Twórcy rezolucji opowiadają się za odrzuceniem przemocy i pokojowym rozwiązaniem konfliktu. Chcą też, by instytucje międzynarodowe wezwały władze Rosji do „natychmiastowego wstrzymania działań wojennych i rozpoczęcia rozmów z prawomocnymi władzami Republiki Czeczeńskiej, czyli czeczeńskim rządem na emigracji...”.
Trochę historii
Czeczenia to niewielka północno-kaukaska republika w składzie Federacji Rosyjskiej. Jej terytorium odpowiada mniej więcej połowie obszaru województwa mazowieckiego. Liczbę ludności trudno w tej chwili określić. Przed wojną wynosiła ok. 1,5 mln mieszkańców, teraz podobno jest ich milion.
Z tym niewielkim państewkiem Rosjanie mieli jednak problemy „od zawsze”, a ściślej od czasów Katarzyny II, która na poważnie zaczęła umacniać rosyjską władzę nad Kaukazem.
Pierwsze antyrosyjskie powstanie wybuchło w Czeczenii w 1785 r. Wiek XIX to pasmo kolejnych walk ze słynną, trwającą ponad ćwierć wieku (1834-1859), wojną Szamila włącznie.
Po upadku caratu na Kaukazie Północnym proklamowano Górską Republikę, która przetrwała dwa lata i rozpadła się sama w wyniku wewnętrznych sporów. Później komuniści stworzyli tu Górską Autonomiczną Republikę Sowiecką, by w końcu obszar podzielić. Wtedy powstała Czeczeńsko-Inguska Republika.
W lutym 1944 r. oskarżonych o sprzyjanie Niemcom Czeczenów i Inguszy wysiedlono z Kaukazu. Mieszkańców odległych górskich wsi, gdzie nie mógł dotrzeć transport samochodowy, po prostu mordowano. Pozostali w bydlęcych wagonach miesiącami podróżowali do będącej miejscem przeznaczenia Azji Środkowej. Oblicza się, że jedna czwarta deportowanych zmarła w drodze. W 1957 r., gdy Chruszczow reaktywował Czeczeńsko-Ingusko Republikę, ocaleni wrócili na Kaukaz. Rok później wzniecili w Groznym kolejne zamieszki.
W 1991 r., gdy rozpadał się ZSRR, przestała istnieć także Czeczeńsko-Inguska Republika. Jej miejsce zajęły oddzielne Inguszetia i Czeczenia. Na czele tej ostatniej stanął były sowiecki generał Dżohar Dudajew, który w trzy dni po wyborze na prezydenta 1 listopada 1991 r. ogłosił powstanie niepodległego państwa.
Czeczeńskie wojny
W grudniu 1994 r. wybuchła I wojna czeczeńska, zdaniem niektórych zupełnie niepotrzebnie. Republika pogrążała się w chaosie, Dudajew był coraz mniej popularny, istniało duże prawdopodobieństwo, że usuną go sami Czeczeni. Podobno słabnącemu Jelcynowi potrzebna była mała zwycięska wojna, podobno parła do niej zagrożona redukcją etatów rosyjska armia. Jakkolwiek by nie było, konflikt uratował Dudajewa i wcale nie przyniósł Rosji łatwego zwycięstwa. Po dwóch latach walk Moskwa została zmuszona do zawarcia dosyć upokarzającego pokoju.
Tyle że sami Czeczeni nie bardzo sobie ze swoim sukcesem poradzili. Umiarkowany Asłan Maschadow, który po śmierci Dudajewa w 1997 r. wygrał wybory prezydenckie, nie był w stanie opanować młodych komendantów polowych. Nie pomogło nawet mianowanie szefem rządu najbardziej znanego z nich, Szamila Basajewa.
