– Siostro, cieszę się, że lecisz na moim pokładzie. Bóg mnie będzie miał w opiece – mówi do mnie kapitan samolotu, którym mam za chwilę polecieć.
– Pomogę siostrze – proponuje amerykańska stewardessa widząc, że trzymam w rękach drobiazgi, które w ostatniej chwili otrzymałam na lotnisku od dzieci.
Po kilku godzinach lotu, chwilę po przesiadce do polskiego samolotu, stewardesa wita mnie na pokładzie: – Dzień dobry. Ma pani za duży bagaż podręczny… „Witaj w Polsce!” – pomyślałam.
Pani – siostra. Bóg, opieka – i dzień dobry… Dziwna gra słów? Nie. Po prostu swoisty wycinek z życia, „mówiący” o religijności i tolerancji w Ameryce, i u nas.

Nierzadko
wzdychamy do amerykańskiego postępu, cywilizacji i wolności
. Ciągle jednak zdumiewa fakt, że postępowi Amerykanie z całą ko
nsekwencją uznają, że są „narodem zjednoczonym pod Niewidzialnym Bogiem” i nie przychodzi im do głowy, by usuwać z sądów duże napisy: „In God We Trust”. Nikt też nie krzyczy o ranieniu uczuć religijnych ani o tym, że wiara to jego prywatna sprawa, kiedy śpiewają: „God Bless America”.
Żaden Amerykanin nie ma też oporów, by pomodlić się przed posiłkiem w restauracji (nierzadko na głos) lub zaprosić kapłana na bankiet, który rozpoczyna uroczystość od wspólnej modlitwy i bł
ogosławieństwa. Często też widząc siostrę lub księdza podchodzą, choćby na ulicy lub w centrach handlowych, prosząc o modlitwę. Nikt też się nie dziwi widząc biznesmenów, policjantów lub ludzi nauki, którzy podczas przerwy w pracy wchodzą do kościoła, by uczestniczyć we Mszy Świętej.
Dlaczego sł
ow
o Bóg nie rani w Ameryce? Nie wiem, może na różnych szerokościach geograficznych emanuje ono czymś innym?
Nigdzie nie czułam się lepiej chodząc w habicie niż w Ameryce. Tam nikomu on nie przeszkadzał. Nie zdarzyło się, by ktoś skierował w m
oją stronę przykry epitet. Tylko w Polsce ogromnie się dziwię, kiedy komuś przez przypadek wyrwie się: „Szczęść Boże” lub „siostro” zamiast „dzień dobry” – „pani”…
Ameryka… Postęp czy zacofanie? A może wiara na pokaz? Niekoniecznie. Myślę, że to właśnie ona jest źródłem ich szeroko rozumianego humanitaryzmu i ogromnej tolerancji. Imponuje mi odważna religijność tej „plastikowej” Ameryki i ich: wierzę lub nie
wierzę, odarte z hipokryzji.