Logo Przewdonik Katolicki

To miała być podróż życia

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Rodzina Dżamaldinów z Czeczenii pragnęła wieść spokojne, dobre życie. Dzieci mogłyby uczęszczać do szkoły, mieć dobrą opiekę medyczną, po prostu przeżyć normalne dzieciństwo. Dla Hawy, Siedy i Eliny wyprawa po lepsze życie okazała się jednak ostatnią. Kamisa wychowywała się w muzułmańskiej, pełnej miłości i wzajemnego szacunku rodzinie, w której na świat przyszło sześcioro...

Rodzina Dżamaldinów z Czeczenii pragnęła wieść spokojne, dobre życie. Dzieci mogłyby uczęszczać do szkoły, mieć dobrą opiekę medyczną, po prostu przeżyć normalne dzieciństwo. Dla Hawy, Siedy i Eliny wyprawa po lepsze życie okazała się jednak ostatnią.

Kamisa wychowywała się w muzułmańskiej, pełnej miłości i wzajemnego szacunku rodzinie, w której na świat przyszło sześcioro dzieci: trzy córki i trzech synów. Z uśmiechem na twarzy wspomina pełne ciepła i życzliwości spotkania, na które do rodzinnego domu w każdą niedzielę zjeżdżała się cała rodzina. Samych wnucząt było dziewiętnaścioro… Na tym radosna opowieść Kamisy się kończy. łamiącym głosem i ze łzami w oczach mówi, że od września tych wnucząt jest już tylko szesnaścioro. Bo jej trzy córeczki zmarły w kraju, który miał być tylko pewnym etapem drogi wiodącej do innego, normalnego świata.

Kamisa z Paszą pobrali się czternaście lat temu. Jeszcze wówczas w Szali, gdzie mieszkali, było spokojnie. On pracował w swoim zawodzie jako specjalista piekarz, ona zajmowała się domem. Pierwsza na świat przyszła Hawa, która urodziła się w okrutnej, wojennej rzeczywistości. Nie lepszy świat powitał także kolejne córki Siedę i Elinę. Wojna rodzinie Dżamaldinów zabrała wszystko, co było dla nich najcenniejsze: spokój, radość, poczucie bezpieczeństwa, a także samochód – jedyne źródło utrzymania. Otaczał ich ponury świat pełen wystrzałów broni maszynowej, huku armat, cierpienia, zabijania, śmierci. – Każdej nocy baliśmy się, że napadną na nas partyzanci albo prorosyjscy bojownicy. Trudno było ich odróżnić, ponieważ jedni i drudzy twarze zasłaniali maskami, byli też jednakowo bezlitośni i okrutni. Ich celem byli głównie mężczyźni, do których strzelano wszędzie, na ulicach, w zaułkach, domach… Dlatego mężczyźni musieli chować się, najczęściej w piwnicach. Upadł świat czeczeńskich mężczyzn, dumnych i gotowych, by za wszelką cenę utrzymać i obronić swoją rodzinę – ze smutkiem wspomina Kamisa.

Wojna się skończyła, ale bezpiecznie w Czeczenii nadal nie jest. Do tego życie komplikuje wszechobecna, potężna korupcja. Tylko za pieniądze można uzyskać pomoc medyczną, i to nie najlepszą, bo wykształcenie rodzimi medycy przeważnie zdobywali dzięki łapówkom, a nie nabytej wiedzy. Szkoła, choć także oficjalnie istnieje, to tak naprawdę jej nie ma. Uczą się tylko te dzieci, których rodziców stać na opłacenie edukacji. Pracy również nie ma, fabryki i zakłady są pozamykane, jednym słowem życie jest bardzo ciężkie. – W Czeczenii człowiek pozbawiony jest wszelkich praw. Nasi rodacy, szczególnie mężczyźni, tego wszystkiego nie wytrzymują. Coraz więcej jest nagłych zgonów. Ludzie dosłownie umierają, siedząc przy stole lub po prostu nie budzą się ze snu. Takie nieszczęście spotkało w krótkim czasie siostrę i kuzynkę, które zostały młodymi wdowami – opowiada ze smutkiem Kamisa.

Upragniony kraj
Kuzyni Paszy jakiś czas temu wyjechali do Szwecji, gdzie od razu otrzymali status uchodźcy, mieszkanie, pieniądze na dobry start oraz pracę. To był właściwie raj, dlatego Kamisa z Paszą zdecydowali się do niego wyruszyć, po lepszą przyszłość dla dzieci, których była już czwórka, bo dwa lata i dziewięć miesięcy temu na świat przyszedł synek Emi. Plan był prosty, o oficjalną wizę do Szwecji, która kosztuje niebagatelną kwotę ponad dwóch tysięcy euro, miał wystąpić Pasza. Trudno było im zgromadzić potrzebną kwotę tylko na tę jedną wizę, o uzbieraniu pieniędzy na pozostałe pięć w ogóle nie było mowy. Dlatego Kamisa z dziećmi miała przejść przez zieloną granicę, by dotrzeć do Austrii. Tam w obozie dla uchodźców mieli czekać na Paszę, który ze Szwecji miał po nich przyjechać i zabrać ze sobą w ramach programu łączenia rodzin.



Bieszczadzki dramat
Kamisę oraz czwórkę jej małych dzieci mieli bezpiecznie przeprowadzić przez granicę przewodnicy, którzy jednak porzucili ich w lesie. Dla tej bezbronnej kobiety, jej trzech córek oraz synka był to wyrok śmierci. Chłód, deszcz, brak pożywienia i wody po kolei zabierały: Siedę, Hawę i Elinę. Niewiele brakowało, żeby ich los podzieliła Kamisa wraz z Emim.

Ciała czeczeńskich dziewczynek wróciły do ich ojczyzny, bo jak każe muzułmański zwyczaj, trzeba spocząć w tej ziemi, w której człowiek się narodził. – Siostry mówiły, że córeczki tak pięknie wyglądały w swoich świątecznych sukienkach, całe przybrane kwiatami. Sprawiały wrażenie jakby były pogrążone w głębokim śnie. Kiedy mieszkaliśmy w Szali, zgodnie ze zwyczajem, w każde piątkowe przedpołudnie odwiedzaliśmy groby naszych zmarłych. Nigdy nie pomyślałabym, że wśród nich znajdą się także mogiły naszych córeczek – mówi przez łzy Kamisa.

Jej wstrząsającą historię usłyszała przez radio psychoterapeutka Mirosława Majerowicz-Klaus. Nie mogła się pogodzić z faktem, że Czeczenka, po tak traumatycznych przeżyciach, ma zostać deportowana do swojego kraju. Dlatego od razu zadzwoniła do stacji radiowej, z której nadawana była audycja, i stanowczym głosem oświadczyła, że zabiera i Kamisę, i Emiego do siebie. Tak rozpoczęła się historia przyjaźni tych dwóch niezwykłych kobiet. Dlaczego to zrobiła? Nie są dla niej ważne pieniądze, posiadanie czy mnożenie dóbr. Jej życie wyznacza wiara w Boga i miłość bliźniego. Stąd nieprzypadkowa nazwa jej leśniczówki – Emaus. W tej przytulnej przystani Kamisa, Pasza i mały Emi zaczęli od nowa budować swoją przyszłość. Jak zauważa pani Mirosława, bolesne przeżywanie żałoby przez Kamisę trochę łagodzi fakt, że żyje ona z dala od tego wszystkiego, co przypominałoby jej córeczki. – Kobiety czeczeńskie są niezwykle silne, wszystkie cierpienia tłumią w swoim sercu. Tylko w oczach Kamisy widać ogromny ból. W gorszej sytuacji psychicznej jest Pasza, który jak wielu czeczeńskich mężczyzn nie może pogodzić się z faktem, że nie jest w stanie zapewnić swojej rodzinie zarówno godnego bytu, jak i bezpieczeństwa, co doprowadziło go do silnej depresji. Dodatkowo obwinia się za tragiczną śmierć córek. Niełatwo też mu się pogodzić z faktem, że mieszka teraz w kraju, w którym panuje matriarchat – tłumaczy Mirosława Majerowicz-Klaus.

Jednak Polska
Kamisa z Paszą w swoich planach uwzględnili Polskę tylko jako kraj tranzytowy, ponieważ wiedzieli od swoich rodaków, jak tragiczne warunki panują w naszych ośrodkach dla uchodźców. Brakuje w nich żywności, odzieży, jest brudno, nie ma opieki medycznej, i bez względu na liczbę osób w rodzinie umieszcza się wszystkich w sześcioosobowych pokojach. Poza tym na miesięczne przeżycie otrzymuje się kwotę 70 zł, bo tylko tyle zostaje uchodźcy z 700- złotowego zasiłku. Resztę, czyli 630 zł, pobiera ośrodek. Nie ma również żadnej pewności, że otrzyma się w Polsce status uchodźcy. Opinię o naszym kraju Dżamaldinowie zmienili dzięki ogromnemu sercu i wsparciu rodziny Mirosławy Majerowicz-Klaus oraz wielkiej życzliwości wielu dobrych ludzi, których dogłębnie poruszyła tragedia czeczeńskiej rodziny.

W budynku stojącym niedaleko leśniczówki niczym pojedyncze puzzle zbierane są nowe sprzęty potrzebne do rozpoczęcia nowego etapu życia. Burmistrz Wolsztyna Andrzej Rogozinski, niezwykle zaangażowany w pomoc Dżamaldinom, obiecał, że będzie czynił wszystko, aby otrzymali swoje mieszkanie. Jednak aby tak się stało, czeczeńska rodzina musi posiadać dokumenty stwierdzające status uchodźców. To, że je otrzymają, osobiście obiecała Kamisie jeszcze podczas pobytu w szpitalu pani prezydentowa Maria Kaczyńska. Ta słowna obietnica jest dla nich ogromną nadzieją.

Cały świat – Emi
Syn państwa Dżamaldinów, choć jeszcze nie ma trzech lat, jest niezwykle rezolutnym dzieckiem. Gdy Kamisa ma problem z językiem polskim, zawsze może liczyć na pomoc Emiego, który uczy się naszego języka w zadziwiająco szybkim tempie. Synek Kamisy i Paszy jest jak żywe srebro, bardzo ciekawy świata i ludzi. Nieustannie przytula się do mamy i często pyta o siostry, które – jak jest przekonany – są w bardzo dalekiej podróży… Czasem też szuka zapewnienia, że z mamą w taką podróż już nie wyruszy… Jego kompanką zabaw jest Ania, córka państwa Klaus, będąca w podobnym wieku co Elina. Mały Emi jest teraz całym światem Kamisy i Paszy. Dla niego też starają się z całych sił budować swoje nowe, oby jak najlepsze życie.

Osoby, które chciałyby pomóc rodzinie Dżamaldinów, proszone są o kontakt z Mirosławą Majerowicz-Klaus: tel. 0-61 876-80-18 tel. kom. 0605-438-489.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki