Głęboka noc. Nagle rozlega się dźwięk syren, chwilę później pika SMS. Trzeba ruszać, by nieść pomoc. Nie ma czasu – ubiera się w pośpiechu i wyjeżdża do jednostki. Tak często akcję ratowniczą rozpoczyna Paweł Jurzak, dowódca sekcji ratowniczej Ochotniczej Straży Pożarnej (OSP) w Kozach.
Podobnie było przed dwoma miesiącami, gdy wezwano go do pożaru domu jednorodzinnego w Kozach, wsi leżącej niedaleko Bielska-Białej, w której mieszka. – Przyjechaliśmy, sprawdziliśmy teren, ewakuowaliśmy mieszkańców – zaczyna Paweł. Nie przypuszczał wówczas, jak sam przyznaje, że było o krok od tragedii. – Szykując się do natarcia ogniowego, koledzy z jednostki wyłączając prąd, zapomnieli o odcięciu dopływu gazu. Na szczęście poczułem, że ulatnia się z piecyka i w porę udało mi się poinformować uczestniczących w akcji strażaków i pogotowie. Dzięki temu zdążyliśmy z ewakuacją i choć spaliły się dwa pokoje i kuchnia, to nie było ofiar – dodaje z ulgą.
To jedna z najtrudniejszych jego akcji. Inną była pierwsza, w której brał udział przed pięcioma laty. – Palił się wtedy domek letniskowy; ponieważ cały był z drewna, w jego gaszenie musieliśmy włożyć wiele trudu.
Jak Paweł został strażakiem
Swoje początki w straży wspomina chętnie, zaznaczając jednocześnie, że nie należały do najłatwiejszych. – Do wstąpienia do jednostki zachęcił mnie kuzyn – zawodowy strażak. Było to latem 2002 roku. Gdyby nie olbrzymia pomoc starszych kolegów po fachu, nie wiem, czy byłbym w stanie pogodzić naukę, pracę i ministranturę – przyznaje szczerze. Dziś jest już dowódcą sekcji w Bujakowie i kieruje dziewięcioosobowym zespołem. Pytany o to, kto może zostać strażakiem, odpowiada krótko, lecz stanowczo: „każdy, kto chce nieść ludziom pomoc i ma do tego trochę siły i opanowania”. Choć w tym co mówi jest wiele racji, to aby sprawnie gasić pożary, ratować ludzi i zwierzęta, zabezpieczać mienie, wypompowywać wodę podczas powodzi, usuwać połamane drzewa czy pomagać w wypadkach drogowych, potrzebne są też umiejętności, których trzeba się po prostu nauczyć.
Były sukcesy, były i Katowice
Obok cotygodniowych ćwiczeń w jednostce, podczas których – jak mówi – „szlifuje się rzeczy, które trzeba poprawić, by lepiej ratować innych, równocześnie nie zagrażając sobie nawzajem”, świetną okazją do podnoszenia swoich kwalifikacji są także zawody. W nich sekcja Pawła startuje często i z sukcesami. – Wśród kilkudziesięciu jednostek z powiatu dwukrotnie byliśmy już pierwsi, kilka razy zajmowaliśmy również drugie i trzecie miejsca – wylicza młody dowódca. Taka rywalizacja jest dobrą okazją do wyćwiczenia: natarcia ogniowego, szybkości reakcji w momencie zagrożenia czy udzielenia pierwszej pomocy, które w przypadku prawdziwych zagrożeń mogą ocalić życie i mienie. Świetne starty w zawodach zaowocowały też pewnym wyróżnieniem. – Podczas tragedii w katowickiej hali, gdzie przed rokiem zawalił się dach, zostaliśmy wybrani do zabezpieczania osób biorących udział w akcji ratunkowej – wspomina Jurzak. Na szczęście wraz ze swoją sekcją nie musiał interweniować, bo nikomu z ratujących nic się nie stało.
Sytuacji, w których nie musi pomagać, jest mało. Kiedy Paweł wspomina pożary sklepów, wypadki drogowe, nagle włącza się syrena alarmowa. Rozmawiamy w strażnicy Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie młody ratownik ma właśnie dyżur, stąd procedura jest znacznie prostsza. Nie ma SMS-a, nie trzeba ubierać się w mundur i kask. Cały sprzęt jest na miejscu. Wszystko dzieje się błyskawicznie. – Jest wypadek na drodze, rozcinanie samochodu – rzuca i wybiega.