Do kolejnej wojny z Rosją doszło po tym, jak w sierpniu 1999 r. dowodzone przez Basajewa oddziały weszły do Dagestanu pod hasłem ustanowienia na Kaukazie islamskiego kalifatu. Jednocześnie w Moskwie i Wołgodońsku doszło do tajemniczych zamachów, o które rosyjskie władze obwiniły czeczeńskich separatystów, chociaż zabita potem przez nieznanych sprawców dziennikarka Anna Politkowska oraz otruty polonem były oficer FSB Aleksander Litwinenko twierdzili, że była to prowokacja rosyjskich specsłużb.
Tym razem wojna trwała 5 lat. Najpierw były działania zbrojne, ale począwszy od 2002 r. część bojowników zaczęła sięgać po metody terrorystyczne. W październiku 2002 dokonano zamachu na moskiewski teatr na Dubrowce, we wrześniu 2004 zaś na szkołę w północnoosetyjskim Biesłanie.
Czeczenizacja konfliktu
Od 2004 r. wojna zaczęła jednak powoli wygasać, do czego z jednej strony niewątpliwie przyczyniły się brutalne pacyfikacje stosowane przez rosyjskie wojska federalne, a z drugiej coś, co inny ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Górecki nazywa czeczenizacją konfliktu. Moskwa postanowiła uspokoić sytuację w republice rękoma samych Czeczenów. Pomógł jej w tym były partyzant i były czeczeński mufti Achmed Kadyrow, który z poręczenia Rosji w 2003 r. został prezydentem Czeczenii. Gdy zginął w zamachu, jego schedę przejął syn Ramzan Kadyrow. Władzę sprawuje żelazną ręką, mordując przeciwników lub zmuszając do emigracji. Najpierw jednak ogłosił amnestię, porozumiał się z częścią byłych komendantów, część zmusił do uległości (np. porywając ich rodziny), za rosyjskie pieniądze odbudowuje zrujnowaną republikę. Mimo wiernopoddańczych gestów wobec Kremla zachowuje niezależność. Podkreśla swoje przywiązanie do islamu, wprowadza w czeczeńskim prawie elementy szariatu, wybudował największy na Kaukazie meczet.
Ostatecznie w ubiegłym roku władze rosyjskie ogłosiły rzeczywisty koniec drugiej wojny czeczeńskiej. I rzeczywiście w porównaniu z sąsiednimi Inguszetią czy Dagestanem Czeczenia jest względnie spokojna. Piszę względnie, gdyż 29 sierpnia oddział kaukaskich bojowników zaatakował Centoroj - rodzinną wieś Ramzana Kadyrowa. Ta największa od wielu miesięcy akcja rebeliantów pokazała, że bojownicy - wbrew zapewnieniom rosyjskiej FSB oraz samego Kadrowa - wciąż dysponują znacznym potencjałem. Udowodniła także, że nie może uchodzić za stabilny system oparty wyłącznie na brutalnej władzy, a pozbawiony szerokiego społecznego poparcia.
Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego
Kongres Narodu Czeczeńskiego grupuje opozycyjne w stosunku do Kadyrowa środowiska składające się z przedstawicieli czeczeńskiej diaspory oraz bojowników z Kaukazu. Pułtuskie spotkanie było drugim tego typu zorganizowanym poza granicami kraju. Poprzedni kongres odbył się w 2002 r. w Kopenhadze. Oba łączy jedno - i w 2002, i w 2010 r. Rosja zażądała ekstradycji Ahmeda Zakajewa - obecnie premiera nieuznawanego rządu Czeczeńskiej Republiki Iczkeria.
Sam Zakajew z wykształcenia aktor i choreograf uważany jest za jednego z ostatnich znanych czeczeńskich komendantów. W czasie pierwszej wojny dowodził oddziałem i został nawet generałem. Potem jednak objął funkcję ministra kultury i mimo, że w czasie drugiej wojny czeczeńskiej został szefem ochrony prezydenta Maschadowa, w bezpośrednich walkach nie brał udziału. Ranny w 2001 roku wyjechał na leczenie na zachód. Od tej pory przebywa za granicą pełniąc funkcję reprezentanta nieuznawanego przez nikogo kraju. W zeszłym roku powrót do Czeczenii i tekę ministra proponował Zakajewowi Kadyrow. Odrzucenie tej propozycji wywołało jego wściekłość, czemu zresztą Kadyrow dał wyraz domagając się stanowczo wydania Zakajewa Rosji.
Paradoks polega na tym, że sam Zakajew opowiada się za pokojowym załatwieniem sprawy Czeczenii i dialogiem z Rosją. Chce tylko, aby wszystko odbywało się pod auspicjami międzynarodowych instytucji.
O co w tym wszystkim chodzi ?
Myślę, że mało kto zwróciłby uwagę na Czeczeński Kongres w Pułtusku gdyby nie reakcja Rosji. To właśnie głośny protest Moskwy oraz żądania aresztowania i ekstradycji czeczeńskiego lidera (któremu nb. brytyjskie władze przyznały w 2003 roku status politycznego uchodźcy) wywołały zainteresowanie świata i przypomniały tragedię małej kaukaskiej republiki.
Być może rosyjskie władze postanowiły przekonać się do jakiego stopnia polskiemu rządowi zależy na dobrych stosunkach z Moskwą, być może naprawdę miały nadzieję na wydanie im Achmeta Zakajewa. Nie można także wykluczyć, że Kreml w kolejnych polsko-rosyjskich negocjacjach chciał użyć sprawy Zakajewa jako narzędzia nacisku. Nie wykluczone, że to tylko przypadek, ale kilka dni po całej aferze premier Putin zaatakował Polskę za to, iż domaga się głębszego wkopania fragmentu rurociągu Nord Streamu, który przebiegać będzie w okolicach przyszłego gazoportu w Świnoujściu, choć o całej sprawie Polacy z Niemcami rozmawiają już od dawna. Były to jego pierwsze krytyczne słowa pod adresem polskich władz od czasu smoleńskiej katastrofy.
Wracając do Kongresu w Pułtusku – nie myślę, żeby chwilowe zainteresowanie świata jakoś szczególnie pomogło Czeczenom. Natomiast jestem pewna, że Kaukaz Północny jeszcze da światu znać o sobie. Na razie permanentnie przypomina się samej Rosji. Tylko w pierwszej połowie tego roku w regionie miało miejsce cztery razy więcej zamachów niż w całym 2009 r. Przy czym o ile jeszcze kilka lat temu głównym czynnikiem destabilizującym sytuację na Kaukazie Północnym był czeczeński separatyzm oraz konflikty etniczne, to obecnie znacznie poważniejszym wyzwaniem staje się działalność podziemia islamskiego, a islamizacja ta jest nie tyle wynikiem wpływów z zewnątrz, co skutkiem złej sytuacji wewnętrznej. Rezultatem panującego we wszystkich republikach regionu systemu politycznego opartego na klanowo-mafijnych powiązaniach i korupcji a także polityki siłowej wdrażanej konsekwentnie od objęcia władzy przez Władimira Putina. W dodatku wzrost ksenofobicznych nastrojów w samej Rosji bardzo utrudnia bezrobotnym Inguszom czy Dagestańczykom( a bezrobocie sięga 40 i więcej procent) szukanie zajęcia poza swoim terytorium. Kryzys prowadzi do islamizacji regionu.
Kolejne kremlowskie programy naprawcze na razie nie przynoszą rezultatów. W rezultacie, jak twierdzą dosyć zgodnie eksperci, na rosyjskim Kaukazie Północnym tworzy się swoista czarna dziura. Być może jakimś wyjściem byłaby szeroka autonomia i dopuszczenie do władz w kaukaskich republikach ludzi niezależnych, za to cieszących się szacunkiem miejscowych. Problem w tym, że na to akurat władze w Moskwie zgodzić się nie chcą.