Dusza wybrana
Adam Suwart
Fot.
Przyszedł na świat niemal dokładnie 124 lata temu, 5 lipca 1881 roku, w ubogiej, ale bogatej duchem polskiej rodzinie na Śląsku. Jego ojciec - Jan, był dróżnikiem kolejowym; matka - Maria prowadziła gospodarstwo domowe i zajmowała się wychowaniem dwanaściorga dzieci, z których dziewięcioro doczekało dorosłego życia. Z jego imieniem - August Hlond - związały się najwyższe godności...
Przyszedł na świat niemal dokładnie 124 lata temu, 5 lipca 1881 roku, w ubogiej, ale bogatej duchem polskiej rodzinie na Śląsku. Jego ojciec - Jan, był dróżnikiem kolejowym; matka - Maria prowadziła gospodarstwo domowe i zajmowała się wychowaniem dwanaściorga dzieci, z których dziewięcioro doczekało dorosłego życia. Z jego imieniem - August Hlond - związały się najwyższe godności w Kościele polskim oraz ważna epoka w dziejach Rzeczypospolitej. W swym testamencie przypomniał go Jan Paweł II.
Gdy w lutym 1926 r. zmarł w Poznaniu Prymas Polski kard. Edmund Dalbor, prasa rozpoczęła przetargi, kto zastąpi zmarłego purpurata na tronie arcybiskupim w Gnieźnie i Poznaniu. W trudnej sytuacji politycznej kraju, który dopiero otrząsnął się z zamachu majowego, papieżowi zależało zapewne na wyborze arcybiskupa, który nieskrępowany żadnymi politycznymi serwitutami, będzie prowadził Kościół w Polsce z dala od rozgrywek ideologicznych, realizując główne założenia pontyfikatu Piusa XI.
Ze Śląska do Gniezna i Poznania
Taką postacią był w oczach papieża dobrze mu znany biskup katowicki August Hlond. Jeszcze na Śląsku pisał Hlond w jednym z listów pasterskich: "Kościół nie może się identyfikować z żadną partią polityczną, a nadużywanie religii z jakiejkolwiek strony dla celów politycznych czy klasowych jest niedopuszczalne i trwałych korzyści przynieść nie może". Właśnie autora tych słów papież mianował w dniu 24 czerwca 1926 r. nowym arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim.
Decyzja ta dla wielu była zaskoczeniem. Abp Hlond należał w 1926 r. do najmłodszych członków polskiego Episkopatu - w chwili nominacji dobiegał 45. roku życia. Był znany na Śląsku i ceniony jako wybitny duszpasterz, pierwszy biskup katowicki i prężny organizator tej młodej diecezji. Szerzej jednak nie znała go opinia publiczna.
Początkowo przyjęty został w obu archidiecezjach z dystansem. Przenikliwość abp. Hlonda, jego zdolność zjednywania sobie ludzi sprawiły, że bardzo szybko został zaakceptowany przez swych wiernych i duchowieństwo. Prestiż abp. Hlonda wzrósł jeszcze bardziej, gdy na tajnym konsystorzu 20 czerwca 1927 r. papież Pius XI kreował go kardynałem prezbiterem tytułu Matki Bożej Pokoju. Tym samym August Hlond w wieku niespełna 46 lat stał się najmłodszym członkiem Kolegium Kardynalskiego. Już w pierwszym roku swych rządów August Hlond rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę działalność. Zreorganizował i unowocześnił administrację kościelną swych archidiecezji, założył w Poznaniu Katolicką Szkołę Społeczną i Instytut Wyższej Kultury Religijnej. Planował również założenie w Poznaniu Akademii Teologicznej. Najważniejsze jednak zasługi kard. Hlonda w okresie przedwojennym dotyczą pomyślnej unifikacji wszystkich biskupów polskich w Konferencji Episkopatu Polski, której Hlond jako prymas przewodniczył. Choć respektował starszeństwo kreacji kardynalskiej metropolity warszawskiego kard. Aleksandra Kakowskiego, to jednak jako prymas samodzielnie przewodniczył zjazdom biskupów, m.in. w 1936 r. pokierował zwołanym przez siebie, pierwszy raz od niemal 300 lat, Synodem Plenarnym Biskupów Polskich.
Protektor Polonii
Był pierwszym Prymasem Polski, który otoczył opieką polskie wychodźstwo. W 1931 r. papież mianował Hlonda protektorem polskiej emigracji, a on sam już rok później powołał do życia Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej, formujące księży skierowanych do posługi duszpasterskiej Polakom rozsianym po świecie. W latach międzywojennych kard. August Hlond był jednym z najbardziej znanych hierarchów kościelnych w świecie. Dużo podróżował, odwiedzając Polaków na różnych kontynentach. Jako legat papieski reprezentował Ojca Świętego na międzynarodowych kongresach religijnych, m.in. w Lublanie, Argentynie, Francji, Belgii i Kartaginie. W 1939 r. uczestniczył w konklawe po śmierci papieża Piusa XI. Ówczesna prasa międzynarodowa umieszczała nazwisko kard. Hlonda na liście tzw. papabili, czyli prawdopodobnych kandydatów na nowego papieża. Według niektórych historyków, na kard. Hlonda oddano aż 18 głosów podczas jednego z głosowań. Gdy ostatecznie na papieża wybrany został kard. Eugenio Pacelli (Pius XII), powszechnie spekulowano, że kard. Hlond zostanie nowym sekretarzem stanu…
Wojenna tułaczka
Tymczasem na europejskim horyzoncie jarzyło się już widmo krwawej wojny. Przeczuwał jej wybuch także prymas Hlond, dlatego też od dłuższego czasu przestrzegał przed wewnętrznym osłabianiem państwa i nadszarpywaniem jego autorytetu. W chwili wybuchu II wojny światowej prymas przebywał w swej stolicy rezydencjonalnej - w Poznaniu. Najbliższe dni miały stać się jednymi z najważniejszych w jego życiu. Trzeciego września w godzinach wieczornych kardynał Hlond za pośrednictwem wojewody poznańskiego płk. Ludwika Bociańskiego został wezwany przez prezydenta Mościckiego i naczelnego wodza - marsz. Rydza-Śmigłego do bezzwłocznego przyjazdu do Warszawy. "Jest polskim postulatem państwowym, aby kardynał nie wpadł w ręce Niemców, choćby dlatego że mogliby traktować prymasa jako zakładnika, co stworzyłoby dla Dowództwa Naczelnego sytuację bardzo krępującą i niekorzystną" - argumentowały w rozmowie z prymasem Hlondem władze państwowe. Prymas Hlond nie chciał opuszczać swoich archidiecezji, ostatecznie jednak, po przekazaniu szerokich pełnomocnictw swemu sufraganowi, biskupowi Walentemu Dymkowi, wyruszył do Warszawy. Tam 5 września rano wśród bomb hitlerowskiego agresora odprawił uroczystą Mszę św. za pomyślność Polski. Wskutek intensywnych bombardowań stolicy, pod naciskiem władz państwowych i nuncjusza apostolskiego abp. Cortesiego, ewakuował się na wschód. W tym samym czasie prezydent Mościcki nosił się z zamiarem desygnowania kard. Hlonda na urząd prezydenta RP. Nieco później prymas odmówił objęcia funkcji premiera, co również było mu proponowane.
W drodze z Warszawy został ranny w nogę; wstrząsające wrażenie zrobił na prymasie ogrom ofiar i bestialstwo okupanta. Zarówno nuncjusz, jak i władze RP przekonywali, że prymas powinien bezzwłocznie opuścić terytorium kraju, aby nie wpaść w ręce Niemców. Miał się udać do Rzymu, by informować światową opinię publiczną o niemieckich zbrodniach dokonywanych w Polsce. Z bólem serca 14 czerwca przepłynął motorówką z Zaleszczyk na teren Rumunii. "Gdy jesteśmy na drugim brzegu Dniestru - wzruszenie, łzy, przeczucie długiego wygnania" - zanotował kardynał w swym dzienniku. Rzeczywiście, prymas Hlond miał się pojawić w ojczyźnie dopiero 20 lipca 1945 roku. Po opuszczeniu kraju we wrześniu 1939 r. dotarł do Watykanu, gdzie bezzwłocznie został przyjęty przez papieża Piusa XII. Informował go o zbrodniach okupacyjnych w Polsce. Przez Radio Watykańskie wygłaszał na cały świat przemówienia, w których demaskował okrucieństwo Niemców wobec bezbronnej polskiej ludności.
W czerwcu 1940 r. opuścił Włochy i wyjechał do Lourdes we Francji. Po trzech latach trafił do opactwa benedyktyńskiego w Hautecombe w Sabaudii. W tym czasie wydawał raporty o eksterminacji narodu polskiego i walce z Kościołem, pomagał rodakom, interweniował u wielu możnych w sprawie polskiej, ułatwiał też ucieczkę do Stanów Zjednoczonych wielu Żydom. Trzeciego lutego 1944 r. został aresztowany przez gestapo i przewieziony do Paryża, potem do Bar-le-Duc i do Wiedenbrück w Westfalii. Nie uległ jednak propozycjom kolaboracji. Został uwolniony przez amerykańską armię 1 kwietnia 1945r. Przez Paryż i Rzym wrócił do Polski. W Watykanie otrzymał specjalne pełnomocnictwa i po powrocie do kraju dokonał doniosłego aktu o długofalowych konsekwencjach historycznych. Na Ziemach Odzyskanych powołał do życia pięć administracji apostolskich z siedzibami we Wrocławiu, Gorzowie, Opolu, Gdańsku i Olsztynie. Jest to jedna z najistotniejszych decyzji kardynała Hlonda.
Prymas August Hlond zmarł po krótkiej chorobie 22 października 1948 r. w szpitalu sióstr elżbietanek w Warszawie. Pochowany został w gruzach bazyliki katedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Jedno ze zdań często wypowiadanych przez kardynała Hlonda w ostatnich latach jego życia brzmiało: "Zwycięstwo gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem Maryi".