Logo Przewdonik Katolicki

Na szczycie niezwykłości, czyli gdzie Feliks Dzierżyński spotkał się z Chrystusem...

Adam Gajewski
Fot.

Kiedy strzelały dawne arkebuzy i muszkiety, pękały w uszach strzelca bębenki, a wokół niego wznosiły się obłoki skłębionego dymu. Z biegiem czasu dymu ubywało, za to karabiny zaczęły nosić kule coraz dalej i dalej, w dodatku z zabójczą celnością. Czasem niezwykły efekt nie wymaga ozdobników. Dach Białorusi jest tak gorącym zaprzeczeniem wszelkiej turystycznej atrakcyjności, że paradoksalnie winien kiedyś stać się wycieczkowym curiosum. To wieszczę ja, autor tego tekstu, stojąc na wierzchołku Góry Feliksa Dzierżyńskiego.

 

Kiedy strzelały dawne arkebuzy i muszkiety, pękały w uszach strzelca bębenki, a wokół niego wznosiły się obłoki skłębionego dymu. Z biegiem czasu dymu ubywało, za to karabiny zaczęły nosić kule coraz dalej i dalej, w dodatku z zabójczą celnością. Czasem niezwykły efekt nie wymaga ozdobników. „Dach Białorusi” jest tak gorącym zaprzeczeniem wszelkiej „turystycznej atrakcyjności”, że paradoksalnie winien kiedyś stać się wycieczkowym curiosum. To wieszczę ja, autor tego tekstu, stojąc na wierzchołku Góry Feliksa Dzierżyńskiego.

 

Dumny ten szczyt mierzy sobie całe 345 m n.p.m. Dlatego trzeba uważnie go wypatrywać, będąc w swych poszukiwaniach gotowym na trudy towarzyszące co najmniej legendarnym śmiałkom, wspinającym się na Sobotnią Górę. Białoruski szczyt ma tę właściwość, że znika. Bywa, że nie ma go w krajobrazie i w ludzkiej pamięci też.

Nasz bus kręcił się długo po uroczych zakątkach tzw. Wysoczyzny Mińsko-Białostockiej, budząc ogólne zdziwienie: – Po co wam jechać na Górę Dzierżyńskiego? My od dziecka tu mieszkamy, ale mało który tam był. To chyba gdzieś w tamtą stronę ta góra, a może zupełnie na odwrót… – wprowadziliśmy w wyraźne zakłopotanie tutejszych, zebranych na wiejskim przystanku autobusowym.

W następnej wiosce wiedzą już nieco więcej, ale najważniejszego „języka zaciągamy” przed jakąś stacją wojskowej radiolokacji, chronionej przez kolczasty płot, wielkiego puszystego psa i chudziuteńkiego żołnierza. Radar się kręci, dym z komina bucha – widać, że służba trwa. Wartownik jednocześnie bardzo uprzejmy i pomocny informuje: – Do kołchozu trzeba jechać, o górę zapytać. Tam już pokażą.

Niech będzie nam odpuszczony grzech wojskowego szpiegostwa.

 

Śmiałków i ciekawskich mało

 

Pojechaliśmy. Kołchozowa brama zaryglowana, ale dozorca zrywa z niej łańcuchy, gdy tylko wytłumaczyliśmy, kto my i po co. Uśmiechy, uściski dłoni. Życzliwość.

Dawno tu nikogo nie goszczono w celach turystycznych, gdyż w ogóle na Białorusi pojęcie turystyki krajowej (znaczy – wewnętrznej) prawie nie istnieje. Miejscowi ludzie jeżdżą do puszczy, aby odpocząć w głuszy albo zwiedzają zamek w Mirze czy pałac w Nieświeżu. Podróżują turystycznie do stołecznego Mińska, względnie martyrologicznie do Chatynia – spalonej przez hitlerowców wioski mauzoleum. Taki to już los turystów w niedużym, równinnym i bezmorskim kraju.

