Mam pytania, a trudno mi o tym rozmawiać z księdzem, który mnie zna, bo co sobie o mnie pomyśli. Mam 18 lat. Wierzę w Boga i chodzę co niedzielę do kościoła, ale ostatnio chyba tracę wiarę i zastanawiam się, dlaczego seks przed małżeństwem to grzech, ale najważniejszym moim pytaniem jest to, czy masturbacja to grzech ciężki? Justyna
Zacznę od tego, że jeżeli stawiasz sobie poważne pytania, to nie jest to syndrom utraty wiary, a wręcz przeciwnie, znak, że zaczyna się ona wreszcie w tobie rozwijać.
Współżycie przed ślubem to grzech, gdyż jest to poważne naruszenie wartości moralnych i godności osoby. Samogwałt to grzech ciężki, gdyż zasadniczo jest to świadome i dobrowolne wykrocznie przeciwko przykazaniu w materii poważnej. Tak brzmią suche odpowiedzi na postawione przez Ciebie pytania.
Gdy miałem lat 18 (dziś mam 34), takie odpowiedzi budziły we mnie jedynie śmiech i zażenowanie, gdyż wówczas mimo że codziennie chodziłem do kościoła jako ministrant, za grosz nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak jest. W rezultacie nie przejmowałem się tym, co mówił Kościół. W związku z tym zadaję sobie pytanie, czy ta moja odpowiedź coś ci daje, czy twoje życie przez to stanie się piękniejsze, czy rozwiązałem jakiś twój problem czy wątpliwość?
W moim przypadku zrozumienie przykazań (szczególnie tych) przyszło dopiero w momencie, kiedy spotkałem osobiście Jezusa. Bo chrześcijaństwo to nie religia moralności: to wolno, a tamtego nie. Gdyby nasza religia była moralizmem, to mielibyśmy najsmutniejszą religię na świecie, która w dodatku nakładałaby na nas ciężary nie do uniesienia. Tymczasem tak nie jest. My mamy Jezusa, który za nas umarł i zmartwychwstał! Mamy Zbawiciela, który uratował nas od śmierci. Dopiero kiedy zrozumiałem, jak bardzo Bóg mnie kocha, i to że nasz Stwórca doskonale nas zna, dopiero wówczas przyszło zrozumienie, że łamiąc przykazania, nie robię nikomu na złość, a jedynie ranię samego siebie i innych. Bóg w swojej miłości nie chce tego, dlatego mówi: „nie czyń sobie krzywdy, nie rań siebie, kochaj siebie jak Ja cię kocham”. Bóg to mówi do nas w słowach: „dzień święty święć, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zabijaj”. Mnie w wieku lat osiemnastu nie przekonało żadne tłumaczenie, a czynili to kapłani dużo bardziej elokwentni ode mnie. „Dlaczego niby nie mogę «kochać się» z dziewczyną, którą przecież naprawdę kocham?” – pytałem samego siebie. Przekonał mnie dopiero sam Jezus Chrystus. Nie łudzę się więc, że ja tymi paroma nieudacznie skreślonymi słowami zdołam ci cokolwiek wyjaśnić. Ale chciałbym wzbudzić w tobie głód, świadomość, że jest KTOŚ, kto może uczynić twoje życie szczęśliwym. Ja go spotkałem – to Jezus.
Choć nadal sporo choruję, mam problemy, przeżywam niepowodzenia, to jednak jest inaczej. Wiem, że szczęścia nie muszę szukać w seksie, sukcesie i pieniądzach – to kłamstwo szatana, którym posługuje się świat. Prawdziwe szczęście daje tylko Bóg. To nie jest proste, ale warto szukać. Ja spotkałem Boga we wspólnocie najpierw kapucyńskiej, później wspólnocie neokatechumenalnej i ciągle Go tu spotykam na nowo.
Argumentów za tym, aby nie współżyć przed ślubem jest tak wiele, że gdyby oddano mi cały numer „Przewodnika Katolickiego”, nie starczyłoby mi miejsca, aby je przytoczyć. Dlatego przytoczę jedynie jeden, ale podstawowy: do ślubu młodzi powinni iść w wolności, że chcą być ze sobą na dobre i złe. Tymczasem relacja seksualna jest tak silna, że niesamowicie łączy ludzi i wydaje się im, że wszystko jest dobrze, choć wcale tak nie jest. Osoby, które idąc za przykazaniem Bożym żyją w czystości, mają szansę zbudować trwałą więź miłości, która będzie im bardzo potrzebna na całe życie. Tymczasem współżycie przed ślubem to budowanie relacji erotycznej, która, jak pokazuje doświadczenie (w które niestety nie chcą wierzyć młodzi w wieku lat osiemnastu), jest bardzo krucha i zupełnie niewystarczająca. Bóg to wie i z miłości do człowieka nie chce, żeby ten się ranił, więc zostawił nam przykazania. Pożądanie nie jest miłością. Miłość to zupełnie co innego. Seks w małżeństwie jest genialnym pomysłem Pana Boga na budowanie więzi pomiędzy małżonkami, ale… to dopiero w małżeństwie.
*
Odnośnie do wstydu rozmowy ze znajomym kapłanem. Ja spowiadam się jedynie u tych braci, którzy znają mnie bardzo dobrze. Owszem, spowiedź to moment wstydu i żalu za popełnione grzechy, ale w sakramencie przecież spotykam Boga. Człowiek, który jest pomostem, jeśli mnie zna, może mi bardziej pomóc niż ktoś nieznajomy. Dlatego uważam, że warto się przełamać i po prostu porozmawiać w cztery oczy z zaufanym kapłanem o dręczących cię problemach i wątpliwościach. Rozmowa to zawsze coś więcej niż nawet najlepszy list czy napisana katecheza. Odwagi. Bóg czeka na ciebie.