Logo Przewdonik Katolicki

Słowo prawdy o grzechu

Ks. Mariusz Pohl
Fot.

Rozważanie na 22. niedzielę zwykłą

Czyste, albo raczej nieczyste, ręce to odwieczny problem człowieka. Czym brudzimy nasze ręce, jak je oczyścić, i chyba najważniejsze pytanie: co robić, by nie były puste.

Faryzeusze mieli swoją wizję czystych rąk. Była to wizja rytualna. Wiedzieli dobrze, że grzech brudzi ręce człowieka, ale akcent stawiali raczej na innych powodach nieczystości – łamaniu tradycji i przepisów rytualnych. Łatwiej jest bowiem przestrzegać zasad rytualnych niż moralnych. W rytuałach łatwo można osiągnąć perfekcję; w moralności o to już o wiele trudniej. Rytualizm i legalizm niosą bardzo wiele możliwości pozoranctwa i robienia dobrego wrażenia.

Przesadna troska o ścisłe wypełnianie tych przepisów może zaprzątnąć człowiekowi całą uwagę i dać poczucie dobrze spełnionego obowiązku i sensu życia. W dodatku przy takiej mnogości przepisów, w każdym momencie, na każdego człowieka, można łatwo znaleźć haka. Oskarżając innych, odwraca się uwagę od siebie. Mało tego: można tanio zyskać pochlebną opinię gorliwca, zatroskanego o chwałę Bożą. A wtedy już bez trudu człowiek spocznie na laurach swojej rzekomej nieskazitelności.

Żydzi, a szczególnie faryzeusze, zapędzili się kiedyś w tę ślepą uliczkę i nie potrafili się z niej wydostać. Postawili sobie tak wysokie i nierealistyczne standardy moralności, że nie byli w stanie się z nich wywiązać inaczej, jak tylko przez udawanie. Najpierw Dekalog rozwinęli w sześćset trzynaście przepisów Tory, a potem każdy aspekt uszczegółowiali w setkach drobiazgowych komentarzy, przepisów tradycji, uściśleń i kazusów. Prawo Mojżeszowie obrosło więc niespotykanym gąszczem rozmaitych ludzkich narośli. Miały one na celu zagłuszenie i zaciemnienie istoty moralności i grzechu. Dopiero Chrystus przyszedł zrobić z tym porządek i ukazać prawdziwy sens Prawa, sprawiedliwości, ale jeszcze bardziej istotę grzechu i Bożego przebaczenia.

Niestety, faryzeusze byli tak przywiązani do swojej wizji, że nie chcieli słuchać Jezusa. Chcieli zbawiać się sami, własnymi, wymyślonymi sposobami, zamiast z ufnością powierzyć się Bożemu Miłosierdziu. W dodatku ten zatruty kwas fałszywej nauki sączyli w dusze swoich uczniów i słuchaczy. Jezus poświęcił mnóstwo wysiłku, by sprostować te fałszywe przekonania. Czynił to przede wszystkim swoim własnym przykładem, dobrocią, umiejętnością przebaczania i trafnym, przekonującym słowem. W słowie tym mówił bez ogródek całą prawdę, ale czynił to w sposób, który nie oskarża, nie potępia, lecz daje nadzieję. Takiego słowa potrzebujemy także i dziś.

Ks. Mariusz Pohl

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki