Pokazać prawdę
Marcin Jarzembowski
Fot.
Z Adamem Woronowiczem, odtwórcą tytułowej roli w filmie Popiełuszko, rozmawia Marcin Jarzembowski
Czy czuje Pan duży ciężar odpowiedzialności, grając kapelana Solidarności?
W tym momencie nie. Na pewno trudny był początek zdjęć. Myślę, że przyjdzie taka chwila, w której nastąpi pewna identyfikacja bliższa lub dalsza z tą postacią....
Z Adamem Woronowiczem, odtwórcą tytułowej roli w filmie „Popiełuszko”, rozmawia Marcin Jarzembowski
Czy czuje Pan duży ciężar odpowiedzialności, grając kapelana „Solidarności”?
– W tym momencie nie. Na pewno trudny był początek zdjęć. Myślę, że przyjdzie taka chwila, w której nastąpi pewna identyfikacja – bliższa lub dalsza – z tą postacią. Wtedy ten ciężar będzie się jeszcze bardziej odczuwało. Natomiast sam temat po ludzku człowieka przerasta. To znaczy nie ma drugiego księdza Jerzego i nigdy go nie będzie. Bardzo trudno jest zagrać osobę tak oddaną i tak pochyloną nad drugim człowiekiem. Takich ludzi już dzisiaj się nie spotyka. Jesteśmy tak mocno zamknięci na siebie. Czasy bardzo się zmieniły.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko pozostawił po sobie „kopalnię” nauczania. Do dzisiaj jest dla wielu wzorem do naśladowania. Czy trudny był proces poznawania jego osoby?
– To był na pewno proces niezwykle fascynujący. Poznawanie kogoś takiego jest czymś niezwykłym. Odkrywanie środowiska, w jakim wzrastał, oraz ludzi, którzy jeszcze żyją i dobrze pamiętają księdza Jerzego, było pięknym okresem. Cała nauka, którą głosił ksiądz Jerzy, była wypowiedziana wcześniej. To była nauka społeczna Kościoła oraz słowa Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ksiądz Popiełuszko nigdy nie głosił siebie, co zresztą mu zarzucano. Nie był politykiem – osobą, która dzieliłaby ludzi na lepszych i gorszych. On mówił po prostu prawdę. Zawsze walczył ze złem, nigdy z człowiekiem. Zło nazywał po imieniu. Pod tym względem był i jest kimś wyjątkowym. Boję się, aby w tym filmie nie był za bardzo święty. Tutaj będzie potrzebna łaska, która nas do tej pory nie opuszcza.
Były jakieś obawy i wątpliwości przed przyjęciem roli?
– Oczywiście, że tak. Nigdy nie zabiegałem o tę rolę. Pracowałem w Teatrze Telewizji. Miałem swoje zajęcia i na brak pracy nie mogłem się uskarżać. Miałem też wątpliwości, czy po ludzku temu podołam. Czy będzie to godne księdza Jerzego oraz czy trafi to do widza? Przede wszystkim mam na myśli odbiorcę niezwiązanego z Kościołem. Na przykład niewierzącego. Dopiero wtedy to się sprawdzi – na ile ta postać jest ludzka. Dlatego że wiele osób, będących w tamtych czasach daleko od Kościoła, przychodziło do księdza Jerzego i zostawało. On wcale ich nie nawracał. To, kim był, sprawiało, że ludzie chcieli być blisko Kościoła, gdzie czuli w tym czasie namiastkę wolnej Polski. Popiełuszko jednocześnie wskazywał na tę wolność wewnętrzną, która płynęła od Boga i przekraczała wszystkie granice. Był w tym niezłomny. Ta postawa dała mi również wiele do myślenia w chwilach dla mnie bolesnych, a dotyczących wyboru biskupa warszawskiego. Ksiądz Jerzy za to wszystko zapłacił cenę życia. Pokazał, że prawdziwy pasterz to taki, który za owce swoje oddaje życie. W jego przypadku wypełniło się to w stu procentach. To był człowiek niewinny i wierzę, że jego ofiara była po to, żebyśmy dzisiaj tutaj siedzieli i rozmawiali na temat filmu, który powstaje. Kiedy realizowaliśmy scenę w Komitecie Centralnym Partii w Warszawie, obok gabinetu Gomułki, poczułem niezwykły znak zwycięstwa księdza Jerzego i wielu ludzi.
Co chciałby Pan przekazać odbiorcom, którzy czekają na tę ekranizację?
– Chciałbym bardzo, aby ten film nie dzielił ludzi. Ale żeby w minimalnym stopniu, tak jak jest to powiedziane w modlitwie księdza Jerzego, służył pojednaniu. Potrzeba ludzi, którzy wzniosą się ponad podziały. Potrzeba gestów pojednania, wyjścia do drugiego człowieka bez względu na wiarę, poglądy polityczne, rasę, kolor skóry. Chcę, aby film nie był solą, nie rzucał oszczerstw oraz kamieni w ludzi, ale pokazał prawdę. Żeby ci, którzy go obejrzą, mogli sobie przypomnieć, że był taki moment w historii Polski, kiedy poczuli się jak u siebie – pomimo zewnętrznego zniewolenia. Pragnę, aby ten film był delikatnym przypomnieniem tamtego czasu – tak jak był delikatny ksiądz Jerzy. Chciałbym także zachęcić widzów do wsparcia modlitewnego, które jest nam niezwykle potrzebne.