serca Kujaw, czyli Inowrocławia, dziś – właściciel jednej z bydgoskich restauracji – wspomina, że w tłusty czwartek rozpoczynał się zwyczajowo ostatni etap zabaw karnawałowych. – W Polsce szlacheckiej urastały one do rangi wielkiej hulanki. Towarzyszyło im oczywiście niezwykle tłuste jedzenie. Następujący po nich Wielki Post dawał więc prawdziwe wytchnienie wszystkim narządom. W domu mojego dzieciństwa w tłusty czwartek królowały pączki, a przede wszystkim chruściki. Potem – aż do Środy Popielcowej jedzenie było wysokokaloryczne. Dominowały tłuste mięsa, fasola, piure z grochu i ziemniaków. W ostatnią niedzielę przed Wielkim Postem na obiad podawano czarninę ze śliwkami i żołądkami oraz kaczkę. Kolejnych 40 dni zarezerwowanych było na pierogi i śledzie.

Branża restauratorska nie zmieniła światopoglądu pana Antoniego. W postnym czasie można u niego zjeść wiele „nieokraszonych” dań. Pierwsze miejsce zajmują ryby, ale nie tylko. – Dziś postne jedzenie nie oznacza nudy w menu. W naszej restauracji podawany jest na przykład krem z przegrzebków, czyli małży św. Jakuba – wśród owoców morza są one jak polędwica wołowa wśród mięs. Myślę, że coraz odważniej otwieramy się na kuchnie i smaki świata, a to rezerwuar wprost niewyczerpany – zauważa.

Czy potrafimy jeszcze dzisiaj pościć? Ciągle w biegu, z fast foodem w ręce – byle szybciej, byle prościej… – Kiedyś w okresie Wielkiego Postu gościliśmy u nas grupę Białorusinów. Zauważyłem, że jedna z pań nic nie jadła. Zapytałem więc, co się dzieje, czy może coś jej nie smakuje… Odpowiedziała mi, że w tym czasie żyje tylko „o chlebie i wodzie”. Te tradycje, kultywowane na Wschodzie, ale także i u nas, wielu nie mieszczą się w głowie. Im dalej na Zachód, tym większe przyzwolenie na to, żeby sobie „odpuścić”, „poluzować”. A przecież post nie wynika tylko z diety i dbałości o zdrowe i piękne ciało. Ma on przede wszystkim głębokie religijne znaczenie i jest wpisany w funkcjonowanie człowieka. Bo każde poświęcenie prowadzi do radości. Gdyby nie 40 dni wyrzeczeń, to kogo ucieszyłby widok wielkanocnego stołu?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki