Z ordynariuszem diecezji kaliskiej biskupem Stanisławem Napierałą rozmawia Michał Gryczyński.
Kiedy Ksiądz Biskup przeżył swoje pierwsze spotkanie ze św. Józefem Kaliskim?
– W młodości słyszałem o nim i odczuwałem potrzebę, aby tu przyjechać. Uczyniłem to po maturze. Wskazano mi kościół, wszedłem i poczułem się dziwnie, bo szukałem wizerunku św. Józefa, a ujrzałem... Świętą Rodzinę. Po latach, gdy byłem rektorem Seminarium Duchownego w Poznaniu, udaliśmy się wszyscy do św. Józefa jako pielgrzymi. A kiedy 25 marca 1992 r. wieczorem przybyłem do Kalisza, aby objąć kanonicznie diecezję, pierwsze kroki skierowałem właśnie do bazyliki, aby zawierzyć siebie i diecezję św. Józefowi.
Obraz jest, rzeczywiście, zdumiewający. W jaki sposób należy go odczytywać?
– Początkowo mieliśmy problem: kto, tak naprawdę, jest patronem naszej diecezji? W jednym dokumencie Stolicy Apostolskiej wymieniana jest Święta Rodzina, a w drugim – św. Józef, określony jako „Małżonek Dziewicy Maryi – Opiekun Zbawiciela”. Okazało się, że to jest ten sam patron odczytywany z obrazu. Pielgrzymi przybywają do Kalisza, aby pokłonić się św. Józefowi, a znajdują Świętą Rodzinę. To fascynujące, że przed wiekami odważono się nazwać obraz imieniem św. Józefa; czy dziś nie byłoby sprzeciwu, że to błąd dogmatyczny? Zwłaszcza że w układzie pionowym obraz przedstawia Osoby Trójcy Świętej, a św. Józef – w owym układzie osób boskich i ludzkich – jest najmniejszy.
Może ta odwaga była wyrazem głębokiego przekonania, że św. Józef jest tak bardzo bliski ludziom? Jakie znaczenie ma dla diecezji jego patronat?
– Myślę, że zadziałała Opatrzność, która – znając miejsce św. Józefa w zamyśle Bożym – tak bardzo go wyniosła. Bo on jest wielki z powodu swego powołania i wyniesienia przez samego Boga. Po blisko szesnastu latach istnienia diecezji widzę, jak bardzo pomógł nam się zintegrować. Diecezja została przecież utworzona z części sześciu innych diecezji, a księża, którzy znaleźli się na tym terenie, odebrali formację w sześciu różnych seminariach. To były zróżnicowania historyczne, kulturowe, zwyczajowe. Z tej wielości oraz różnorodności przyszło nam budować jedną diecezję, a dopomógł nam – i nieustannie pomaga – św. Józef.
Peregrynacja obrazu po diecezji również budowała ową jedność?
– O, tak! Zrodził się pomysł, aby św. Józefa „wyprowadzić” z sanktuarium i „pokazać” mu diecezję: tacy jesteśmy, więc nam pomóż! Powstała kopia obrazu, którą w pielgrzymce blisko tysiąca osób zawieźliśmy do Rzymu. Ojciec Święty pobłogosławił ją i napisał piękny list. Po powrocie kopia została przekazana do domów zakonnych, gdzie przez cały rok siostry modliły się w intencji dzieła peregrynacji. A potem św. Józef „wyruszył” w dwuletnią wędrówkę po wszystkich 280 parafiach; w każdej gościł przez dobę. Parafie przygotowywały się do tego spotkania najczęściej przez rekolekcje, toteż peregrynacja „przeorała” nas duchowo. Pięknie udekorowane trasy przejazdu wymownie świadczyły o tym, jak bardzo ludzie czczą i kochają św. Józefa.
Gdzie obecnie znajduje się ta kopia?
– Umieściliśmy ją w kaplicy seminarium duchownego, aby klerycy mogli wpatrywać się w św. Józefa i zawierzać mu swoje sprawy. Bo to jest niesamowity patron! On nie lubi, jak mu się coś narzuca, organizuje, a często nas zaskakuje. Przybywa do niego coraz więcej ludzi z różnych zakątków Polski i zagranicy. A czasami „wychodzi” z seminarium. Był już kilka razy w Warszawie, na zaproszenie tamtejszych proboszczów. Podczas jednej z jego wizyt miało miejsce uzdrowienie, które obecnie jest szczegółowo badane. Był również w Rudzie Śląskiej. Św. Józef wciąż zadziwia kaliszan.