Logo Przewdonik Katolicki

Złoty środek

s. Ines Krawczyk MChR
Fot.

O skrajnościach w procesie wychowywania dzieci z Jackiem Federowiczem, psychologiem, rozmawia s. Ines Krawczyk MChR

O skrajnościach w procesie wychowywania dzieci z Jackiem Federowiczem, psychologiem, rozmawia s. Ines Krawczyk MChR

 

 

Jakie są podłoża nadopiekuńczości rodziców, szczególnie matek?
– Najczęstszą przyczyną, aczkolwiek nie jedyną, są zaburzone relacje małżeńskie. Męża i ojca brakuje w domu albo też żona nie widzi podstaw, by mu zaufać. Taka sytuacja zaburza układ relacji między matką i dzieckiem i wtedy matka może stać się nadopiekuńcza, bo często taka bywa „instynktowna” rola kobiety – próbuje ona chronić swoje dziecko i czuje, że musi być w tym bezkompromisowa. Jednocześnie jednak zupełnie nieświadomie i w dobrej wierze może robić mu krzywdę, bo jak gdyby zawłaszcza jego terytorium, na którym dziecko musi się narazić, w którym musi doświadczyć jakiegoś ryzyka czy cierpienia. Na przykład przewrócić się i stłuc sobie kolano. Kiedy nie ma ojca, który mógłby zareagować bardziej naturalnie, czyli pomóc dziecku wstać, otrzepać kolano, powiedzieć: nie przejmuj się, idziemy dalej – w takich właśnie sytuacjach matki próbują nieświadomie kompensować ten brak męża swoją nadopiekuńczością. Najczęściej reagując na te „przewrotki” swoich dzieci bardziej nerwowo, nie dając im możliwości doświadczenia tego, co jest trudne w życiu. W zamian za to daje dziecku odczuć, że życie jest bardzo niebezpieczne, a ono jest jeszcze bardzo kruche, bardzo delikatne, słabe i sobie bez jej pomocy nie poradzi.

Są również bardziej indywidualne typy zaburzeń, szczególnie na poziomie osobowościowym, u kobiet, które mogą stać się podłożem wykształcenia się postawy nadopiekuńczej w stosunku do dziecka. Ten typ zaburzeń jest już bardziej kwestią właściwej diagnozy i próby pomocy w kierunku odkrycia innych sposobów widzenia i interpretacji widzianej rzeczywistości niż tylko ta, która w lękowy sposób wydaje się dla tych osób jedynie słuszna w sposób bezkompromisowy i niepodlegający jakiejkolwiek dyskusji.

 

Czy w związku z tym możemy powiedzieć, że jest to sytuacja, w której dzieci, a szczególnie synowie, „obrywają” od swoich matek?
- Tak to może niekiedy wyglądać, ale nie dlatego, że matki mają złe intencje, tylko dlatego, że są bardzo silnie lękowo zdeterminowane, by dziecko chronić oraz zdobywać dla niego jak najwięcej dobra. Poza tym często wcześniej zostały obciążone swoimi zranieniami z dzieciństwa albo czują się pozostawione przez swoich mężów - często ma miejsce jedno i drugie. To jest zawsze układ obopólny, który może się wzajemnie korygować albo wzajemnie się destabilizuje. Coś w tym jest, że to, co piękne, dobre i ważne w życiu, również rozgrywa się w tym, co dramatyczne. Życie jakby nie może być pozbawione tego dramatycznego aspektu, który kształtuje nasz sposób widzenia i przeżywania rzeczywistości.  Niekiedy zbyt ciepłe, spokojne i bezpieczne życie, choć wartościowe i potrzebne, nie zawsze warunkuje dziecko do jego własnego rozwoju.

 

Dlaczego do niektórych, szczególnie chłopców, niemal na zawsze przylgnie jego drugie imię: maminsynek.

– Chłopiec w którymś momencie musi się oderwać od matki.  Jeśli tego nie zrobi, to kontakt z matką nie będzie dla niego zdrową relacją. Jest on ważny i do końca życia taki pozostanie, ale trzeba, żeby w pewnym momencie syn niejako oddzielił się od matki, dlatego że ma on do przejścia swoją własną drogę w życiu i ma do wypełnienia swoje zadania – odmienne zadania. Właśnie do tego niezwykle pomocny jest ojciec i tak naprawdę „oddzielenie” syna od matki jest zadaniem ojca. To z nim syn może wyruszać na wyprawy, w których będzie przeżywał, że jest narażony na jakieś niebezpieczeństwa, ale w zamian doświadczy pewnego wewnętrznego spełnienia. To pobudza jego wyobraźnię oraz rozwój. Rolą ojca jest oczywiście czuwanie, aby poziom tego niebezpieczeństwa nie przekroczył rozsądnego progu.

Ogromnie ważny jest też stały kontakt ojca z synem, ponieważ procentuje on najczęściej tym, że w ich relacji nie musi występować zbyt silny rygoryzm, czyli przesadne stawianie granic, ponieważ nie ma aż takiej potrzeby, ojciec i syn mogą doskonale się rozumieć. Natomiast dziecko, które czuje się pozostawione lub odsunięte przez ojca, bardzo różnie reaguje. Między innymi może wypracować sobie sposób na przetrwanie. Jedną z reakcji może być: „to ja zostaję u mamy”. Ma to swoje bardzo szerokie konsekwencje. Na przykład kiedy jako dorosły mężczyzna wejdzie w związek małżeński, to zdarza się, że staje po stronie matki, a nie po stronie żony. Nie rozumie, że stworzył nową rodzinę, za którą jest odpowiedzialny. Nieważne, czy żona ma rację, czy nie - on powinien stanąć po jej stronie. Później, w „cztery oczy”, mogą sobie kwestie sporne wyjaśniać, ale przed kimkolwiek innym mąż zawsze powinien bronić swojej żony, stanąć za nią, a niestety zdarza się, że tego nie robi.

 

Wchodzimy tutaj w problematykę symbiotyzmu relacyjnego dziecka z matką. Czy może on być niebezpieczny?

­– Oczywiście. Efektem takiej symbiozy mogą być tak zwani grzeczni synowie, ułożeni, zgodni, tacy, którzy się nigdy nie zachowają źle. W psychologicznym slangu mówi się, że są to synowie, którzy zostali "wykastrowani" przez swoje matki – oczywiście bez żadnej chęci dosłowności takiego czynu, mówimy o sferze psychicznej.

Symbiotyzm relacyjny z matką może powodować kolejną reakcję syna wobec ojca: „nie chcę cię znać”, czyli odrzucenie. W takiej sytuacji matka może pomóc synowi, ale może mu również zaszkodzić. Jeśli na przykład czuje się mocno zraniona przez swojego męża i czuje do niego silną złość, graniczącą z chęcią odwetu, zaczyna mówić synowi: „ale ty mi tego nie zrobisz, co twój ojciec. Ty nie będziesz taki jak twój ojciec” – rodzi to wówczas w synu pewien rodzaj zależności w stosunku do matki. Bycie lojalnym w stosunku do niej. Jednak coś go też w środku „dusi” od tego przymusu lojalności i czuje się niejako wewnętrznie rozdarty i w konflikcie. Nie wie, co ma zrobić. Z jednej strony chce zachować lojalność wobec matki, z drugiej -czuje jednak, że to nie jest dla niego dobra postawa. Dla dziecka jest to sytuacja bardzo dyskomfortowa: odcina się od ojca, który jawi mu się jako krzywdziciel – np. w rodzinach, gdzie jest alkohol – ale nosi w sobie poczucie również winy, że za to wszystko, co dzieje się z jego rodzicami i pomiędzy nimi, właśnie on jest odpowiedzialny.  Mogą to być – choć

niekoniecznie - pierwsze symptomy zachowań na drodze do tworzenia się orientacji homoseksualnej. Ponieważ syn przeżywa konflikt pomiędzy potrzebą zachowania lojalności wobec matki a ogromną tęsknotą za ojcem – mimo że w zewnętrznym zachowaniu deklaratywnie się od niego odcina.

Poruszone tu wątki nie wyczerpują zawiłości kolei ludzkiego losu. Każdy z tych wątków można by znacznie poszerzyć. Ograniczyłem się jedynie do zaakcentowania tylko niektórych „wierzchołków gór lodowych”, które wystają w swej zdecydowanie mniejszej części ponad powierzchnię oceanu naszej nieświadomości.
Tak więc dobre i mądre wychowanie dziecka to niewątpliwie sztuka sama w sobie oraz wielkie i wspólne zadanie dla obojga rodziców, nie zaś przedmiot wzajemnej walki czy rywalizacji małżonków o względy dziecka, jego sympatię i miłość.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki