Zwykła jazda konna nie sprawia jej takiej satysfakcji. Ważne, by mieć fantazję. A tej z pewnością w grupie jej znajomych nie brakuje. Kiedyś wspólnie stwierdzili, że zwykłe przywitanie wiosny ich nie satysfakcjonuje. Wpadli więc na pomysł, by przebrać się w stroje dawnej szlachty, dosiąść koni i galopować przed siebie, by w końcu z dala od miastowego chaosu tradycyjnie utopić marzannę. – To dodaje uroku zwyczajnej jeździe konnej – twierdzi Monika, pasjonatka oryginalnych wypadów. – To świetna rozrywka, gdy przed wycieczką, w poszukiwaniu XVI-wiecznego stroju, chodzimy do teatrów lub odwiedzamy znajomych.
Podziały nie istnieją
Znajomi Moniki to ludzie w różnym przedziale wiekowym. Na co dzień każdy z nich zajmuje się czymś innym. Ona sama ma do czynienia z finansami, więc chętnie odkłada papiery i odreagowuje, odwiedzając stadninę. – Są też pozytywne strony różniących nas specjalizacji. Kiedyś pewien uczestnik gonitwy dostał zawału serca. Na szczęście kolega był lekarzem i od razu pospieszył mu z pomocą. To były trudne chwile, ale pokazały nam, że możemy na siebie wzajemnie liczyć – mówi Monika, która sama na szczęście nigdy nie miała poważniejszych problemów ze zdrowiem. – U nas nie ma podziałów na zawody, liczy się to, jak kto jeździ i czy potrafi się dobrze bawić – dodaje.

Dobra forma
Aby brać udział w konnych wycieczkach, trzeba mieć kondycję. Monika potrafi siedzieć w siodle cały dzień. Nawet w momentach największego zmęczenia nie można się poddać, bo przecież nikt jej nie zastąpi. Każdy jest odpowiedzialny za swojego konia, którym trzeba się tak opiekować, by ten wytrzymał długie trasy. Wieczorne powroty to jeszcze nie koniec. Człowiek musi wyczyścić i nakarmić swoje zwierzę. Potem dopiero wszyscy jeźdźcy mogą wspólnie usiąść przy ognisku. Czasem śpiewają piosenki, czasem żartują. – Przy tak różnym trybie życia, jaki prowadzimy w ciągu tygodnia, każdy ma swoje doświadczenia. To niesamowite, gdy siedzimy razem, pieczemy kiełbaski i opowiadamy sobie różne historie. Wtedy wzajemnie się poznajemy zupełnie z innej strony – twierdzi Monika. Noc spędzają na sianie w stodołach, uprzednio myjąc się w miskach. Dla Moniki liczą się chwile spędzone na łonie natury i niezapomniana przygoda. – Po paru dniach spędzonych w takich warunkach człowiek dostrzega to, do czego wraca, to jak żyje na co dzień – mówi. Na jednym z rajdów budynek, w którym nocowali, był nieszczelny. Patrzyli w stronę stropu, a tam prześwitywało niebo. – Pomyślałam wtedy, że to prawie jakbyśmy byli w pięciogwiazdkowym hotelu, gdyż w każdej szparce prześwitywało około pięciu gwiazd – śmieje się Monika.

Odrobina rywalizacji
Pasjonatka koni lubi też dobrą zabawę z odrobiną rywalizacji. Od kilku lat bierze udział w Hubertusach, czyli gonitwach za lisem. Kiedyś kojarzyły się tylko i wyłącznie z polowaniem, dziś są popularyzowane w formie czystej rozrywki. Zamiast prawdziwego zwierzęcia jeźdźcy galopują w pogoni za wyznaczonym przodownikiem, mającym przypiętą do lewego ramienia kitę lisa. Zwycięzcą zostaje uczestnik, który złapie lisa i ściągnie go z ubrania lidera. Monika osiągnęła ten cel w zeszłym roku. – To jest wspaniałe uczucie, uśmiech przez cały dzień nie schodził mi z twarzy – wspomina.
Zdarza się i tak, że nie wszystkim odpowiada ekstremalny styl spędzania wolnego czasu, ale wtedy po prostu rezygnują bądź wybierają inną formę wycieczki, np. korzystając z bryczki, która jest bezpieczniejsza. To jednak nie jest w stylu Moniki, która z determinacją co rusz podejmuje nowe wyzwania.

Monika Rybak – w tygodniu pracuje w dziale finansów, natomiast każdą wolną chwilę spędza z grupą znajomych na wycieczkach konnych.