Zebrane z muzeów całego świata dzieła Tycjana, Tintoretta, Veronese’a, Bassana, Palmy Młodszego i innych znakomitych malarzy weneckiego renesansu można obejrzeć w Paryżu.
„Tycjan, Tintoretto, Veronese… Rywale w renesansowej Wenecji” – taki jest tytuł wystawy, która od razu osiągnęła olbrzymi sukces. Codziennie w Luwrze stoją kolejki, przed największymi dziełami słynnych malarzy gromadzą się tłumy ludzi. Rzeczywiście, wystawa jest wyjątkowa nie tylko ze względu na całkiem sporą liczbę sprowadzonych płócien, ale także ze względu na jej koncepcję.
W bogatej Wenecji w latach 1540-1590 tworzyli tak wielcy malarze, jak Tycjan, Tintoretto i Veronese. W tym okresie Tycjan miał już ugruntowaną pozycję, ale nowe pokolenie również chcciałoby się wypowiedzieć. Który z nich zdobędzie więcej zamówień, który lepiej zadowoli mecenasów? Brzmi to sensacyjnie, w rzeczywistości ich współzawodnictwo sprawiło, że mnożyły się nowe pomysły i innowacje. Poprzez rywalizację wpływali na siebie i inspirowali się nawzajem, a szesnastowieczna Wenecja stała się głównym centrum artystycznej kreacji.
Tycjan
Tycjan był najsłynniejszym z weneckich malarzy, żył niemal sto lat, a w czasie, który obejmuje paryska wystawa piastował stanowisko oficjalnego malarza Republiki Weneckiej. Jako pierwszy z malarzy cieszył się międzynarodową sławą, cenili jego przyjaźń papieże i władcy, był portrecistą cesarza Karola V, papieża Pawła III i nadwornym malarzem Filipa II. Mówi się o Tycjanie, że był malarzem, który posługiwał się farbą z takim mistrzostwem, z jakim Michał Anioł rysował. Zresztą pewna anegdota opowiada o tym, jak pewnego dnia rzymską pracownię Tycjana odwiedził Michał Anioł. Nie docenił jego sztuki i według Vasariego tak ją skomentował: „Jego koloryt i styl podobają mi się, szkoda tylko, że w Wenecji nie uczą od początku właściwego rysunku”. Lekceważył reguły kompozycji uświęcone tradycją, a harmonię, którą naruszał, miał przywrócić kolor. Stosował bardzo wąską gamę barwną. Mawiał, że „do malowania wystarczy mieć biel, czerń i czerwień”, stosował chętnie żółcień ugrową. Wiele jego obrazów powstałych w drugiej połowie XVI wieku zostało namalowanych bez użycia zieleni, błękitów i fioletów. Od połowy lat pięćdziesiątych Tycjan zmienił styl malowania, powstawały teraz obrazy uduchowione. Wydaje się, że są zbudowane tylko z koloru i światła. Współcześni nie rozumieją tego nowatorstwa, zdaje się im, że Tycjan nie dokańczał swoich obrazów. Nawet Vasari zauważał: „bez uprzedniego rysunku są grubo i plamisto malowane, tak że je z bliska oglądać trudno, choć z daleka wyglądają jak wykończone”. Rzeczywiście, Tycjan malował szybko i wykańczał płótna… palcami. Barwne plamy układały się w harmonijną całość. Pod koniec życia malował każdy temat dwukrotnie: zamówiony obraz sprzedawał (świetnie potrafił dbać o swoje interesy i bardzo dobrze mu się powodziło), a drugi zostawiał dla siebie. Przy czym w tym drugim przypadku pozwalał sobie na artystyczną niezależność. Po śmierci Tycjana wiele z tych „drugich” obrazów wykupił Tintoretto.
Tintoretto
Młody Tintoretto pragnął wstapić do pracowni Tycjana, w którego sztukę był zapatrzony. Podobno jednak Tycjan, który nie lubił zbyt zdolnych i niezależnych osobowości, nie przyjął go z zazdrości. Mimo to Tintoretto napisał na ścianie swojej pracowni takie motto: „Rysować jak Michał Anioł, malować jak Tycjan”. Całe życie spędził w Wenecji i namalował dziesięć razy więcej obrazów niż Tycjan, choć wcale się nie wzbogacił. Często malował tylko za zwrot wartości materiałów, a czasem płacono mu nawet mniej, jednak on nie domagał się pieniędzy. Musiał malować i wciąż zabiegał o kolejne zamówienia. Był owładnięty prawdziwą pasją. Malował dla Republiki Weneckiej, dla świeckich bractw, kościołów i prywatnych osób.
Swoimi obrazami burzył zasady harmonijnej budowy, ustalone przez dojrzały renesans. Kompozycję budował po przekątnych. Dramatyczne efekty świetlne i niespokojne perspektywy Tintoretto ćwiczył na kukiełkach i modelach w swojej pracowni. Wykonywał małe figurki z wosku i gliny, ubierał je w jedwabie i wstawiał w maleńkie drewniane domki z oknami. Domki podwieszał u stropu pracowni i studiował od dołu skróty perspektywiczne. Poza tym inaczej niż Tycjan czy Veronese podchodził do tego, co obraz miał przedstawiać. Chciał ukazać wnętrze, emocje i namiętności, to co nieświadome, a nie jedynie piękno zmysłowe. Słynny historyk sztuki E. H. Gombrich w swym dziele „O sztuce” pisał, że Tintoretta „zmęczyło proste piękno form i kolorów, które pokazał Wenecjanom Tycjan, ale niezadowolenie to oznaczało więcej niż tylko pragnienie osiągnięcia czegoś niezwykłego. Artysta przeczuwał, że choć Tycjan pozostawał niezrównanym malarzem piękna, jego obrazy były bardziej przyjemne dla oka niż poruszające; nie dość ekscytujące, by ożywić wspaniałe biblijne opowieści i apokryfy. Bez względu na to, czy Tintoretto miał rację czy nie, zdecydował się w każdym razie opowiedzieć te historie w inny sposób, sprawić, by widz odczuł dreszcz i pełen napięcia dramatyzm przedstawionych na obrazie wydarzeń”.
W 1576 roku Tintoretto zyskał sławę i miano oficjalnego malarza Wenecji.
Veronese
Sztuka Veronese’a to przede wszystkim uczta dla oczu. Nie miał ambicji tworzyć dzieł mistycznych, uduchowione obrazy nie interesowały go. Przybył do Wenecji w 1553 roku i od razu zdobył uznanie. Razem z Tintorettem malował plafony w Pałacu Dożów, tworząc teatralne kompozycje. Na jego obrazach panuje tłok, postaci ubrane są w kosztowne i barwne szaty, tła zdobią monumentalne elementy archiotektoniczne. Bohaterowie obrazów są piękni i zdrowi, pełni życia. Veronese żył jak malował: barwnie, radośnie i bogato.
Wzajemny stosunek Tycjana, Tintoretta i Veronese’a oddaje fragment pewnego obrazu tego ostatniego. Na pierwszym planie dzieła „Wesele w Kanie” widnieje grupa muzkantów. Veronese sportretował w niej współczesnych sobie weneckich malarzy: Tycjan gra na basie, Bassano na flecie, on sam oraz Tintoretto na violi. Ta scena pokazuje, że przy jednoczesnym współzawodnictwie istnieje współdziałanie i współbrzmienie weneckiego malarstwa.
Konfrontacje
Na wystawie można zobaczyć aż 85 obrazów wielkich weneckich mistrzów przywiezionych z wielu muzeów świata. To wielkie wydarzenie, bowiem tej rangi dzieła wypożyczane są bardzo niechętnie. Scenariusz wystawy polega na zestawieniu ze sobą obrazów, w których malarze podejmują te same tematy i motywy. Owych motywów jest siedem: portrety weneckich władców, lustrzane odbicia, przemieszanie sacrum i profanum, religijne nokturny, autoportrety i portrety artystów i kolekcjonerów, małe formaty dekoracyjne oraz kobieta upragniona. W wystawę wprowadza „Prolog”: „Danae” i „Portret Papieża Pawła III” Tycjana oraz „Autoportret” i „Estera i Ahaswer”” Tintoretta są skonfrontowane z wczesnymi obrazami Veronese’a. Tycjan był już twórcą dojrzałym i uznanym, Tintoretto rozpoczynał karierę, a mimo to weneccy mecenasi sprowadzili do miasta młodego Veronese’a. Dzięki tej konfrontacji wyraźnie widać, co ich zafascynowało.
Zobaczyć „Wenus z Urbino” Tycjana czy „Zuzannę i starców” Tintoretta to nie lada wydarzenie. Na jednej ścianie wiszą „Wieczerze w Emaus” tych dwóch artystów czy trzy wersje „Pielgrzymów w Emaus”: Tycjana, Bassano i Veronese’a. Takich konfrontacji zobaczymy tu oczywiście o wiele więcej.
Wystawa była pokazywana w Bostonie. Teraz mamy bliżej – do 4 stycznia można obejrzeć ją w Luwrze, wystarczy odczekać godzinę w kolejce.