Wagary, ale jakie?
Michał Gryczyński
Fot.
Wygląda na to, że pierwszy dzień wiosny zyskał oficjalnie status dnia wagarowicza; a może to trzeba już pisać dużymi literami?
Szczerze wątpię, czy legalizacja celowej nieobecności na obowiązkowych zajęciach bo na tym polegają wagary ma jakikolwiek sens wychowawczy, skoro tak zadecydowały władze szkolne. Ano właśnie: dlaczego to ich decyzja, a nie nasza, rodziców?...
Wygląda na to, że pierwszy dzień wiosny zyskał oficjalnie status dnia wagarowicza; a może to trzeba już pisać dużymi literami?
Szczerze wątpię, czy legalizacja celowej nieobecności na obowiązkowych zajęciach – bo na tym polegają wagary – ma jakikolwiek sens wychowawczy, skoro tak zadecydowały władze szkolne. Ano właśnie: dlaczego to ich decyzja, a nie nasza, rodziców? To są przecież nasze dzieci, to my je utrzymujemy i to do nas powinna należeć decyzja, czy mają się uczyć, czy wagarować.
Jako wykwalifikowany belfer, a także ojciec dzieciom, które od kilkunastu lat uczą się w rozmaitych szkołach – za przeproszeniem, publicznych – z troską obserwuję kulejący system edukacji. Do rozmaitych bolączek w oświacie zdążyliśmy już przywyknąć, bo trwają one nie od dzisiaj i nie zanosi się, aby w przewidywalnym czasie udało się je przezwyciężyć. Całe więc szczęście, że coraz dynamiczniej rozwija się szkolnictwo prywatne, a także „homeschooling”, czyli „bezszkolna” edukacja domowa, w której rolę nauczycieli pełnią rodzice dziecka. U nas jest to jeszcze zjawisko raczkujące, ale w krajach wysoko rozwiniętych nikogo ono już nie dziwi. I tak np. w USA liczbę dzieci kształconych poza systemem szkolnym szacuje się na, bagatela, dwa i pół miliona! A są to specyficzne wagary: od szkoły, ale nie od nauki.
Tymczasem u nas reforma systemu edukacji ciągnie się następny rok, zmieniają się ministrowie, eksperymentuje się na kolejnych pokoleniach dzieci i tylko przewodniczący socjalistycznej organizacji, jaką jest bez wątpienia Związek Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz trwa. Niedawno jego ZNP zorganizował w strugach deszczu protest pod hasłem „Zero tolerancji dla Giertycha”, ignorując fakt, że ok. 60 procent Polaków wyraża poparcie dla programu „Zero tolerancji”. Ale tak naprawdę chodziło głównie o siedmioprocentową podwyżkę płac. Bo przecież ZNP, oficjalny członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nie zajmuje się raczej sprawami edukacji, zaś protestuje tylko wtedy, gdy władzy nie sprawuje lewica. A z kim się zadaje? W warszawskiej manifestacji obok nauczycieli szli – lewa, lewa! – politycy lewicy z szefem SLD Olejniczakiem, działacze „kochających całkiem inaczej” z Biedroniem na czele, a także członkowie lewackiej partii Ikonowicza.