Logo Przewdonik Katolicki

"Reszta" nam się nie należy

Michał Bondyra
Fot.

Z biskupem Stanisławem Stefankiem TChr, ordynariuszem łomżyńskim, rozmawia Michał Bondyra

 

 

Jan Paweł II nazwał Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda Wielkim Prymasem II Rzeczypospolitej. Czym zasłużył sobie na takie słowa Papieża Polaka?

– Podałbym dwie racje, dla których kard. August Hlond był nazwany Wielkim Prymasem II Rzeczypospolitej. Najpierw jego zaangażowanie w bardzo skomplikowaną sytuację wewnętrzną kraju, a zwłaszcza społeczny wymiar tej sytuacji, a po drugie wyniesienie imienia Polski na arenę międzynarodową, Polski, która ponad sto lat nie widniała na mapach świata. Kiedy w 1922 roku Ojciec Święty Pius XI powierzył mu urząd Administratora Apostolskiego Górnego Śląska, zajął się sprawami robotników. Założył tygodnik katolicki „Gość Niedzielny”, Sekretariat Dobroczynności Diecezjalnej, Śląski Komitet Ratunkowy. Gdy został pierwszym biskupem nowo erygowanej diecezji katowickiej w 1925 r., prowadził dalej te dzieła, troszcząc się o to, by duchową stolicę Śląska – Piekary uczynić miejscem spotkania wszystkich mieszkańców. Do dziś Piekary można nazwać uniwersytetem społecznym: doroczna pielgrzymka mężczyzn, pielgrzymka kobiet jest okazją do podjęcia najważniejszych problemów współczesnego Śląska i Polski. To właśnie Hlond doprowadził do uroczystej koronacji w 1925 roku cudownego obrazu Matki Bożej Piekarskiej.

Po śmierci kard. Dalbora w 1925 roku został powołany na arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego, by dwa lata później otrzymać godność kardynalską. Opatrzność Boża dała mu zadanie wyjątkowego zaangażowania się w sprawy publiczne. Kard. Hlond rozumiał problemy społeczne w relacji do atrakcyjnej propagandy marksizmu. Odważnie podejmował takie inicjatywy, jak: Akcja Katolicka, powołanie Rady Społecznej przy Prymasie Polski czy projekt reformy rolnej w ramach dyskusji z właścicielami ziemskimi.

Studia, przynależność do Towarzystwa Salezjańskiego, znajomość języków pozwoliły kard. Hlondowi reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Opiekował się polską emigracją, w czasach, gdy bardzo wielu rodaków opuszczało nasz kraj za chlebem. Już w 1932 r. założył Towarzystwo Chrystusowe; był stale obecny na arenie międzynarodowej, nie mówiąc o zlecaniu mu przez Ojca Świętego jednorazowych zadań reprezentacji Polski i Kościoła na spotkaniach międzynarodowych.

Można powiedzieć, że w jakimś wymiarze zakończeniem tej wielkiej służby sprawie społecznej była nie tylko droga krzyżowa wygnańca i więźnia w czasie wojny, ale też powojenna troska o właściwą opiekę duszpasterską nad Polakami wyrzuconymi z własnych terenów i siłą przywiezionych bydlęcymi wagonami ze Wschodu na Zachód.

 

Jakie cechy prymasa Hlonda powinni w sobie kształcić jego duchowi uczniowie – chrystusowcy?

– Zawołanie biskupie kard. Hlonda nawiązywało do duchowości św. Jana Bosko: „Daj mi duszę, resztę zabierz”. Żadnych osobistych celów, radykalne zaangażowanie w apostolat. Dziś podsuwana jest pokusa, by życie zakonne czy duszpasterstwo emigracyjne ująć w kategorii etatu: osiem godzin i reszta dla mnie; na własne pragnienia, na realizację siebie niezależnie od potrzeb emigracji. Ta pokusa etatyzacji jest wiecznie żywa i bardzo atrakcyjna; wydawałoby się nawet, że głęboko ludzka. „Daj mi duszę, resztę zabierz”. Naprawdę „reszta” nam się nie należy; my nie mamy reszty, my mamy tylko duszę, tzn. misję apostolską. Radykalizm w praktykowaniu życia duchowego i radykalizm w podejmowaniu zadań apostolskich.

 

Czy założyciel Towarzystwa Chrystusowego, a także inicjator powstania Misjonarek Chrystusa Króla, zakonnik, kapłan, wreszcie prymas i kardynał może też stanowić wzór do naśladowania dla ludzi świeckich?

– Jest wielka odległość między purpuratem zwłaszcza w rytuale purpury kardynalskiej z okresu przedsoborowego a apostolatem ludzi świeckich. Dlatego wydaje się, że nie można w żaden sposób wykorzystać tej postaci jako wzoru w formowaniu laikatu. To jednak bardzo powierzchowne wrażenie. Kard. Hlond był przede wszystkim człowiekiem niezwykle bliskim w kontaktach osobistych, nie miał w sobie nic z urzędnika. W posłudze laikatu powinniśmy oczyścić się z postaw urzędniczych. Stanowisko, kompetencje, które otrzymujemy, są kompetencją służby, a nie panowania nad petentami. Przez chrzest św. jesteśmy wyznaczeni do dyspozycji drugiego. Ta dyspozycja opiera się na pełnym oddaniu się Chrystusowi i Jego przeczystej Matce. I tu trzeba by otworzyć osobny rozdział duchowości Hlondowskiej. Jego życiorys często jest wypełniony zewnętrzną aktywnością, mniej jest opracowań odsłaniających głęboką wieź z Chrystusem i synowskie przywiązanie do Matki Najświętszej. To dopiero kard. Wyszyński i Jan Paweł II pozwolili nam zaglądnąć głębiej do swojego serca. A Hlond był do tego stopnia przywiązany do Matki Najświętszej, że wszystkie poważniejsze decyzje podpisywał zawsze w Jej święta, jak choćby tę o powstaniu zakonu chrystusowców, do którego i ja należę.

 

 


Bp Stanisław Stefanek urodził się 7 maja 1936 r. w Majdanie Sobieszczańskim, został wyświęcony na kapłana w Towarzystwie Chrystusowym dla Polonii Zagranicznej 28 czerwca 1959 roku w Poznaniu. W lipcu 1980 r. ustanowiony biskupem pomocniczym w Szczecinie, konsekrowany 24 sierpnia w katedrze szczecińskiej. W dniu 26 października 1996 roku mianowany biskupem – ordynariuszem diecezji łomżyńskiej. Ma tytuł doktora teologii, jest członkiem Prezydium Papieskiej Rady Rodziny oraz wiceprzewodniczącym Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki