Logo Przewdonik Katolicki

Maszeruj albo giń

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Jak chodzić po górach to problem, który dla turystymieszczucha urasta do rangi niemal hamletowskiego być albo nie być. A bez odpowiedzi na to pytanie, na nic zda się najdroższy sprzęt turystyczny czy najlepsze nawet buty.

 

Jak chodzić po górach – to problem, który dla turysty–mieszczucha urasta do rangi niemal hamletowskiego „być albo nie być”. A bez odpowiedzi na to pytanie, na nic zda się najdroższy sprzęt turystyczny czy najlepsze nawet buty.

 

Prawda o nas, ceprach, jest niestety gorzka - turyści przyjeżdżający z nizin do górskiego raju mają najczęściej fatalną kondycję, zadyszkę po pierwszym podejściu, „zakwasy” w nogach i zero ochoty na dalszą wędrówkę. Ba, problemy z chodzeniem pod górkę miewają nawet ci, którzy regularnie ruszają się i uprawiają sporty.

 

Krok po kroku

Nie wymyślono do tej pory lepszego sposobu na problemy aklimatyzacyjne niż stopniowe „rozchodzenie” nóg. Wędrówkę po górach należy więc rozpocząć od krótkiego, łatwego spaceru, podczas którego powinniśmy bacznie obserwować sygnały wysyłane przez nasz organizm. Jeżeli spacer wypada pomyślnie, możemy spróbować nieco ostrzejszego podejścia. W przeciwnym wypadku lepiej sobie odpuścić, a kolejną próbę podjąć następnego dnia. W ten sposób stopniowo, z dnia na dzień, należy zwiększać obciążenia i wydłużać trasy wędrówek. Trzeciego-czwartego dnia warto zrobić jednodniową przerwę, która „utrwali” wzrost kondycji i zapobiegnie zbyt szybkiemu roztrwonieniu tego, co zostało już przez nas wypracowane. Taką kilkudniową sekwencję warto też powtarzać w następnych dniach pobytu w górach.

W czasie marszu najważniejszy jest stały rytm – unikajmy szarpania, gwałtownych zrywów, starajmy się też robić przerwy w regularnych odstępach czasu. Organizm ludzki ma bowiem coś na kształt zdolności „zapamiętywania” – lepiej reaguje, kiedy pracuje w stałej, znanej sobie rytmice. I nie zapominajmy o tym, że tempo marszu powinna zawsze dyktować ta osoba, która ma najsłabszą kondycję w całej grupie.

 

Mus to szturm-żarcie

Jeśli dajemy już sobie jako tako radę z wędrówką po górach, pozostaje nam jeszcze odpowiednie wyekwipowanie. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie oczywiste, a obserwacja ludzi poruszających się po szlakach każe przypuszczać, że gros z nich nadal nie zdaje sobie sprawy, że  w górach musimy być przygotowani na każdą ewentualność. W skrajnych wypadkach od tego, co mamy w plecaku, zależeć może bowiem nawet nasze życie. Kroniki GOPR i TOPR pełne są tragicznych historii, w których nawet najłatwiejsze szlaki turystyczne przy złej pogodzie zamieniały się w śmiertelną pułapkę bez wyjścia.

Co zatem spakować do plecaka? Oczywiście coś przeciwdeszczowego i jednocześnie przeciwwietrznego plus dodatkowy ciepły sweter, polar lub bluzę – jest to o tyle ważne, że podczas złej pogody w górach organizm człowieka błyskawicznie się wychładza. Koniecznym uzupełnieniem ekwipunku odzieżowego jest także czapka – i na słońce, i na  niepogodę.

Obowiązkowo również coś „dla ciała”, bo kilka kanapek z popularną konserwą turystyczną potrafi zdziałać na szlaku cuda. Znakomitym uzupełnieniem jedzenia są batony i czekolada – stanowiące źródła łatwo przyswajalnej energii. Do tego odpowiedni zapas wody i w miarę możliwości termos z gorącą, stawiającą na nogi herbatą.

Co jeszcze? Latarka-czołówka z kompletem zapasowych baterii, plastry oraz bandaż elastyczny (to absolutne minimum plecakowej „apteczki”),  mapa terenu, po którym będziemy wędrować, oraz telefon komórkowy, w który należy wbić sobie numer ratunkowy w górach: (+48) 601-100-300.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki