Wyborów pomiędzy wiernością Ewangelii a karierą, polityczną poprawnością czy nawet życiem chrześcijanie musieli dokonywać zawsze. Dlatego świadectwa wiary nawet sprzed tysiąca lat są dla nas wciąż tak cenne. Są bowiem wsparciem w naszej wędrówce do nieba.
Jednym z takich świadków wiary sprzed wieków jest św. Brunon z Kwerfurtu, którego tysięczną rocznicę męczeńskiej śmierci obchodzimy w tym roku. Któż kojarzy tego świętego? A św. Brunon powinien być nam tym bardziej bliski, że jego, podobnie jak św. Wojciecha, działalność misjonarska dotyczyła m.in. dzisiejszego terytorium Polski, w czasach, gdy kształtowały się chrześcijańskie korzenie naszego młodego jeszcze państwa.
Dworzanin, pustelnik i misjonarz
Brunon urodził się w 974 r. w arystokratycznej rodzinie saskiej. Ukończył szkołę katedralną w Magdeburgu i dzięki swojemu znakomitemu pochodzeniu i zdolnościom znalazł się wśród dworzan cesarza Ottona III. Trudno było w tych czasach marzyć o lepszym początku kariery. Zrezygnował z niej jednak, poruszony wieścią o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha, i wstąpił do rzymskiego klasztoru na Awentynie, który pięć lat wcześniej opuścił ten święty misjonarz. Odtąd obracał się w najwyższych kręgach ówczesnego europejskiego społeczeństwa, ale już jako mnich i misjonarz.
W 998 r. Brunon przyjął zakonne imię Bonifacy i udał się wraz z kilkoma towarzyszami do pustelni w Pereum koło Rawenny. Bardziej jednak pociągała go działalność ewangelizacyjna, dlatego pragnął jak najszybciej dołączyć do dwóch swoich współbraci, Benedykta i Jana, którzy z inicjatywy cesarza Ottona wyruszyli do Polski. Stamtąd natomiast mieli udać się do pogańskich Wieletów, ludu zamieszkującego ziemie między ujściem Łaby i Odry, na pograniczu polsko-niemieckim. Brunonowi nie dane było do nich dołączyć, a im samym rozpocząć swojej misji. W nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. zostali, wraz z jeszcze trzema braćmi, wśród których było dwóch Polaków, zamordowani przez zbójców, jak się przypuszcza w okolicach Międzyrzecza. Ich losy znane są nam ze spisanego właśnie przez Brunona „Żywota Pięciu Braci”.
Naśladowanie działalności zamordowanych misjonarzy nie było możliwe ze względu na wojnę pomiędzy kolejnym cesarzem niemieckim Henrykiem II a polskim księciem Bolesławem Chrobrym. W tej sytuacji Brunon uzyskał zgodę papieża Sylwestra II na podjęcie wyprawy misyjnej na Węgry, aby wzmocnić chrześcijańskie państwo króla Stefana, późniejszego świętego. W tym samym, 1004 r., uzyskał również sakrę jako biskup misyjny i napisał „Żywot świętego Wojciecha”. Po sukcesach odniesionych na Węgrzech udał się dalej na wschód, na tereny dzisiejszej Ukrainy. Prowadził tam, równie owocnie, przy wsparciu księcia Rusów Włodzimierza Wielkiego, misję wśród koczowniczego ludu Pieczyngów.
W ślad za św. Wojciechem
Do Polski, na dwór Bolesława Chrobrego, Brunon dotarł w końcu w 1008 r. Tu, podobnie jak to miało w przypadku św. Wojciecha, miała znajdować się baza i zaplecze dla jego działalności misyjnej. Przypuszcza się, że pierwotnie jej celem mieli być Wieleci, do których wcześniej nie dotarli jego zamordowani współbracia. Przeszkodę stanowiły jednak walki, które znów wybuchły pomiędzy Bolesławem a Henrykiem II, sprzymierzonym właśnie z owymi Wieletami. Dając wyraz dezaprobacie ze smutnego faktu, iż chrześcijański władca, sam cesarz mający być przykładem dla innych, łączy się w imię własnych interesów z poganami przeciwko swojemu bratu w wierze, Brunon napisał list do Henryka, w którym pytał go retorycznie: „Czyż nie lepiej jest walczyć z poganami dla chrześcijaństwa niż gwałt zadawać chrześcijanom?”. Słowa świątobliwego męża pozostały jednak bez echa.
Z listu, którego tekst dotrwał szczęśliwie do naszych czasów, dowiadujemy się również o rozmachu, z jakim Brunon rozpoczął swą posługę ewangelizacyjną. Wspomina on bowiem m.in. o misji, jaką wysłał do króla Szwedów Olafa, będącego siostrzeńcem Bolesława Chrobrego.
Sam Brunon wyruszył jednak w 1009 r., w ślad za podziwianym od dawna św. Wojciechem, głosić Ewangelię do Prusów, a ściślej do Jaćwingów zamieszkujących ziemie położone daleko na wschodzie, nad Niemnem. Wydaje się, że wyprawa, o której wiadomości czerpiemy z relacji jednego z jej uczestników o imieniu Wibert, była dość liczna i dobrze przygotowana. Jednak Brunon i jego osiemnastu towarzyszy podzieliło los św. Wojciecha. 9 marca 1009 r., jak podają wiarygodne w tej kwestii roczniki niemieckie, ponieśli oni śmierć męczeńską.
W Roku Świętego Brunona
Dokładne miejsce śmierci św. Brunona jest nieznane, choć niektórzy lokalizują je w okolicach Giżycka, a on sam był w Polsce przez wieki zapomnianym świętym. Dziś właśnie w Giżycku mieści się sanktuarium świętego, który wraz ze swoim wielkim poprzednikiem, św. Wojciechem, patronuje diecezji ełckiej, ustanowionej 25 marca 1992 r. przez Jana Pawła II.
Rok 2008/2009 w diecezji ełckiej, na terenie której św. Brunon prowadził działalność misyjną i gdzie poniósł śmierć męczeńską, został ogłoszony Rokiem Jubileuszowym. W dekrecie wydanym z tej okazji biskup ełcki Jerzy Mazur SVD zachęca „wszystkich diecezjan i przebywających na terenie naszej diecezji gości” do „głębokiego duchowego przeżycia tysiąclecia męczeńskiej śmierci pierwszego Apostoła naszych ziem – św. Brunona z Kwerfurtu”. „Niech to będzie czas dziękczynienia za to wielkoduszne świadectwo o wierze naszych przodków. On przypomina nam, dziś żyjącym, czas jedności chrześcijan i zachęca do pracy nad jej przywróceniem. Swoją gorliwością misyjną przynagla nas również do bycia żywymi świadkami Chrystusa i jego Ewangelii w dzisiejszym świecie”, pisze dalej biskup.
Główne obchody jubileuszowe zaplanowane są na 20-21 czerwca br. na Wzgórzu św. Brunona, nieopodal sanktuarium tego świętego męczennika w Giżycku (więcej informacji na stronie internetowej: www.diecezja.elk.pl.
Świadectwo kronikarza
„W dwunastym roku swego zbożnego, pustelniczego żywota podążył do Prus i Bożym nasieniem starał się użyźnić tamtejsze jałowe pola, lecz wobec wciąż wyrastających cierni nie przyszło mu łatwo uprawić ten ugór. Kiedy [...] głosił słowo Boże na granicy tego kraju i Rusi, sprzeciwili się temu tubylcy, a gdy on dalej nauczał Ewangelii, schwytali go i za to, że tak kochał Chrystusa, który jest głową Kościoła, odcięli głowy zarówno jemu, jako jagnię łagodnemu, jak jego osiemnastu towarzyszom”.
Z Kroniki Thietmara, kronikarza i biskupa merseburskiego |
Relacja naocznego świadka
„Biskup [Bruno] wraz ze swymi kapelanami odprawiał Mszę św. głosząc słowa Ewangelii i apostołów. Król noszący imię Nethimer usłyszawszy je powiedział: «Mamy bogów, w których ze czcią wierzymy. Temu, co mówicie, podporządkować się nie chcemy». Biskup, słysząc to rozkazał, by mu przyniesiono posągi królewskich bożków i w obecności owego króla wrzucił je wielce odważnie do ognia. [...] W zburzony król rzekł bardzo gniewnie: «Weźcie i w mojej obecności wrzućcie biskupa do ognia bez najmniejszej zwłoki. Jeżeli ogień spali go i zniszczy całkowicie, to bądźcie przekonani, że to co on głosi jest z gruntu zwodnicze. Jeśli jest mianowicie odwrotnie, jak najrychlej dajmy świadectwo wiary w tego Boga». Następnie król polecił rozpalić ogromne ognisko i wrzucić do niego biskupa. Biskup tymczasem ubrany w szaty pontyfikalne umieścił swój tron wśród płomieni. Siedział na nim tak długo dopóki jego kapelani nie odśpiewali siedmiu psalmów. Król widząc ten cud uwierzył niezwłocznie w Boga wraz z trzystoma ludźmi i ochrzcił się.
Następnie opanowany przez szatana książę tej krainy przybył konno do biskupa i bez jakiegokolwiek żalu zamęczył na śmierć biskupa i jego kapelanów. Rozkazał, by obcięto biskupowi głowę, kapelanów powieszono, a mnie oślepiono”.
Wibert, jeden z towarzyszy św. Brunona
|