Wcieleniem tej roztropności była również postawa Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Potrafił pójść na daleko idące ustępstwa wobec komunistycznej władzy zawierając z nią w 1950 r. porozumienie państwo – Kościół. Trzy lata później uznał, że nie ma innego wyjścia niż powiedzieć „nie pozwalam”, co wkrótce zaprowadziło go do więzienia. „Mądrość etapu”, powiadał Stanisław Stomma, który twierdził, że historię można oceniać wyłącznie odwołując się do konkretnego faktu – „historia nie dzieje się w oderwaniu od faktów”. Mądrość etapu zaś definiował jako „rozumne rozszyfrowanie sytuacji etapu i znalezienie rozwiązań w miejscu i czasie możliwych i najlepszych”. Najwybitniejsi przedstawiciele Kościoła w Polsce potrafili z reguły zachować równowagę pomiędzy „mądrością etapu” a potrzebą świadczenia. Ta droga, choć wąska, zapewniła katolicyzmowi w naszym kraju nie tylko przetrwanie, ale również siłę i znaczącą pozycję w życiu publicznym. W żadnym innym kraju tzw. realnego socjalizmu się to nie udało.
Gra z komunistycznym reżimem
Właśnie odszedł człowiek, który może być uznany za symbol tej roztropnej postawy, a zarazem za pierwszoplanowego aktora gry, którą podjął Kościół w Polsce z komunistycznym reżimem, w okresie jego kryzysu i upadku. Biskup Alojzy Orszulik. Był pallotynem, kierownikiem Biura Prasowego Episkopatu Polski w latach 1968–1993, później po nominacji biskupiej biskupem pomocniczym diecezji siedleckiej, zastępcą sekretarza Episkopatu, wreszcie biskupem diecezji łowickiej w latach 1993–2004, następnie jej biskupem seniorem. Prawnik, kanonista, już jako młody człowiek zyskał duże doświadczenie w zakresie kontaktów z mediami, co było i jest szczególnym charyzmatem zgromadzenia, do którego należał. W latach 1971–1973 prowadził rozmowy z przedstawicielami władz państwowych w sprawie ustaw, m.in. uwłaszczenia Kościoła na Ziemiach Zachodnich i Północnych oraz stosunków między państwem i Kościołem. W listopadzie 1980 r. został członkiem-sekretarzem Komisji Wspólnej Przedstawicieli Konferencji Episkopatu Polski i Rządu PRL, uczestniczył w przygotowaniach papieskich pielgrzymek do Polski. W latach 1981–1983 i 1987–1989 należał do zespołu legislacyjnego, który opracowywał projekty ustaw o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. W okresie stanu wojennego był reprezentantem Kościoła do utrzymywania kontaktów z internowanym Lechem Wałęsą, przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Bywał u niego w Arłamowie, pośredniczył w kontaktach z władzami, informował o wydarzeniach w kraju, zapewniał kontakt z bliskimi. To, że Lech Wałęsa nie załamał się wówczas i nie uległ pokusom, którymi mamiła go władza, można zawdzięczać m.in. księdzu Orszulikowi.
Przy Okrągłym Stole
Najważniejszy etap jego życiowej drogi przypada na lata 1988 i 1989, gdy władza komunistyczna uznała, że bez porozumienia z opozycją nie zdoła utrzymać swej uprzywilejowanej pozycji w państwie. Kościół, który znajdował się wówczas w apogeum swego społecznego autorytetu, był jedyną siłą uznawaną przez obie strony sporu – władzę i opozycję. Pisałem o tym szerzej w poprzednim numerze „Przeowodnika”, nie mając świadomości, iż właśnie dobiegało kresu życie jednego z najważniejszych uczestników tamtych zdarzeń. Dziś, gdy wspominamy śp. biskupa Alojzego, warto uzupełnić myśli z poprzedniego tekstu o kilka uwag dotyczących jego osobistego udziału w tych historycznych wydarzeniach. Jako przedstawiciel Konferencji Episkopatu Polski brał udział w rozmowach w Magdalence i w obradach Okrągłego Stołu. Pozostawił po sobie arcyciekawy tekst, podstawowe źródło dla historyków zajmujących się tamtą epoką: „Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989”. Dzięki niemu poznajemy kulisy tego, co było ukryte przed oczami ówczesnej opinii publicznej i jesteśmy w stanie ocenić wiele legend i mitów, które narosły w ciągu ostatnich 30 lat.
