Mijający rok obchodzony był w naszym kraju jako Rok Rodzinnej Opieki Zastępczej. Przyjmując w październiku 2008 r. uchwałę w tej sprawie Sejm uznał, że przyczyni się ona do uporządkowania przepisów dotyczących funkcjonowania rodzin zastępczych oraz rodzinnych domów dziecka. Szczególną bowiem ochronę prawną należy zapewnić dzieciom, które nie posiadają naturalnej i prawidłowo funkcjonującej rodziny.
Przełamać lęk
Nowoczesne bloki na jednym z poznańskich osiedli mieszkaniowych. W drzwiach swojego mieszkania witają mnie Kamila i Bartek Glapińscy. Spomiędzy rodziców wychyla się uśmiechnięta buzia półtorarocznego chłopczyka. Od pierwszej chwili czuję, że to bardzo serdeczni ludzie. Gdy siedzę na kanapie i słucham ich opowieści, Filipek bawi się z mamą na dywanie.
Pobrali się dwa i pół roku temu. Bartek ukończył prawo, Kamila pedagogikę specjalną. Marzyła o pracy z osobami niepełnosprawnymi. Jeszcze przed studiami, jak i w trakcie ich trwania, miała z nimi częsty kontakt. Była wolontariuszką we Wspólnocie Arka, z którą po poznaniu Kamili, zaprzyjaźnił się także Bartek. − Ludzie boją się osób niepełnosprawnych – zauważa Kamila. – Ale będąc w tej wspólnocie i przyglądając się ich codziennemu życiu, można przełamać tego typu lęki – zapewnia.
Od dawna interesowało ją także zastępcze rodzicielstwo, dlatego chętnie udzielała się też w rodzinnym domu dziecka. Jednak najwięcej radości i satysfakcji dawał jej kontakt z podopiecznymi Stowarzyszenia Na Rzecz Pomocy Osobom z Zespołem Downa, które przekształcono później w Stowarzyszenie Na Tak. Tak się jednak złożyło, że po ukończeniu studiów podjęła pracę w ośrodku adopcyjnym.
Rodzicielstwo z innej strony
Pracując z rodzinami, Kamila przyglądała się problemom małżeństw starających się o dziecko. – My sami, jeszcze przed ślubem, rozmawialiśmy o tym, czy bylibyśmy gotowi adoptować dziecko lub przyjąć je jako rodzina zastępcza. I to niezależnie od tego, czy dane nam będzie mieć własne potomstwo – wyznaje Bartek.
Pewnego dnia do ośrodka adopcyjnego, w którym Kamila pracowała, dotarła informacja o dwumiesięcznym chłopcu. Rodzice zostawili go po porodzie w jednym z poznańskich szpitali, a później trafił do domu dziecka. Nikt nie chciał adoptować chłopca. Powód był jeden, dziecko miało zespół Downa. Odwiedzając służbowo placówkę, w której chłopiec przebywał, Kamila coraz częściej do niego zaglądała. W jej głowie zaczęła się rodzić pewna myśl. – Stwierdziłam, że nie po to Pan Bóg kierował mnie na takie studia oraz do takich konkretnych miejsc i osób, żebym nie pomogła temu dziecku – opowiada. – Dobrze, że Bartek jest otwarty na moje pomysły − mówi z uśmiechem, czule spoglądając na męża. – Po prostu stwierdziliśmy, że weźmiemy go do siebie − dodaje Bartek. I tak małżeństwo z rocznym stażem zostało specjalistyczną rodziną zastępczą dla czteromiesięcznego, niepełnosprawnego chłopca.
Czas dla Filipka
Młodzi małżonkowie wiedzieli, że przyjmują Filipa praktycznie na całe życie. Mieli też świadomość, że Kamila będzie musiała przynajmniej na jakiś czas zrezygnować z pracy. Chciała jak najwięcej czasu poświęcać na rehabilitację synka. − Korzystamy z różnych możliwości, m.in. z zajęć w grupach organizowanych przez Stowarzyszenie Na Tak – wyjaśnia Bartek. − Jak do tej pory Filip rozwija się bardzo dobrze, chociaż w przypadku dzieci z zespołem Downa nie można do końca przewidzieć, co będzie dalej. Robimy jednak wszystko, żeby stwarzać synkowi jak najlepsze warunki rozwoju – tłumaczy Kamila.
