Jedną z najczęstszych przyczyn stresu jest tendencja do zamartwiania się. Rezultatem tego z kolei są częste bóle głowy, migreny, bezsenność, osłabienie systemu immunologicznego i kiepski nastrój. Dlatego warto nauczyć się radzić sobie z tą emocją.
Martwienie się jest mieszaniną lęku i zdenerwowania o słabym natężeniu (za to długo utrzymującą się). Boimy się, że może się nam przydarzyć coś złego lub że ominie nas coś dobrego. Aby poradzić sobie konstruktywnie z tą emocją, należy przede wszystkim zdać sobie sprawę, że wszystko to dzieje się w naszych głowach, a nie naprawdę.
A co, jeśli...
Martwimy się przyszłością, która może, ale nie musi się wydarzyć (np. „a co, jeśli nie dostanę kredytu?”) lub czymś, co być może gdzieś się dzieje, ale tego nie wiemy (np. „a co, jeśli synek będący właśnie na wycieczce szkolnej pali z kolegami papierosy?”). Pewna pani skwitowała to twierdzenie, mówiąc: „Ale ja się martwię zawałem serca męża, to nie wyobrażenie, a fakt, który przeżył”. Pani Joanna utożsamia stres spowodowany zawałem, z zamartwianiem się, wyobrażeniami jego konsekwencji dla zdrowia męża. To dwie różne sprawy – emocje, które wywołał zawał już opadły, teraz produkuje nowe nieprzyjemne uczucia, martwiąc się o przyszłość.
Błędne koło
Martwienie się to błędne koło budzących lęk wyobrażeń. Przez dręczony niepokojem umysł galopują potencjalne problemy, pociągające za sobą kolejne, które z kolei przypominają o pierwszych. Choć zasadniczo spełnia to pozytywną rolę – pozwala na przeanalizowanie sytuacji, zastanowienie się, co się może nie udać i jak temu przeciwdziałać, jednak u wielu osób przybiera to postać chronicznego niepokoju, gdy negatywne myśli galopują w kółko, ani na krok nie przybliżając do rozwiązania problemu. Myśli skaczą z jednej niepokojącej sprawy na drugą, co często prowadzi do katastrofizowania i wyobrażania sobie tragicznych skutków. Jednocześnie pojawiają się fizyczne objawy niepokoju – pocenie się, przyspieszony rytm serca, napięcie mięśni. Myśli skaczą, wyobraźnia podpowiada najgorszy możliwy scenariusz, ogarnia nas coraz gorsze, trwałe przygnębienie. Jest to zatem destrukcyjny monolog wewnętrzny.