Oskarżenia Iwana Karamazowa ze znanej powieści Dostojewskiego niestety wciąż dla wielu ludzi stanowią przeszkodę, by chcieli uwierzyć w Boga miłości – bo skoro Bóg jest dobry, jak może zgadzać się na cierpienia niewinnych?
Z tym pytaniem nie tylko Fiodor Michajłowicz Dostojewski zmagał się w swojej twórczości. Podobnie czyni Pismo Święte, świadek duchowych poszukiwań ludzkości na przestrzeni wieków. W sposób najbardziej liryczny zagubienie osób wierzących ukazują nam Psalmy. Jednak symbolem pozostanie dla nas Hiob, człowiek sprawiedliwy i pobożny, udręczony ciężkimi próbami, który nie zgadza się na odstąpienie ani od wiary w swoją niewinność, ani od więzi z Panem Bogiem. Hiob zrozumiał także, że nie można przerzucać odpowiedzialności za cierpienie na Boga, bo to prowadzi donikąd i staje się największą z możliwych pomyłek. Niestety, wielu dorosłych nie potrafi podążyć drogą Hioba. Okazuje się natomiast, że dzieci, szczególnie ciężko chore, w swojej logice miłości Boga są od nas o wiele mądrzejsze.
Rozmodlona Gloria z Seattle
Dziewczynka urodziła się w 1996 roku w amerykańskim miejscowości Seattle jako najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa i do 7. roku życia rozwijała się normalnie. Była miła, wesoła, lubiana przez otoczenie, a przy tym, jak wspominają najbliżsi, bardzo pobożna, szczególnie lubiła odmawiać Różaniec. W 2003 roku Gloria została przypadkowo trafiona piłką w twarz, w wyniku czego powstała rana, po zagojeniu której pozostał ślad. W wyniku specjalistycznych badań okazało się, że dziewczynka ma zaawansowaną postać nowotworu złośliwego, tzw. nerwiaka. Gloria otrzymała od lekarzy wyrok: od 3 miesięcy do 3 lat życia. Dziewczynka przeszła kilka operacji oraz zabiegów chemioterapii.
Wydawałoby się, że historia chorego dziecka niewiele różni się od innych jej podobnych. A jednak, miejscowy dziennik „Seattle Times” opisał tragedię dziewczynki, która wzbudziła wielkie zainteresowanie nie tylko w rodzinnym mieście Glorii, ale w całych Stanach. Do redakcji dziennika zaczęły napływać informacje, że tysiące ludzi łączą się w modlitwie o zdrowie dziewczynki. Wyrazy solidarności nasiliły się na początku 2007 r., gdy stan zdrowia dziecka gwałtownie się pogorszył. Wówczas rodzina Straussów zaczęła przyjmować w swym domu dziesiątki osób, które wspólnie odmawiały Różaniec w intencji ich córki i śpiewały wraz z nią pieśni religijne. Gdy napływ ludzi jeszcze bardziej się nasilił, pięć chętnych osób udostępniło swe mieszkania na wspólne modlitwy.
W tym czasie dziewczynka musiała przejść nową serię chemioterapii, a lekarze rozważali możliwość przeszczepienia jej komórek macierzystych zaczerpniętych z jej szpiku kostnego. W obliczu wielkiego bólu, jaki wywołuje taka operacja, lekarze zapytali ojca Glorii Douga Straussa o „jakość życia” córki. Ten, zaskoczony takim pytaniem, zadał je córce. Dziewczynka odpowiedziała, że ocenia swoje życie dobrze, bowiem jak wyjaśniła, nie może go inaczej odbierać, skoro dzięki tej chorobie wiele osób zaczęło się modlić. Niestety choroba nieubłaganie postępowała naprzód i Gloria zmarła 21 września 2007 r. w wieku 11 lat. Jej pogrzeb zgromadził ponad 3 tys. osób, po czym do rodziny zaczęły napływać wiadomości o tym, jak świadectwo jej córki zmieniło życie wielu ludzi.
Po śmierci córki Doug Strauss stwierdził w rozmowie z katolicką agencją Catholic News Agency: „Ona nauczyła nas wszystkich sposobu noszenia swego krzyża. Dała nam w prezencie własne zobowiązanie do stałego związku z Bogiem przez modlitwę. Zawsze mówiła «tak»”. Podkreślił również, że świadectwo córki przyciągało do ich domu ludzi różnych religii. „Wszyscy wiedzieli, że jesteśmy katolikami, nie musieliśmy potwierdzać, jaką wiarę wyznajemy i chcieliśmy modlitw wszystkich ludzi” – zauważył ojciec Glorii.
Teraz po dwóch latach od śmierci Glorii okazuje się, że jej życie pełne cierpienia i modlitwy przynosi niespodziewane owoce duchowe w postaci powrotów do Kościoła i przejścia na katolicyzm. Dotychczas wiadomo o co najmniej 10 przypadkach takich nawróceń w USA. Obecnie przy pomocy prawnika rodzina Straussów powołała do życia organizację „Gloria’a angels” - Aniołowie Glorii, mającą wspierać rodziny dotknięte ciężką chorobą.
Maleńki budowniczy Legionów Maryi
Założycielka Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci urodziła się 6 marca 1988 r. w Łaziskach Górnych. Magdalena Buczek cierpi na wrodzoną łamliwość kości. Do pierwszego złamania kości doszło u niej już w miesiąc po urodzeniu. Przeszła z tego powodu ponad 30 operacji. W wieku 18 lat jej wzrost wynosił ok. 1 m, a waga nie przekraczała 15 kg. Pomimo niskiego wzrostu i faktycznie kruchego zdrowia w wieku dziewięciu lat założyła pierwsze Podwórkowe Kółko Różańcowe Dzieci, którego celem miało być wspólne spędzanie czasu na modlitwach z różańcem. Dziś, choć trudno w to uwierzyć, ta maleńka istotka rozmodliła 140 tys. dzieci, bo tyle ich już należy do Podwórkowych Kółek Różańcowych w 30 krajach świata.
Madzia Buczek, pomimo nieustającej walki o zdrowie i życie, wydała także książkę z modlitwami różańcowymi dla dzieci pt. „Anielskie pacierze”. W kwietniu dotarła do nas niepokojąca informacja, że Magda jest ciężko chora i prosi o modlitwę. Dziś na jej stronach internetowych można przeczytać uspokajającą informację, że jest już w domu i pomału wraca do zdrowia.
W jednym z wywiadów po spotkaniu z Papieżem Benedyktem XVI w Łagiewnikach Magda stwierdziła: „Ludzie pragną być zdrowi i bogaci, a to przecież nie jest celem i sensem życia. Najważniejsze jest to, aby być jak najbliżej Boga, wtedy można być człowiekiem naprawdę szczęśliwym”. Fenomenem Magdy po pierwsze jest to, że rozpowszechniła modlitwę różańcową wśród najmłodszych, wspierając się na życiu wspólnot sąsiedzkich, których więzi, jak się okazuje, mogą być głęboko religijne, po drugie, od początku działa niezwykle konsekwentne i stanowczo. Przykład rozmodlonych dzieci pociąga rodziców, starsze rodzeństwo i kolegów. O tym, że Podwórkowe Koła Różańcowe Dzieci są niezwykłym, współczesnym zjawiskiem, wskazuje wzrastająca liczba dzieci do nich przynależących.