Logo Przewdonik Katolicki

Powołanie do cierpienia

Adam Suwart
Fot.

Z arcybiskupem Władysławem Ziółkiem, metropolitą łódzkim, rozmawia Adam Suwart Tegoroczny Światowy Dzień Chorego z woli Ojca Świętego Benedykta XVI będzie poświęcony nieuleczalnie chorym pacjentom. Papież przypomina o ograniczeniach ludzkiego życia i o konieczności przygotowania na śmierć. Zauważa, że pomimo postępów nauki nie można wyleczyć wszystkich chorób. Jak Kościół...

Z arcybiskupem Władysławem Ziółkiem, metropolitą łódzkim, rozmawia Adam Suwart


Tegoroczny Światowy Dzień Chorego z woli Ojca Świętego Benedykta XVI będzie poświęcony nieuleczalnie chorym pacjentom. Papież przypomina o ograniczeniach ludzkiego życia i o konieczności przygotowania na śmierć. Zauważa, że pomimo postępów nauki nie można wyleczyć wszystkich chorób. Jak Kościół może wytłumaczyć tak bardzo cierpiącym ludziom, że poprzez swój niewypowiedziany ból wpisują się w odkupieńczą mękę Chrystusa?
– Cierpienie stawia przed człowiekiem wiele trudnych pytań. Choć na różne sposoby szuka się na nie odpowiedzi, cierpienie zawsze pozostaje tajemnicą – tajemnicą, która jest nieodłączną częścią ludzkiego życia.

Chrześcijanin wyjaśnienia sensu cierpienia szuka i znajduje w Jezusie Chrystusie. Najpierw dlatego, że dzięki Niemu może odnaleźć sens tego, co ludzkie. Jezus Chrystus – Bóg, który stał się prawdziwym człowiekiem – posłusznie przyjął na siebie wszystko, co ludzkie, i to do śmierci krzyżowej [Flp 2, 8]. W człowieczeństwie Jezusa odnajdujemy także swą wielkość i godność. Jesteśmy przecież dziećmi Boga – zostaliśmy powołani, by żyć w głębokim zjednoczeniu z Chrystusem i by Go naśladować w swym codziennym życiu. To oznacza także uczestnictwo w Jego cierpieniu. A cierpienie Syna Bożego miało sens – stało się ceną prawdziwej wolności i zbawienia.

Cierpienie można więc potraktować jako swego rodzaju powołanie, w którym chory słyszy słowa Chrystusa: Pójdź za Mną! Swoim cierpieniem weź udział w tym zbawieniu świata, które dokonuje się przez moje cierpienie, przez mój Krzyż. Ci, którzy cierpiąc powtarzają ufnie: niech się dzieje wola Twoja, Boże, czyż nie włączają się w modlitwę Chrystusa w Ogrójcu: Ojcze, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty [Mt 26, 39]?

Chrześcijanin, który cierpi, wie jeszcze jedno: że wobec tajemnicy cierpienia nigdy nie staje sam, lecz zawsze razem z Chrystusem. On nadaje sens całemu życiu – chwilom radości i pokoju, ale także chwilom cierpienia i utrapienia. Wie, że z Chrystusem wszystko ma sens, a bez Niego niczego nie można do końca wyjaśnić.

Kościół z troską pochyla się nad nieuleczalnie chorymi. Jednak w wielu miejscach na świecie są oni nadal pozostawieni sami sobie, umierają w nędzy i odrzuceniu; w bogatej zachodniej Europie proponuje się za to terminalnie chorym eutanazję. Co przeciętny katolik powinien czynić, by przeciwstawiać się tym niebezpiecznym, a niekiedy przerażającym tendencjom?
– Myśląc o chorych i potrzebujących, Kościół stale zachęca do naśladowania dobrego Samarytanina, który spotykając na drodze człowieka cierpiącego, nie minął go, ale wzruszył się głęboko: podszedł do niego, opatrzył mu rany i pielęgnował go [por. Łk 10, 33-34]. Chrześcijanin nie tylko czyta i słucha Ewangelię, ale chce na co dzień naśladować Jezusa – także w Jego postawie wobec cierpiących. Ileż tych spotkań opisuje Ewangelia! Jak nie poczuć się w obowiązku do niesienia pomocy i ulgi cierpiącym. Jak nie szukać spotkania z człowiekiem na drodze jego cierpienia [por. „Salvifici doloris”, 3]?

Przykład miłosiernego Samarytanina przypomina, że każda osoba ma godność, której nie pomniejszają: cierpienie, starość, stan nieświadomości oraz bliskość śmierci. Niestety, jednym z dramatów współczesności jest roszczenie sobie prawa do stanowienia, kto ma żyć, a kto umierać. Usprawiedliwia się to błędnie pojmowanym współczuciem, a nawet – paradoksalnie – obroną ludzkiej godności. Jednak temu współczuciu nie towarzyszy pragnienie, by stawić czoło cierpieniu, ani by cierpiącemu towarzyszyć – jedynym sposobem, by w bólu ulżyć, by ból pokonać jest unicestwienie życia, czyli eutanazja.

Dzisiejszy dobry Samarytanin musi umieć współczuć prawdziwie. Chodzi nie tylko o chwilowy przypływ litości, lecz o zaangażowanie umysłu i woli, wyrażające się w czynie. Chodzi o spotkanie oko w oko, dotknięcie nieszczęścia i cierpienia, czego nie można uczynić na odległość, za pośrednictwem innych ludzi, zastąpić najpiękniejszymi słowami czy pieniędzmi. Chodzi o to, aby mieć dobre oczy, które potrafią odczytać cierpienie; aby obok niego nie przechodzić obojętnie; aby mieć złote serce i ręce skłonne do pomocy.

Arcybiskup Władysław Ziółek urodził się w 1935 r. Święcenia kapłańskie otrzymał w Rzymie w 1958 r. z rąk abp. Józefa Gawliny. Studiował prawo kanoniczne na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie otrzymał stopień doktora. Nadto odbył trzyletnią praktykę w Rocie Rzymskiej oraz ukończył Wyższą Szkołę Literatury Łacińskiej.

Pracował następnie w wielu instytucjach centralnych diecezji łódzkiej.

W 1980 r. został biskupem pomocniczym diecezji łódzkiej. Od 1986 r. biskup ordynariusz łódzki. Od 1992 arcybiskup łódzki. Od 2004 roku arcybiskup metropolita łódzki. Członek Papieskiej Rady ds. Pracowników Służby Zdrowia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki