Lisa Gerrard, wokalistka znana z zespołu Dead Can Dance i działalności solowej, już niedługo wystąpi z jedynym w Polsce koncertem. Fani jej nieziemskiego głosu i klimatycznych, pełnych poezji melodii szybko wykupili bilety. 25 kwietnia szykuje się niezapomniany kameralny występ w sali Teatru Roma w Warszawie.
Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy przyjechał do Warszawy zespół Dead Can Dance, bilety w Sali Kongresowej zostały wyprzedane w kilka dni. Trudno się dziwić: Dead Can Dance zawsze w Polsce miało wielu fanów, a fakt, że od rozpadu zespołu była to pierwsza, i prawdopodobnie ostatnia, trasa koncertowa – podnosił rangę tego wydarzenia. Nikt nie żałował – dla mnie osobiście był to najlepszy koncert, w jakim uczestniczyłam. Najlepsze utwory wybrane spośród bogatej twórczości zespołu, perfekcyjne wykonanie, dźwięki przedziwnych instrumentów, klimaty średniowiecznych chorałów, ballad francuskich trubadurów i nawiązania do muzyki ludowej z różnych części świata – słuchanie Dead Can Dance to prawdziwa uczta dla ucha i duszy.
Początki
Lisa Gerrard i Brendan Perry spotkali się w 1979 roku w Melbourne – oboje są Australijczykami, choć ich rodzice pochodzą z Irlandii. Lisa zachwyciła Brendana swym głosem, grała także na akordeonie i przedziwnym starym chińskim instrumencie yang t’chin – jego dźwięk był później charakterystyczny dla utworów Dead Can Dance. Jednak to, co do dziś wyróżnia ją spośród wielu śpiewaczek, to głos i sposób, w jaki go wykorzystuje. „Gdy jako dziewczynka zaczynałam śpiewać, często uciekałam do buszu, gdzie nikt mnie nie słyszał, więc mogłam śpiewać najgłośniej jak tylko potrafiłam. W tym też czasie mój ojciec zbierał płyty, głównie z muzyką irlandzką i ze Środkowego Wschodu, więc nigdy nie rozumiałam słów zamieszczonych tam piosenek. Zresztą ja nigdy nie rozumiem słów, ponieważ to nie one poruszają słuchacza, nie one oddziałują na niego… Czasami nachodzi mnie takie dziwne uczucie, nie za bardzo potrafię opisać je słowami – nagle człowiek zaczyna czuć się tak, jakby nie żył i po raz pierwszy może spojrzeć na pewne sprawy, jakby od wewnątrz swojego ciała, rozejrzeć się wokół i wniknąć w dusze innych ludzi, w swoje własne oczy. Jesteś wówczas pozbawiony swej maski. To niezwykle cenne przeżycie, to coś, co czasami chcesz, by trwało dłużej…” – mówiła artystka w jednym z wywiadów.
Głos jak instrument
Sukces zespołu Dead Can Dance, zapoczątkowany w Anglii wydaniem pierwszej płyty, trwa do dziś – mimo że zespół nie istnieje od 9 lat. Perry i Gerrard skupili się na twórczości solowej. Lisa od lat pisała swoje utwory do szuflady, tworzyła muzykę dla teatru i filmu. Swoją pierwszą solową płytę „The Mirror Pool” nagrała, wykorzystując orkiestrę symfoniczną, i mimo że aranżacyjnie różniła się nieco od dokonań Dead Can Dance, to jednak nie jest od niej daleka. Swój głos Lisa traktuje jak instrument, bawi się nim i tworzy przepiękne wokalizy, których melodia zabiera słuchacza w jakieś nieznane rejony, w podróże w głąb siebie. Widzowie filmu „Gladiator” znają Lisę z muzyki do tego obrazu – była za to nominowana do Oscara. W 2005 roku współpracowała z Ennio Morricone przy muzyce do produkcji „Los utracony”, sfilmowanej na podstawie książki Imre Kertesza. Rok 2006 był dla Lisy bardzo dobry: wydano jej nową solową płytę „The Silver Tree”, składankę „The Best of Lisa Gerrard” oraz pojawiło się DVD z filmem dokumentalnym, którego jest bohaterką: „Sanctuary – Lisa Gerrard”. Artystka już kilka lat wcześniej wróciła do Australii, gdzie mieszka w dużym starym domu z mężem Polakiem Jackiem Tuschewskim i córką.
Podczas trasy koncertowej, która trwa aż do czerwca i obejmuje wybrane europejskie stolice i miasta USA, Lisa wykona utwory swojego autorstwa, zawarte na płytach Dead Can Dance i swoich solowych, a także słynne melodie z „Gladiatora”.
„Bardzo ważne jest dla mnie to, by ludzie słuchając muzyki, która opowiada moje przeżycia, mogli znaleźć w niej także swoje doświadczenia” – mówiła Lisa.
Cytaty pochodzą z książki Tomasza Słonia
pt. „Dead Can Dance. W Królestwie
Umierającego Słońca”
Kraków 1996