Spotkałam kiedyś na drodze młodego człowieka i zapytałam go, w którą stronę mam jechać. „Pani, ale to jest tak daleko! ze 120 km!”, odpowiedział mi przerażony młodzieniec – wspomina pani Czesława Wawrzyniak, która w minione wakacje pokonała trasę 1032 kilometrów rowerem.
Jestem porządna!
Pani Czesława, choć jest na emeryturze, nie ma za wiele wolnego czasu. Jej wielką pasją jest jazda na rowerze. – Najbardziej fascynujące jest to, że poprzez wycieczki spotykam mnóstwo ciekawych, sympatycznych i życzliwych ludzi – opowiada pasjonatka. Z uśmiechem wspomina też niektóre rowerowe przygody, choćby tę, podczas której zapewniała, że nie jest złym człowiekiem. – Było ciemno, i nie chciałam narażać siebie na niebezpieczeństwo. Zapytałam więc w jednej gospodzie, czy mogłabym na noc przechować rower i ewentualnie skorzystać z jakiegoś miejsca do spania. Pani domu ze zdziwieniem odpowiedziała: „Ale ja Pani nie znam!”. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam: „Ja naprawdę jestem porządnym człowiekiem”. Tak też przespałam kolejną noc i spędziłam wieczór w bardzo miłym towarzystwie – relacjonuje Czesława Wawrzyniak.
„Proszę o zniżkę!”
Emerytowana rowerzystka jest najlepszym przykładem na to, iż hobby potrafi sprawić, że świat dookoła wygląda bardziej optymistycznie niż to, co pokazuje nam telewizja. Pokonując bardzo długie trasy, nie może pozwolić sobie na zbędny bagaż. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto chętnie jej pomoże – poczęstuje ciepłym posiłkiem, odstąpi łóżko, pozwoli skorzystać z prysznica. Czasem odpoczywa u nieznajomych, innym razem u sióstr zakonnych czy też u rodziny. W schroniskach młodzieżowych często upomina się o zniżkę ze względu na… wiek! Niestraszne są jej duże odległości, wiatr czy deszcz. Pani Czesława wykorzystuje każdą sposobność do przeżycia kolejnej wycieczkowej przygody. Kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, postanowiła wyru szyć do Berlina. – Ode mnie z domu na Alexanderplatz i z powrotem jest dokładnie 505,5 kilometra – oblicza pani Wawrzyniak. Na liczniku po tegorocznej letniej wyprawie pojawiła się liczba 1032 kilometrów. – Wyjechałam z domu 27 maja, przejechałam między innymi przez Gostyń, Kraków, Oświęcim, Gliwice, Strzelce Opolskie – wspomina hobbystka.
Zwariowałaś?
Z początku rodzina była nieco zdziwiona oryginalnym pomysłem swojej babci. Nigdy jednak nie postulowała, aby została w domu. Mąż pani Czesławy tylko z początku był nieco zaskoczony. – Któregoś dnia powiedziałam mu, że jadę do Polic, do rodziny. Gdy usłyszał, że chcę tam dotrzeć rowerem, a nie samochodem, zapytał, czy zwariowałam. W końcu oczywiście tam pojechałam. Jak oblicza pani Wawrzyniak, dziennie jedzie 100 km. – Nawet jeśli jadę 10 km/h, to po 10 godzinach mam 100 kilometrów – rowerzystka robi szybki rachunek. Rowerem, którym się porusza, nie jest profesjonalny pojazd. Nie jest też specjalnie przystosowywany do długich podróży, jazdy pod górę czy innych ekstremalnych warunków jazdy. Liczy się tylko pasja i chwila, w której przychodzi kolejny pomysł. – Najpiękniejsza w tym wszystkim jest niezależność – zdecydowanie podkreśla pani Czesława, dodając, że ta myśl sprawia, iż jest szczęśliwa. – Kiedy byłam młodą dziewczyną, to w telewizji nieraz pokazywali paryskich kloszardów. Oni nic nie musieli robić, nigdzie się nie spieszyli. I tak marzyłam, by choć przez tydzień być kloszardem. Teraz jestem nim przynamniej raz w roku przez minimum dwa tygodnie – podsumowuje.