Czy poziom gotowości do rodzicielstwa jest równoznaczny z byciem gotowym na zaadoptowanie dziecka?
– Nie można tego porównać. Gotowość do bycia rodzicem to pierwszy etap dojrzałości do rodzicielstwa, natomiast gotowość do bycia rodzicem adopcyjnym przychodzi zdecydowanie później. Najpierw w przypadku każdej pary toczy się ogromna walka o to, aby być rodzicem biologicznym. U wszystkich kandydatów na rodziny adopcyjne skupienie się na byciu rodzicem biologicznym było ogromne. Tylko raz mieliśmy sytuację, w której małżeństwo od początku bycia razem decydowało się na adopcję, ale tylko dlatego, że kobieta miała poważne problemy zdrowotne, które już w dzieciństwie pozbawiły ją płodności. W tej pierwszej fazie starania się o dziecko para chwyta się różnych metod i sposobów, co nierzadko sprawia, że w pewnym momencie pojawia się desperacja. Szalenie ważne jest, aby nie trafiać do ośrodka adopcyjnego w momencie, w którym pragnienie dziecka biologicznego przysłania wszystko inne. Tak naprawdę większość kobiet i mężczyzn trafiających do nas przeżyło proces żałoby po stracie wyobrażenia siebie jako rodzica biologicznego. Dlatego kwestia, w którym momencie tego procesu przyjdą do ośrodka adopcyjnego, ma olbrzymie znaczenie. Często jest tak, że trafiają zupełnie niegotowi i przez cały czas skoncentrowani są tylko na tym, aby wypełnić pustkę, której doświadczyli.
Po czym zatem rodzice mogą rozpoznać, że nie są jeszcze gotowi na rozpoczęcie starań o adopcję?
– Przede wszystkim po tym, że mają w głowie mocno zakodowany obraz swojego biologicznego niemowlaka, którego tulą, a który nigdy się nie narodził. Wyraźnie wskazuje to, że swoimi emocjami są jeszcze przy dziecku, którego nie ma. Dopiero umiejętność mówienia o tym, że nie mogą mieć dzieci, mówienia w sposób spokojny, z akceptacją faktu, że ich to spotkało i muszą z tym żyć, oznacza gotowość do rozpoczęcia drogi adopcji. Przy początku tego procesu nie może być silnych emocji związanych z tęsknotą za nienarodzonym dzieckiem. Naturalne jest, że emocje się pojawiają, ale nie mogą one mieć decydującego głosu. To najprostsze wskaźniki, które pozwalają przyszłym rodzicom się odnaleźć. Oczywiście, jeśli zdecydują się rozpocząć proces adopcji, my w trakcie szkolenia wnikliwie weryfikujemy ich rzeczywistą gotowość.
A może się tak zdarzyć, że para nigdy nie będzie gotowa na adopcję?
– Gdy dziesięć lat temu stworzyliśmy nasz ośrodek, zakładałam, że wszyscy mają prawo mieć dzieci. Uważałam, że odrzucanie par jest czymś bardzo krzywdzącym. W tej chwili, z perspektywy dziesięcioletniego doświadczenia, muszę przyznać, że są takie rodziny, które nigdy nie powinny mieć dzieci, w szczególności tych adopcyjnych. Mieliśmy kiedyś kandydatów, którzy stwierdzili, że nie przyjadą na spotkanie z dzieckiem, ponieważ mają bilety na koncert i to jest dla nich ważne. Jeżeli ktoś nie rozumie, że posiadanie dziecka to jest w pewien sposób rezygnacja lub modyfikacja własnych planów, to do roli rodzica się nie nadaje. Błędne jest założenie, że dziecko uda się włączyć w swoje życie tak po prostu, bez wprowadzania zmian.
Czy wychowanie dziecka adopcyjnego jest większym wyzwaniem niż wychowanie dziecka biologicznego?
– Moim zdaniem wychowywanie dziecka adopcyjnego to coś więcej. Gdy wychowujemy dziecko biologiczne, dochodzi do różnych sytuacji, różny jest stan jego zdrowia i wyzwania, ale można założyć, że przy odpowiednich metodach wychowawczych i postawach rodzicielskich wszystko powinno iść w miarę dobrze. W przypadku dzieci adopcyjnych dochodzi czynnik, na który nie mamy zupełnie wpływu: przeszłość dziecka. Wszystkie dzieci, które trafiają do adopcji, mają traumę wszesnodziecięcą, nawet niemowlęta. Rozstanie z biologiczną matką, z tzw. figurą przywiązania, którą najczęściej jest matka, jest zawsze dla dziecka traumą. Oczywiście dziecko może przejść tę rozłąkę w miarę łagodnie, ale najczęściej powoduje to w jego psychice poważny problem. Dzieci adoptowane, nawet małe, wielokrotnie w swoim życiu traciły bliskie osoby. Najpierw jest utrata rodzica biologicznego, potem maluch trafia do pogotowia opiekuńczego. Procedura rozciąga się w czasie, a po drodze dzieją się różne rzeczy, które tylko pogłębiają traumę. Czasem dziecko przechodzi przez różne rodziny zastępcze i zdarza się, że na końcu trafia do domu dziecka. Nie można wykreślić przeszłości i powiedzieć: to się nie wydarzyło, tego nie ma. Skutki tych zawirowań i zmian idą za dzieckiem przez całe życie. Dodatkowo u dzieci mogą pojawiać się różne zaburzenia związane z tą przeszłością, np. FAS, zespół związany z piciem alkoholu przez kobietę będącą w ciąży.
Rodzice adopcyjni często wspominają o zaburzonym przywiązaniu, które obserwują u swoich dzieci. Czy to bezpośrednia konsekwencja traumy wczesnodziecięcej?
– Tak, zaburzone przywiązanie powstaje na podłożu traumy wczesnodziecięcej, ale nie jest ono związane tylko i wyłącznie z tym, że dziecko jest adoptowane. W rodzinach biologicznych także one występują. Styl przywiązania ,,bezpieczny” jest czymś stosunkowo rzadkim, a w naszym społeczeństwie najczęściej występuje jakiś rodzaj więzi ,,pozabezpiecznej”. To rzutuje na sposób, w jaki wchodzimy potem w relacje z wszystkimi bliskimi nam osobami, również w związek małżeński. Jednak jest to coś, nad czym możemy pracować i nie determinuje to wszystkich naszych zachowań i relacji.
Czy procedura adopcyjna obowiązująca w Polsce sprzyja kandydatom na rodziców adopcyjnych?
– Odpowiedź nie jest zero-jedynkowa. W ośrodku adopcyjnym odpowiadamy przede wszystkim za dziecko, więc musimy dokonywać pewnych obostrzeń, aby móc poznać rodzica. Stąd szkolenie trwa około trzech miesięcy, potencjalni rodzice muszą trochę poczekać i nic nie odbywa się automatycznie. To, że są poddawani wnikliwym badaniom psychologicznym, to właściwe, a wręcz konieczne. Nie może ktoś z ulicy przyjść i powiedzieć, że chce dziecko. Często rodzice adopcyjni z wyrzutem pytają, kto bada i szkoli rodziców biologicznych. Odpowiadam wtedy, że niestety nikt. Mam koncepcję, że rodzice biologiczni w momencie, w którym dowiadują się, że będą rodzicami, powinni odbyć stosowne szkolenie. Uważam, że od dobrego przygotowania przyszłych rodziców adopcyjnych nie ma potrzeby uciekać, to nie jest nic, co byłoby wymierzone w nich. Natomiast są dwa elementy będące koszmarem dla osób starających się do adopcję. Pierwszy to czas oczekiwania na dziecko. Rocznie przeprowadzamy dwadzieścia kilka adopcji, a par oczekujących mamy około czterdziestu i w ciągu roku lista ta się wydłuża. Pomoc rodzinom biologicznym jest mocno rozbudowana, przez co daje się rodzinom biologicznym wielokrotnie szanse, aby dziecko mogło wrócić do domu. Rodzice biologiczni mogą podjąć leczenie, uporządkować sytuację mieszkaniową, zmienić swoje życie na tyle, aby mogli kontynuować bycie rodzicem. Niestety, często jest tak, że mija pewien okres i okazuje się, że w tym czasie rodzic ani razu nie odwiedził swojego dziecka przebywającego w pieczy zastępczej, matka nadal nadużywa alkoholu, warunki mieszkaniowe się nie poprawiły. Ale mimo to prosi o kolejną szansę i ją dostaje. Uważam, że rodzinie biologicznej należy pomagać. Czasami jednak sąd dla dobra dziecka powinien przestać wspierać taką rodzinę. Mieliśmy sytuację, w której dziesięcioro dzieci od jednej matki poszło do adopcji, a na świecie pojawiło jedenaste i po raz kolejny zapadła decyzja, aby wysłać tę matkę do Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów, wykonującego badania, czy posiada ona kompetencje, aby zajmować się dzieckiem. Jeżeli przy dziesięciorgu dzieci nie miała kompetencji, to jak może uzyskać je przy jedenastym, zwłaszcza że do tej pory nie zrobiła nic, aby je zwiększyć? Matka nie powinna dostawać szansy wielokrotnie, bo wtedy nikt nie daje szansy dziecku. Ono zwyczajnie rośnie i nabywa kolejnych traum. Pomoc rodzinie biologicznej należy się bezwzględnie, po to, aby miała możliwość wyjść z kryzysu, w którym się znalazła, tu uważam należy udzielić wszelkiej pomocy. Zresztą jako stowarzyszenie także pomagamy takim rodzinom biologicznym. Prowadzimy dla nich szkolenia, warsztaty umiejętności wychowawczych, współpracujemy także z sądem w tym zakresie, który kieruje do nas rodziny potrzebujące wsparcia. Jeżeli jednak na warsztaty przychodzą rodzice, których dzieci przebywają w pieczy zastępczej albo mają nadzór kuratora, a im zależy tylko na tym, żeby szybko podpisać zaświadczenie o odbytym kursie, to uważam, że takim rodzicom nie powinno się dawać trzeciej, czwartej szansy. Wszystkie instytucje powinny się skupić przede wszystkim na autentycznym dobru dziecka, aby ono jak najwcześniej trafiło do zdrowej, normalnej rodziny.