Zaś cudzoziemcom już naprawdę rzadko przyjdzie do głowy szukać Mińsko-Białostockiej Wysoczyzny i „dachu Białorusi”. A szkoda, bo widok nas wita niebywały. Oto bowiem w rolniczym parku maszyn, otoczona błotem przepastnym i niemiłosiernie rozjechanym oponami, wznosi się przed nami góra, podobna do… kopca kreta olbrzyma. Na całe trzy metry wybrzuszona, królująca nad – ni to klepiskiem, ni parkingiem. Góra nie góra? Po prostu szczyt niezwykłości!

 

Dach płaskiego kraju

 

Wszystko to bezsprzecznie przez Wysoczyznę, która prawie niepostrzeżenie (dla nas, ludzi przyzwyczajonych do zróżnicowanych form krajobrazu), unosząc szosę w kierunku nieba, na dystansie kilku kilometrów zabiera cichcem górze „rekordowe” metry nad poziomem morza, w miejscu kulminacyjnym pozostawiając jej tylko ziemny kopczyk. Na kopczyku zaś, kamień.

Na szczyty wchodzi się, bo są – wie o tym każdy górolub. Ruszamy więc ławą na wierzchołek kopca. Co niektórzy spośród moich przyjaciół uzupełnią tym samym kolekcję pereł niezwykle wyczynowej „korony Inflant”. Wcześniej zdobyli: Suur Murnamägi w Estonii (318 m n.p.m.), łotewski Gaizinkalns (311 m n.p.m.) i wspięli się na litewski Juozapines ( 292 m n.p.m.). To były trudne góry, zwłaszcza do bezbłędnego zlokalizowania i nazywania. Teraz dumni eksploratorzy (i ja wraz z nimi) stoją na Górze Feliksa Dzierżyńskiego i patrzą w kołchozową dal.

 

Mapa niecałą prawdę ci powie

 

Tymczasem nie należało patrzeć w dal, a raczej przyjrzeć się głazowi zalegającemu na wierzchołku. Tam czekało naprawdę zaskakujące odkrycie. Poruszenie. Czyżby wszystkie nasze mapy i atlasy myliły się, lekceważyły fakty?

Nie tylko bowiem kamień wieńczy stromy kopczyk; u podnóża głazu doklejono jeszcze tablicę. Czarny kamień, mocno już „zwietrzałymi” literami, głosi po prostu: „Góra Dzierżyńskiego, najwyższe wzniesienie Białorusi, 345 metrów nad poziomem morza”. Na co tablica odpowiada ostrą czerwienią: „Bogu wieczna chwała! Góra Jezusa Chrystusa! Rok 2003”. Osłupieliśmy. Dzierżyński i Chrystus patronują jednej górze! Chyba tylko tutaj jest to możliwe.

 

Stoicy zza wschodniej granicy

 

W najbliższej parafii prawosławnej o tablicy nic nie potrafią nam powiedzieć. Próbowaliśmy też pytać w kołchozie. Kołchoźnicy lubią swoją niezwykłą górę, która fantazyjnie „wrosła” w ich obejście. Jednak nawet oni nie kojarzą faktu tutejszego symbolicznego triumfu Zbawiciela nad Dzierżyńskim jako próby wymazania piętna zbrodniczego Feliksa Edmundowicza. Nie pamiętają, a może nie chcą pamiętać? Zobojętniali na podobne paradoksy, nawykli...

Na Wschodzie symbole pamięci, religii, społecznej aksjologii, zwykły odkładać się warstwami, na podobieństwo geologicznego przekroju czy słojów w pniu drewna – jedna na drugiej, bez przesiewu. Spiżowy Lenin wskazujący palcem odnowioną cerkiew to przecież standard niezliczonych miejskich czy wiejskich placów.

Białorusina wcale nie dziwi, że jeden wierzchołek sławi imię Syna Bożego oraz założyciela krwawej „czerezwyczajki”.

My jednak odjeżdżamy zadumani i zdumieni, szosą, na wprost… ku miastu Dzierżyńsk.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki