Oj, nie. Są u nas bracia starsi i młodsi. Taka rodzina wielopokoleniowa, co nawiasem mówiąc, bardzo cenię.
Po ostatnim tekście o młodzieży starszy współbrat, zacny człowiek ze szlachetną siedemdziesiątką na karku, powiedział, że czeka teraz na artykuł o starości.
Mógłbym napisać kilka zdań o zdjęciach na „demotach”, jak to starsze panie, pewnie złośliwie, niczym w biegu katorżnika, przepychają się w autobusie i pędzą na wolne siedzenia, ku oburzeniu młodych. Ale nie napiszę, bo musiałbym tłumaczyć, co to są „demoty”.
Może powinienem napisać o tym, że starość to nie jest pomyłka Pana Boga, coś, co Mu się nie udało, taki bubel w rozwoju człowieka, ale raczej dar dla innych. Starość i związana z nią często niedołężność to raczej sprawdzian dla młodych, na ile nauczyli się kochać. Trudno to jednak zrozumieć tym, dla których jesteś na tyle wartościowy, na ile jesteś wydajny, praktyczny, samowystarczalny i najlepiej nieludzki.
Można też napisać o tym, że gdyby młody człowiek miał takie doświadczenie życiowe jak starzec, to pewnie by zwariował. Nie uniósłby tej świadomości i spojrzenia o krok dalej w przyszłość. O wiele dalej, niż robią to młodzi.
Nie wiem, o czym pisać. O samotności staruszków zapomnianych przez dzieci? O trudnościach z wybraniem numeru do starszej mamy i powiedzeniu, że się ją kocha? O tym, że starsi czują się odstawieni na boczny tor i tak bardzo niezrozumiani, bo mało kto próbuje ich zrozumieć? O tym, że dla nich nie jest tak ważny modny płaszcz i frytki? A może o cudzie finansowym tak bardzo Polsce potrzebnym? Jak to się dzieje, że mimo tak małej emerytury pomagają tak wielu osobom? Taka mini-Irlandia w domu u babci.
Nie wiem, o czym napisać. Wiecie co? Idę wytłumaczyć współbratu, co to są „demoty”, bo na pewno zapyta.