Małżonkowie nie obawiają się, że biologiczni rodzice Filipka będą w przyszłości rościć sobie do niego prawa. Pozbawieni są oni bowiem władzy rodzicielskiej i całkowicie odcięli się od syna. Jednak osoby decydujące się na pełnienie funkcji rodziny zastępczej muszą zdawać sobie sprawę z tego, że biologiczni rodzice dziecka mają prawo się z nim spotykać. − Te ewentualne kontakty są największą trudnością i myślę, że to główny powód, dla którego ludzie boją się tej formy rodzicielstwa – tłumaczy Kamila.
Na pożegnanie Filipek pokazuje mi jeszcze, czego ostatnio się nauczył. Kiedy rodzice mówią „amen”, z dumą składa rączki.
Matka chrzestna Krystiana
Zupełnie inne poznańskie osiedle z zabudową sprzed wielu lat. W przytulnym, maleńkim mieszkaniu popijam herbatę wsłuchana w ciepły głos pani Wandy Frankowskiej. Opowiada mi o swoim chrześniaku, Krystianie.
Ponad 30 lat temu w pewnej wielodzietnej rodzinie przyszło na świat jedenaste dziecko. Najbliżsi nie potrafili znaleźć dla niego rodziców chrzestnych. Ktoś zaproponował więc pani Wandzie, żeby „trzymała” chłopca do chrztu. Zgodziła się, zupełnie nieświadoma tego, jak wpłynie to na jej życie. Gdy Krystian miał 2 latka, zmarł jego ojciec. Gdy skończył 4, trafił do domu dziecka. – Przez kilka lat brałam go do siebie na weekendy i wakacje, a między nami nawiązywała się więź. Myślałam o przyjęciu go na stałe, ale ciągle się wahałam − wspomina pani Wanda. Nadszedł jednak przełomowy moment. Krystian uciekł z domu dziecka. – Usłyszałam wtedy od jego wychowawcy, że jeżeli dłużej pozostanie w tej placówce, to się zmarnuje – mówi jego matka chrzestna. I tak 9-letni chłopiec zamieszkał w domu pani Wandy.
Uratowany dla Boga
Pani Wanda, pomimo że jest osobą samotną, stała się dla chłopca rodziną zastępczą. Wprawdzie biologicznej matce nie odebrano praw rodzicielskich, ta jednak nie chciała utrzymywać kontaktów z Krystianem. Dopiero gdy w okresie dojrzewania chłopak zaczął szukać swoich korzeni, psycholog doradził zorganizowanie spotkania z matką. Odwiedził więc rodzinny dom i ta jedna wizyta mu wystarczyła.
− Sama nie dałabym rady wychować Krystiana. Wszystko oparłam na Panu Bogu – wyznaje pani Wanda. Największym wsparciem były dla niej kontakty z rodzinami z Drogi Neokatechumenalnej. – W środowisku rówieśników ze wspólnoty Krystian czuł się w pełni akceptowany. To miało bardzo dobry wpływ na jego rozwój – mówi pani Wanda.
Krystian mieszkał ze swoją matką chrzestną do momentu założenia własnej rodziny. − Gdy brali z Magdą ślub, powiedziałam im tylko jedno: jeżeli oprzecie się na Panu Bogu, to wasze małżeństwo przetrwa – wspomina pani Wanda. Magdalena i Krystian niedługo będą obchodzić 11. rocznicę ślubu. Są szczęśliwymi rodzicami piątki dzieci, a pani Wanda babcią dla pięciorga kochających wnucząt.
Gdy kończymy nasze spotkanie, moja rozmówczyni dodaje jeszcze, że nic nie daje tak wielkiej radość i zadowolenia, jak pomoc potrzebującemu dziecku.