A jaka jest ta druga trudność, której doświadczają rodziny oczekujące na dziecko?
– Pojawia się ona w momencie, gdy rodzina złożyła wniosek o przysposobienie. Dziecko jest ze strony prawnej wolne i zostało zakwalifikowane do adopcji, rodzice przeszli wszystkie szkolenia. Następuje czas, gdy obydwie strony zaczynają się spotykać, widać, że „iskrzy” między rodzicami a dzieckiem, dziecko po spotkaniach płacze, bo nie chce już, żeby rodzina je zostawiała. Zazwyczaj przebywa wtedy w pieczy zastępczej, więc składamy wniosek o czas preadopcji, bezpośredniej styczności z rodziną pragnącą je adoptować i wniosek o przysposobienie. W tym momencie „uruchamia się” rodzina biologiczna, która składa wniosek o przywrócenie władzy rodzicielskiej. To jest horror dla rodzin adopcyjnych, ale także dla nas jako ośrodka, bo nie bardzo wiemy, co mamy robić. Wpływa wniosek rodziców biologicznych, rodzina adopcyjna czeka i czeka dziecko, które ma kolejną traumę. W takich sytuacjach zalecam wstrzymanie kontaktów rodziny adopcyjnej z dzieckiem, gdyż nie wiadomo do końca, jaka będzie decyzja sądu. To są kolejne dramaty dziecka. Tych dramatów w tej chwili mamy coraz więcej.
W jaki sposób można by tego uniknąć?
– Uważam, że jeśli jest prawomocne postanowienie sądu i dziecko zostaje zakwalifikowane do adopcji, rodzic nie powinien mieć wtedy prawa odzyskiwać dziecka. A najpóźniej ta możliwość powinna się skończyć, gdy pojawia się rodzina gotowa do adopcji i zaczyna się spotykać z dzieckiem.
Jaki jest średni czas procedury adopcyjnej od pojawienia się pary w ośrodku do momentu zaadoptowania dziecka?
– To jest najtrudniejsze pytanie, ponieważ nie umiem tego określić w sposób jednoznaczny. W ośrodku robimy wszystko, aby jak najlepiej poznać kandydatów na rodziców adopcyjnych. Narzędzia, którymi posługujemy się podczas szkolenia, pozwalają nam rzeczywiście poznać te rodziny i z dużym prawdopodobieństwem ustalić, jakie motywy nimi kierują, jakie mają mocne strony. Natomiast gdy trafia do nas zgłoszenie, że pojawiło się dziecko o sytuacji prawnie ustabilizowanej i możemy rozpocząć procedurę, to dla mnie priorytetem jest zawsze dziecko, a nigdy potencjalni rodzice. Posiadając komplet informacji na temat dziecka, zbieramy komisję i wtedy dokonujemy dopiero wyboru rodziny. Wyobrażenie niektórych rodzin adopcyjnych, że ,,przychodzą jak do sklepu i wybierają dziecko”, bo ich jest tyle, jest błędne. U nas wszystko wygląda zupełnie odwrotnie – my, w imieniu dziecka, wybieramy rodzinę. Biorąc pod uwagę specyficzne sytuacje dzieci, dla mnie nie ma znaczenia, czy rodzic ukończył szkolenie dwa lata temu, czy ukończył je kilka miesięcy temu. Wybieramy najlepszą rodzinę dla konkretnego dziecka i ona dostanie propozycję. Oczywiście zawsze może odmówić. Czasami pojawiają się dzieci z poważnymi problemami zdrowotnymi, a wśród rodzin długo oczekujących są takie, które mają wyobrażenie adoptowanego przez siebie dziecka jako dziewczynki do roku życia z blond włoskami i niebieskimi oczami. Jasne jest, że im ktoś bardziej jest otwarty na przyjęcie różnych dzieci, nie zawęża swoich oczekiwań, tym krócej będzie czekał. Zawsze mówię to na początku szkolenia: im bardziej zawężacie swoje preferencje, tym dłużej będziecie czekać.
Lucyna Hoffman-Czyżyk
Dyrektor Ośrodka Adopcyjnego ,,Żar”, prezes Lubuskiego Ruchu na Rzecz Kobiet i Rodziny ,,Żar”, psycholog, biegły sądowy w dziedzinie psychologii i seksuologii, trener rodzin zastępczych i adopcyjnych