Większość świętych Pańskich wspominamy w dniu ich śmierci, czyli „narodzin dla nieba”. Również św. Jan Chrzciciel ma taki dzień - 29 sierpnia, upamiętniający jego męczeńską śmierć. Jednak jest to tylko wspomnienie, podczas gdy jego narodziny obchodzimy jako uroczystość, a więc święto liturgiczne najwyższej rangi. Jan jest - po Chrystusie i Maryi - jedynym świętym, któremu Kościół oddaje hołd w dniu ziemskich narodzin. Były to bowiem narodziny niezwykłe, a Pan Jezus powiedział o nim: „Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana” (Łk 7,28).
Poświęcony już w łonie matki...
oczyszczony z grzechu pierworodnego i bezgrzesznie narodzony – oto św. Jan. Elżbieta, jego matka, pochodziła z rodu Aarona i była spokrewniona z Maryją, Matką Jezusa. Być może ich matki, Sobe i Anna, były rodzonymi siostrami? Jeśli tak, to synowie Elżbiety i Maryi byli dalszym kuzynostwem. Elżbieta bardzo cierpiała z powodu bezpłodności, która dla niewiasty żydowskiej była hańbą. A ponieważ liczyła już niemało lat, podobnie jak jej małżonek Zachariasz, więc nadziei na potomstwo raczej nie miała. Zachariasz należał do stanu kapłańskiego, który był podzielony na 24 oddziały. Każdy z tych oddziałów pełnił, po kolei, przez tydzień służbę w Świątyni Jerozolimskiej. Zachariasz był członkiem oddziału ósmego, któremu przewodził Abiasz.
Kiedy przyszła kolej na jego oddział, musiał być bardzo szczęśliwy, ponieważ los wskazał go, jako tego, który złoży ofiarę kadzenia w przedsionku Miejsca Najświętszego. Wszedł więc, aby spełnić swoją powinność - odnowić ogień i spalić wonności - a wówczas, po prawej stronie ołtarza kadzenia, ukazał mu się anioł, który oznajmił, że Elżbieta urodzi syna, który ma nosić imię Jan: „Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych - do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały” (Łk 1, 14- 17).
Zachariasz słuchał tych słów z niedowierzaniem, bo zdawał sobie sprawę, że oboje z Elżbietą są już w podeszłym wieku. Podzielił się swoimi wątpliwościami z aniołem, który wyjawił mu, że jest archaniołem Gabrielem. Za swoje niedowierzanie Zachariasz miał pozostać niemy do dnia, w którym wszystko to się stanie. I rzeczywiście...
Stało się jak mówił Gabriel
Zachariasz stracił mowę, a kiedy minął czas jego służby w świątyni, powrócił do domu. Wkrótce okazało się, że Elżbieta jest w stanie błogosławionym.
Pół roku później archanioł Gabriel zwiastował Maryi wielką nowinę, że Bóg wybrał Ją na Matkę swojego Syna. Na dowód prawdziwości nowiny wyjawił Maryi, co spotkało Jej krewną, Elżbietę. Maryja udała się wkrótce do niej, bo chciała pomóc krewnej w tym szczególnym czasie oczekiwania na dziecko. Ewangelia mówi, że kiedy weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę, w jej łonie poruszyło się dzieciątko, jakby chciało oddać hołd poczętemu Mesjaszowi.
Trzy miesiące później Elżbieta urodziła syna, a po ośmiu dniach - zgodnie ze zwyczajem żydowskim - chłopiec został obrzezany. Chciano mu nadać imię ojca, ale Elżbieta oznajmiła, że otrzyma imię Jan. To imię pochodzenia hebrajskiego tłumaczy się jako: „Bóg jest łaskawy”. Zapytano więc Zachariasza, a wówczas on napisał na tabliczce:
Jan będzie mu na imię
I w tym momencie odzyskał mowę; napełniony Duchem Świętym odmówił dziękczynienie i zaczął kreślić wizję mesjańskiej przyszłości. Słowa, które wtedy wyśpiewał, zwane „Benedictus” (Łk 1, 67–79) albo kantykiem Zachariasza, weszły na stałe do liturgii i są elementem codziennej modlitwy porannej, czyli Jutrzni.
