Dla współczesnych trzydziestolatków wydarzeniem granicznym jest stan wojenny. Z tamtego okresu mają pierwsze polityczne, choć zamglone wspomnienia: wyryte w głowie pojęcie godziny policyjnej i obraz żołnierzy na ulicach. Dla nich stan wojenny to nie jest tylko historia – to część ich życia. Wszystko, co było wcześniej, to tylko podręcznikowe hasła.
Ludzie młodsi słuchają opowieści o stanie wojennym, jak bajki o żelaznym wilku. Dla nich granicznym wydarzeniem może być rok 1989, dla innych 1968, dla jeszcze starszych – 1939. Ale zwykle jest tak, że to, co było przed nami; to, co nas nie dotknęło, wydaje się nierealne i mniej ważne niż to, co sami przeżywamy. Ważna jest tylko ta część historii, której byliśmy świadkami.
Mało jest już tych, którzy pamiętają rok 1918. Mało jest tych, którzy byli świadkami pierwszych chwil prawdziwej wolności. Jak się uczyć tej historii? Gdzie szukać jej świadków tak, żeby zaczęła nas dotyczyć? Żeby stała się naszą historią?
Rok 1919
We wsi Baszków, w październiku 1919 r., ksiądz M. Skonieczny pisał w przedmowie do 2. wydania „Przewodnika po Gnieźnie”: – „Przystępuję do tego wydania, ażeby na nowo przysłużyć się licznym zwiedzającym gród Lecha. Oprócz kilku drobnych zmian, różni się drugie wydanie od pierwszego jeszcze tym, że uwzględnia nowe położenie polityczne”.
Owo „nowe położenie polityczne” to nic innego, jak wolna Polska właśnie. Jeden z pierwszych świadków tamtego czasu, autor „Przewodnika” notuje: – „Zdzierano wszędzie znienawidzone czarne orły, a w ich miejsce zatykano Orła Białego, widomy znak wolnej, niepodległej Ojczyzny. Po stuletniej niewoli pierwszy raz złote słońce wolności wzeszło nad grodem Lecha. Uczucie niebywałej radości rozpierało wszystkie serca polskie. Dla Polaków rozpoczął się zaraz okres gorączkowej pracy nad polszczeniem urzędów, przyjmowaniem wszystkich gałęzi administracji i tworzeniem wojska polskiego. Jakby pod tchnieniem różdżki czarodziejskiej zniknęła z powierzchni większa część urzędników niemieckich, a ich miejsce zajęli nasi. (...) Sen to, czy rzeczywistość? Raczej wyśnione przez tyle pokoleń marzenie stało się uroczą rzeczywistością! Spełniło się proroctwo Skargi, Złotoustego wieszcza Narodu, wszedł po dwóch dniach pokuty nad Polską trzeci dzień zmartwychwstania. Dla Gniezna rozpoczął się nowy okres pod znakiem Orła Białego”.
Kościół
Nie dziwi, że po stuletniej niewoli ważne było wszystko, co polskie. O katedrze pisał ks. Skonieczny: – „Stare mury świątyń naszych, z macierzą – katedrą na czele, ukazują właściwe dziesięciu wiekami rzeźbione rysy w obliczu prastarego Gniezna i prawią nam o odległych czasach. Nikt, komu serce polskie bije w piersi, nie przejdzie obojętnie i zimno przez Gniezno, ale z czcią i szacunkiem rozpomni jego przeszłość i poduma nad jego pamiątkami”.
Wielkim wydarzeniem dla ówczesnych musiał być synod biskupów w sierpniu 1919 roku, pierwszy w wolnej Polsce. Znów notuje świadek tamtych czasów: – „Gród Lecha, przystrojony odświętnie w bramę tryumfalną, girlandy i kwiaty, witał z honorami wojskowemi wśród zapału wielotysięcznej rzeszy ludu pierwszy zjazd polskich biskupów we wolnej Ojczyźnie. Na zaproszenie prymasa ks. dr. Dalbora zgromadzili się biskupi w liczbie ośmnastu u grobu św. Wojciecha, ażeby radzić nad dobrem całego kościoła w Polsce. W obradach, które ukończyły się 30. sierpnia wziął również udział nuncjusz papieski w Warszawie mons. Ratti. Oby ten pierwszy zjazd biskupów polskich, zwracający oczy całej Polski na Gniezno, kolebkę Narodu i Kościoła na naszej ziemi, był dlań dobrą wróżbą na przyszłość!”.

U grobu Patrona
Odpust ku czci św. Wojciecha musiał być dla ówczesnych okazją nie tylko do modlitwy, ale i do manifestacji polskości. – „Żadna moc nie zdoła oderwać serc tego ludu od prastarej macierzy kościołów polskich – pisał ks. Skonieczny. – A ona raz w rok, jak dobra matka, zwołuje, zdzwania poważnym głosem Wojciecha na duchową ucztę kościelną – na odpust św. Wojciecha ze wszystkich stron i ze wszystkich stanów dziatki swoje – i od pługa i od warsztatu rzemieślniczego, od młota i od kilofa, od kramnicy i od pióra, z chaty wieśniaczej i pałaców. Robi się wtedy rojno i gwarno w grodzie Lecha. Idą pielgrzymki zewsząd z chorągwiami, proporcami i obrazami, z pieśnią ułożoną wedle podania przez św. Wojciecha «Boga Rodzico Dziewico» na ustach, zapełniają po brzegi katedrę, otaczają ją wieńcem dokoła i czekają, póki nie przyjdzie kolej na korne ucałowanie głowy św. Patrona Polski. A potem, pokrzepieni na duchu, z iskrą wiary w lepszą przyszłość, wracają do domów, do szarych codziennych zajęć i trwają na placówkach swoich niewzruszenie, jak „kamienie przez Boga rzucone na szaniec”.
Szańce codzienne
W „Przewodniku” ks. Skoniecznego zachowało się jeszcze jedno ważne świadectwo pierwszych miesięcy i lat wolności. To reklamy gnieźnieńskich firm, o których dziś powiedzielibyśmy, że sponsorowały wydanie książeczki. Z tych pozornie banalnych ogłoszeń wyłania się obraz codziennego życia Polaków, którzy uczyli się żyć w wolności. Można iść po ich śladach do cukierni Esplanade na Chrobrego, pędzonej siłą elektryczną, albo do Wiedeńskiej Kawiarni i Cukierni, w której codziennie dawano koncert artystyczny. Na ulicy Mieczysława (dziś: Mieszka) kupić można świece ołtarzowe i dla bractw z wosku pszczelego, ale też i ekonomiczne, do domowego użytku.
Przyjezdni zatrzymać się mogą w Hotelu Europejskim, który oferuje kąpiele, w Hotelu Francuskim, gdzie zaletą jest centralne ogrzewanie, lub w Hotelu Centralnym, który zachwala nowocześnie urządzone pokoje i światło elektryczne. Pamiątki z Gniezna nabyć można w zakładzie fotograficznym, który „zwraca uwagę Szanownej Publiczności na swój świeży nakład zabytków katedry gnieźnieńskiej i poznańskiej w ozdobnych albumach i pojedyńczo”.
Specjalny dom delikatesów na ul. Chrobrego oferuje owoce krajowe i zagraniczne oraz usługi tajemniczo dziś dla nas brzmiące jako „probiernia” i „śniadalnia”. Zakład Mistrza Krawieckiego na ul. Tumskiej zachwala „Specjalność dla Przew. Duchowieństwa: rewerendy i płaszcze”. W składzie bławatów nabyć można specjalność zakładu – całe wyprawy dla panien. Winiarnia na Rynku ogłasza się jako „przysięgły dostawca win mszalnych”, a księgarnia na ul. Chrobrego zachwala „wszelkie nowości literackie i książki dla ludu, książki do nabożeństwa, różańce, medaliki, szkaplerze, prenumeratę na czasopisma w jakimkolwiek języku wychodzące”. Pozłotnik na Tumskiej oferuje nawet „całkowite urządzenie i dekoracje kościołów, kaplic, ołtarzy, kazalnic; figury Świętych Pańskich z drzewa, gipsu, kamienia, chorągwie kościelne i obrazy na chorągwie”.
*
Pewnie właśnie tak – między katedrą a pracownią mistrza siodlarskiego, podkreślającego, że jest jednocześnie wojskowym przy III Pułku Ułanów Wojska Polskiego, rodziła się wolność, tożsamość narodowa, rodziła się wolna Polska. Dla tamtych ludzi toczyło się zwykłe życie – dla nas odległa historia. Historia, którą może ożywić tylko chodzenie po śladach świadków.