Złączeni w miłości Chrystusa (15-ost.)
Błażej Tobolski
Fot.
Ks. prałat Leon Spaleniak, kapelan honorowy Jego Świątobliwości.
Pochodzę z Odolanowa, a moim kościołem parafialnym była świątynia pw. św. Marcina w tym mieście. Ten kościół, a nade wszystko dom rodzinny, to była moja pierwsza, jakże ważna szkoła wiary. Moja mama miała wielką wrażliwość sumienia i bardzo pielęgnowała nabożeństwo do Serca Jezusowego. Pamiętam z...
Ks. prałat Leon Spaleniak, kapelan honorowy Jego Świątobliwości.
– Pochodzę z Odolanowa, a moim kościołem parafialnym była świątynia pw. św. Marcina w tym mieście. Ten kościół, a nade wszystko dom rodzinny, to była moja pierwsza, jakże ważna szkoła wiary. Moja mama miała wielką wrażliwość sumienia i bardzo pielęgnowała nabożeństwo do Serca Jezusowego. Pamiętam z dzieciństwa jej książeczkę do nabożeństwa – strony, na których była ta litania, były aż żółte, wytarte od częstego przewracania; odmawiała ją codziennie. Wartości i wiarę wyniesione z domu ugruntowało też we mnie w młodości harcerstwo; potrafili poświadczyć je swoim życiem również kapłani pracujący w parafii. Także dziś bardzo często bywam na odolanowskim cmentarzu przy dwóch grobach: moich rodziców i ks. proboszcza Jana Joachimowskiego, który prowadził mnie do Mszy św. prymicyjnej. Te mogiły są bowiem symbolem mojego powołania.
Otrzymałem więc solidny fundament wiary, z którego potem wyrosło i powołanie kapłańskie. Dopiero jednak przed maturą, kiedy trzeba było podjąć decyzję: co dalej?, pod długim czasie spędzonym w kościele z różańcem w ręku, wiedziałem, co ze sobą zrobić; po maturze zgłosiłem się do seminarium.
Po święceniach, we wszystkich parafiach mojej drogi kapłańskiej było coś charakterystycznego, co zapadło mi w serce. Pierwsza placówka to Połajewo, rodzinna parafia abp. Dymka. Tamtejszy proboszcz był wymagający, wiele też było pracy, ale to właśnie od niego najwięcej się nauczyłem – zwłaszcza pracy z młodzieżą i przygotowaniem jej do małżeństwa. Później była gostyńska fara, która „obsługiwała” wtedy całe miasto. Jej proboszcz miał niesamowity i tak potrzebny ludziom dar posługi w konfesjonale, a pobliska Święta Góra do dziś jest bliska memu sercu. W Rogoźnie byłem natomiast wikariuszem, ale jednocześnie zarządzałem osobnym kościołem filialnym, co było znakomitym przygotowaniem do późniejszej samodzielnej pracy. Z kolei u św. Michała w Poznaniu opiekowałem się grupą osób cały dzień, na zmianę adorujących Najświętszy Sakrament. Taka codzienna opieka modlitewna to wielka łaska dla parafii!
Z wielkim sentymentem wspominam też wspaniałych wiernych z parafii w Panience, gdzie byłem proboszczem przez 10 lat. A Krotoszyn i parafię pw. św. św. Apostołów Piotra i Pawła po prostu pokochałem przez 27 lat mojego tu proboszczowania. Trudno ująć ten długi czas w tak krótkiej wypowiedzi, ale wielkiej życzliwości ludzkiej, jakiej tu doświadczyłem, nigdy nie zapomnę.