Tradycja głosi, że św. Jan Chrzciciel przyszedł na świat w Ain Karim (mówi się też: Ain Karem), miejscowości położonej osiem kilometrów na zachód od Jerozolimy. W epoce średniowiecza powiadano o tym miejscu: Święty Jan w Górach. Nieco dalej na zachód rozciąga się pustynia, miejsce gdzie – jak podaje Ewangelista – „rósł i wzmacniał się duchem... aż do dnia ukazania się przed Izraelem" (Łk 1, 80). Ale, tak naprawdę, nie wiadomo co się dalej działo z Janem. Późne rodzicielstwo Elżbiety i Zachariasza sprawiło, że prawdopodobnie rychło został osierocony.
Pustelnik na Pustyni Judzkiej
Zwyczajowo mężczyzna mógł rozpocząć działalność publiczną dopiero po ukończeniu trzydziestego roku życia, kiedy osiągał dojrzałość. Być może Jan przystał więc do sekty Esseńczyków, która istniała w tamtych czasach w Palestynie. Wiedli oni surowy żywot, zgodny z wymogami Pięcioksięgu Mojżesza, i osobistym świadectwem chcieli przeciwstawić się nadużyciom faryzeuszy i uczonych w Piśmie. O tym, kim byli i jak żyli dowiedzieliśmy się nieco po odkryciu w 1947 r. tekstów z Qumran nad Morzem Martwym. Nie ma jednak pewności, że Qumrańczycy byli Esseńczykami.
W piętnastym roku panowania Tyberiusza Jan obwieścił, że Mesjasz jest już na świecie i wkrótce nadejdzie Królestwo Boże. Ten niezwykły prorok, niestrzyżony – na znak poświęcenia się wyłącznie Bogu - odziany w wielbłądzią skórę, karmiący się miodem leśnym i szarańczą, udzielał ludziom chrztu pokuty nad rzeką Jordan. Rzucał przy tym gromy na świętoszkowatych obłudników, przedstawicieli elit żydowskich. Miał też grono swoich uczniów.
Kiedy pewnego dnia nad Jordanem pojawił się Jezus, wskazał Go jako Baranka Bożego. A Mesjasz przyjął od niego chrzest, bo chciał okazać, że uznaje za słuszne wszystko to, co czynił Jan.
W cieniu Mistrza
Od tej chwili Jan usunął się w cień. Znał swoje miejsce i miał świadomość, Komu przecierał drogi. Jan nie uznawał kompromisów, zwłaszcza z prawdą. Nic więc dziwnego, że nie szczędził prawdy także możnym tego świata, np. takim jak Herod II Antypas, który żył nieobyczajnie z Herodiadą, żoną swego brata Filipa. Rozwścieczony monarcha uwięził Jana, który publicznie potępiał ów związek. Na życzenie Salome, córki Herodiady, Jan został ścięty. Uczniowie pochowali go być może w samaryjskiej Sebaście. Herod natomiast lękał się go nawet po egzekucji, bo na wieść o cudach Jezusa sądził, iż to Jan powstał z martwych.
Jutro święty Janek - puścimy na wodę wianek
Noc Kupały, zwana także Sobótką, była nocą ognia. To czas przesilenia Słońca, a więc najkrótsza noc w całym roku. Skakano wówczas przez ogniska, aby uchronić się przed złymi mocami i chorobami oraz spalano rozmaite zioła. Łodygami bylicy przybierano bydło - które później przepędzane przez ognisko, dla ochrony przed zarazą - stroiły się w nią dziewczęta, a gospodynie rzucały ją na dachy swoich chat. Do świtu pląsano przy ogniskach. Śmiałkowie wyruszali zaś na poszukiwanie kwiatu paproci, który miał zakwitać o północy, wskazując drogę do ukrytych skarbów. Kościół długo bronił się przed pogańskimi zwyczajami sobótkowymi, aż w końcu je częściowo zasymilował.
Przed tym dniem nikt nie wchodził do rzeki ani do jeziora, bo mówiono: „Nie kąp się, póki święty Jan wody nie ochrzci”. Powiadano także: „Na świętego Jana pozbędę się pana”, w tym dniu bowiem czeladź otrzymywała grosz świętojański, czyli zadatek, a potem rozważała jak korzystnie zawrzeć nowy kontrakt.
W dobie lansowania mody na anglosaskie walentynki godzi się przypomnieć, że w obyczajowości polskiej dniem zakochanych jest noc świętojańska. Tej nocy dziewczęta rzucały na wodę wianki z płonącymi świeczkami, a młodziaki uwijały się, aby wyłowić je bez zagaszania płomienia. Komu się poszczęściło, mógł żyć nadzieją, że panna odwzajemni jego zaloty. |