Z Rafałem Wieczyńskim, reżyserem i autorem scenariusza filmu „Popiełuszko”, rozmawia Marcin Jarzembowski
Co zadecydowało o tym, że podjął się Pan realizacji filmu „Popiełuszko”?
– Co ostatecznie zadecydowało? Trudno powiedzieć… Wreszcie do tego dojrzałem. Do filmu przygotowywałem się od pięciu lat. W tym roku udało się rozpocząć realizację. Temat oraz myśl, że ktoś musiał to zrobić, wisiały nad Polską od wielu lat. Widać, że Pan Bóg chciał się posłużyć mną jako narzędziem. Jestem z tego powodu szczęśliwy.
Dzisiaj jesteśmy świadkami powstawania wielu ekranizacji o Janie Pawle II. Czy nie ulegamy pewnym trendom, które są łakomym kąskiem dla odbiorcy?
– Ja mogę mówić o swoich motywacjach. Zacząłem myśleć o filmie w 1997 roku, kiedy rozpoczął się diecezjalny proces beatyfikacyjny. Zainteresowało mnie samo badanie czyjegoś życia pod kątem świętości. Natomiast jeśli chodzi o produkcje związane z Janem Pawłem II, są one jakby naturalną reakcją po jego śmierci. Jest to oczywiste i dobre. Natomiast na dojrzały obraz o Papieżu będziemy musieli poczekać. I będzie on zapewne zrobiony dla następnych pokoleń, które go nie znały. Teraz z tych filmów odczytujemy nasze wspomnienia i przeżycia.
Trudno było napisać scenariusz i zaplanować szczegóły ekranizacji? Jak Pan poznawał życiorys skromnego, a zarazem wielkiego kapłana?
– Rozmawiałem z dziesiątkami osób. Czytałem dokumenty, oglądałem filmy, słuchałem nagrań. To było trudne, ponieważ ten życiorys był bardzo bogaty. Jednak to bardzo angażowało. Poznawałem człowieka, który stał mi się bliski. Przez to także nabrałem do niego większego szacunku. Postrzegamy go jako bohatera, jednak on był jednym z nas. Człowiekiem, który miał pokusy i lęki. Ksiądz Jerzy to wszystko przemógł i jest dzisiaj wielkim przykładem. Analizując jego życiorys, zauważamy ingerencję Opatrzności w nasze ziemskie sprawy i to jest fantastyczne. Ogromne znaczenie dla tej postaci miała rodzina. Kiedy ją poznawałem, czułem, że kręgosłup tych ludzi buduje szczera wiara i patriotyzm. Ksiądz Popiełuszko wyniósł to z domu. Był zwykłym chłopakiem z Podlasia. Dopiero to, co się działo w Polsce, spowodowało, że dojrzał do roli, którą dane mu było odegrać w historii męczeństwa.