Nie tylko świadek
Oficjalni pełnomocnicy Kościoła odegrali kluczową rolę podczas trwających od miesięcy jesiennych 1988 r. prac przygotowawczych do obrad Okrągłego Stołu. Podczas owych przygotowań obie strony pojmowały udział Kościoła jako zabezpieczenie swoich podstawowych interesów. „Solidarność” – nieufająca władzy – widziała w delegatach kościelnych świadka pozwalającego patrzeć władzy na ręce. Rządzący postrzegali ich jako siłę łagodzącą radykalizm strony opozycyjnej. Ks. Orszulik wielokrotnie odnosił się wówczas do konkretnych kwestii i problemów społecznych, ekonomicznych i politycznych, np. reform samorządowych, pluralizmu związkowego czy zadłużenia zagranicznego. Był rzecznikiem nie tylko Kościoła, ale opozycji demokratycznej, która wciąż nie mogła przedstawić swego stanowiska w bezpośrednich rozmowach z władzami. „Mówię o was i za was”, powiedział Jan Paweł II w 1987 r. na gdańskiej Zaspie. Zapewne w takim duchu można interpretować ówczesne zaangażowanie ks. Orszulika. Był uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu, nie świadkiem, jak sam próbował później dowodzić, ale właśnie uczestnikiem i to nadzwyczaj aktywnym. Uczestniczył we wszystkich najważniejszych spotkaniach, mediował podczas najzacieklejszych sporów. Był współtwórcą kontraktu politycznego podpisanego 5 kwietnia 1989 r. Wszyscy uczestnicy rokowań w Magdalence wspominają ks. Orszulika jako ostoję spokoju, który w momentach największego napięcia, grożącego zerwaniem rozmów, potrafił uspokoić nastroje, zaprosić na poczęstunek, zwykle okraszony mocniejszymi trunkami i uratować porozumienie. Był bez wątpienia współtwórcą porozumień okrągłostołowych, a zatem jednym z twórców III RP, co zostało później potwierdzone uhonorowaniem go przez prezydenta Bronisława Komorowskiego orderem Orła Białego.
Politycznie wstrzemięźliwy
Miał chyba duże poczucie sprawczości swej ówczesnej działalności. Wspominając później tamte gorące dni wiosny i lata 1989 r. przypisywał sobie główną rolę w wykreowaniu kandydatury Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego niekomunistycznego premiera. Nie uczyniło go to „prorokiem we własnym kraju” i naraziło na słowa krytyki niektórych hierarchów. „Mieni się głównym politykiem, chełpi się przy tym mocno Okrągłym Stołem i przejawia inicjatywy, które są odbierane jako działania w imieniu Episkopatu, a w rzeczywistości często nie są spójne z linią Episkopatu”, miał się o aktywności ks. Orszulika wyrazić prymas kard. Józef Glemp. Być może znamiennym jest fakt, że później, już jako biskup, powstrzymywał się od wyrazistych deklaracji politycznych, nie należał do grona tych hierarchów, którzy wyraźnie ujawniali swe polityczne sympatie i antypatie.
Równowaga ducha
W osobie biskupa Alojzego odchodzi jeden z ostatnich świadków epoki, podczas której Kościół jednoczył większość społeczeństwa w sporze z autorytarną władzą, był „przestrzenią wolności” politycznej, społecznej, kulturalnej. Przyniosło mu to fenomenalny poziom akceptacji, mylnie wzięty przez wielu za przejaw głębokiej i trwałej ewangelizacji społeczeństwa. Ks. Alojzy Orszulik, taki, jakim był wtedy u końca lat 80., wierzył zapewne, że rola, jaką Kościół odegrał w uwolnieniu Polski od komunizmu, zapewni mu uprzywilejowaną pozycję w nowej Polsce. Srodze się zawiódł, jak wielu zresztą. Nie był w stanie zrozumieć narastania antyklerykalizmu i niechęci wobec Kościoła, charakterystycznych dla początku lat 90. W 15. rocznicę obrad Okrągłego Stołu z goryczą mówił: „wówczas myślałem, iż opozycja walczy o zmiany ustrojowe, gospodarcze i społeczne w oparciu o zasady, które są zawarte w katolickiej nauce społecznej Kościoła. Czas pokazał, że nie było to prawdą. Cała strona negocjacyjna opozycji, gdy udawała się na rozmowy z przedstawicielami władz partyjno-rządowych, udawała się do kaplicy na modlitwę. Wszyscy odmawialiśmy te same modlitwy. Czas jednak pokazał, że moje przekonanie było złudne”. Fakt, że nie wszyscy chcieli w pluralistycznej rzeczywistości III RP odmawiać „te same modlitwy”, był dla biskupa łowickiego trudny do zaakceptowania. Nie odszedł jednak od tego, co zapewniło mu miejsce w historii – roztropności i umiejętności dialogowania. Tę jego cechę najlepiej ujął prymas senior ks. abp Henryk Muszyński: „Bóg wyposażył bp. Alojzego w bardzo szczególne przymioty, które przygotowały go, a może i predysponowały go do funkcji negocjatora ważnych spraw. Jest on bowiem człowiekiem dialogu, umie słuchać interlokutora i to z uwagą. Wysłuchuje nawet przeciwnika. I równie dobitnie, i dosadnie odpowiada. Mądrze waży wypowiadane słowa, które dzięki temu mają też odpowiedni ciężar gatunkowy. Poza tym posiada jeszcze jeden niezbyt często spotykany przymiot: spokój i równowagę ducha. Nie wiem, czy kiedykolwiek udało się wyprowadzić bp. Alojzego z równowagi”