Mija dwadzieścia lat od pierwszych wolnych wyborów w naszym kraju. Był to czas zrzucenia jarzma komunizmu. Jest Ksiądz Arcybiskup postrzegany jako „Ojciec” tamtych przemian. Jak Ekscelencja, jako pasterz Kościoła, pamięta minione wydarzenia? Jaką rolę odegrał w nich Kościół?
- Opatrzność Boża okazała naszemu narodowi szczególną dobroć i opiekę. W trudnym czasie zmagań z komunizmem nigdy nie zagubiliśmy kontaktu z tym, co było dla nas drogie i bliskie. Mam na myśli pragnienie wolności i więź z Bogiem we wspólnocie Kościoła. Wpływ na to mieli wielcy prymasi, by wspomnieć kardynała Augusta Hlonda i kardynała Stefana Wyszyńskiego, w których duchu starał się kontynuować swą posługę kardynał Józef Glemp. Można więc powiedzieć, że w takiej atmosferze rodziła się „Solidarność” jako ruch ogólnonarodowy, który nieustannie odwoływał się do więzi z Kościołem. Kościół stwarzał dla wszystkich, którzy tak rozumieli naród, przestrzeń możliwej wolności. Ten autorytet Kościoła skłonił obydwie strony: opozycję demokratyczną i władze komunistyczne do szukania w Kościele neutralnego świadka, który ułatwiłby wyjście z systemu. Komunistyczny system bowiem nie tylko odbierał prawa osób, ale zakwestionował samą strukturę państwa. Kościół wysunął konieczność rozmów obu stron na najważniejsze tematy, w tym również refleksję nad koniecznością ponownej rejestracji NSZZ „Solidarność”. W ten sposób rozpoczynały się rozmowy w Wilanowie, w Magdalence i wreszcie Okrągły Stół. Decydujący był jednak dzień 4 czerwca, gdy naród w możliwym zakresie wolności odniósł pełne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. To był najważniejszy moment w naszej najnowszej historii. To wszystko było możliwe dzięki pontyfikatowi Jana Pawła II. Rola Kościoła była więc zasadnicza.
Nowa rzeczywistość rodzącej się wówczas demokracji niewątpliwie miała wielkie znaczenie dla Kościoła w Polsce...
- Ustrój demokratyczny, którego trzeba się było uczyć, musiał być oparty na silnych zasadach etycznych. Należało, oczywiście, unikać nawet pozorów naruszania autonomii państwa i Kościoła. Znakomitym wyjściem było zawarcie konkordatu ze Stolicą Apostolską. Trudności dotyczące ratyfikacji konkordatu ukazały, jakie jest nastawienie do Kościoła ugrupowań postkomunistycznych. Jednak działalność Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu oraz wyczucie polityków z byłej opozycji antykomunistycznej pozwoliły na mądre pokonanie tych trudności. Kościół musiał czuwać, by bronić wartości chrześcijańskich w życiu narodu, nie stwarzając nawet pozorów naruszania autonomii państwa. Tego trzeba stale się uczyć.
Czy Kościół odnalazł się w tej nowej, demokratycznej rzeczywistości?
- Wydaje się, że Kościół, biorąc pod uwagę stare nawyki z czasów państwa totalitarnego, ucząc się życia w państwie demokratycznym o charakterze pluralistycznym, wychodził obronną ręką z trudnych sytuacji. Widać to dziś, choćby obserwując rankingi, jakie dostrzega społeczeństwo, patrząc na pozycję Kościoła.
Co pozostało Polakom po wydarzeniach z 1989 roku? Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia okres transformacji w Polsce?
- Pozostała przede wszystkim wolność, normalnie funkcjonujące państwo. Natomiast trzeba uczyć się żyć w państwie demokratycznym o ustroju ekonomicznym opartym na gospodarce wolnorynkowej. Społeczeństwo nie może uchylać się od rzeczywistego uczestnictwa w życiu narodu i państwa. Trudny jest okres transformacji, który domaga się przejścia od gospodarki socjalistycznej do zdrowej gospodarki wolnorynkowej, której skutkiem jest wzrastające, wynikające z rachunku ekonomicznego, a także z pewnego egoizmu gospodarczego bezrobocie dotykające ludzi pracy. Ważną sprawą jest konieczność odpolitycznienia gospodarki i związków zawodowych. Mimo istniejących trudności uważam, że nasze dwudziestolecie trzeba ocenić zdecydowanie pozytywnie. Kościół nadal jest obecny w życiu społeczeństwa, wbrew nacierającym przejawom nurtu laickiego, który usiłuje zakwestionować tak istotne wartości jak rodzina, małżeństwo, troska o życie od poczęcia do naturalnej śmierci. Naród nie tylko umiał walczyć w sposób bezkrwawy z komunizmem, ale radzi sobie z laicką wizją społeczeństwa, broniąc zasad chrześcijańskich, które kształtowały jego przeszłość przez tysiąc lat.