Logo Przewdonik Katolicki

Wagary - gdy szkoła boli

Weronika Stachura
Fot.

Uczeń bez złej oceny to jak żołnierz bez karabinu. Idąc tym tropem, można by powiedzieć, że ten, kto nigdy nie poszedł na wagary, ten nie zasmakował wszystkich wymiarów szkolnego życia.

 

 

Jak to na wagarach bywa...

Laba, waksy lub eufemistycznie „okienko” to nieodłączny składnik rzeczywistości szkoły. Idąc „za szkołę”, jak w dawnej Galicji mówiono o wagarach, młody człowiek często stawia pierwsze kroki w podejmowaniu samodzielnych decyzji, próbując nieśmiało zaznaczyć własną autonomię wobec tych, którym wciąż podlega: rodzicom i nauczycielom. Incydentalne wagary u wielu, nawet po upływie czasu, wciąż wywołują uśmiech na twarzy. Chęć spróbowania czegoś wykraczającego poza regulamin szkolny powoduje, że nawet najbardziej pilni uczniowie nie mogą się oprzeć pokusie wagarowania. Tak też było w moim przypadku.

W klasie maturalnej, mówiąc kolokwialnie, „podarowałam sobie” trzy godziny lekcyjne jednego z głównych przedmiotów. W rzeczywistości wagary nie były powodowane żadną konkretną przyczyną. Zgodnie z powiedzeniem, że zakazany owoc najlepiej smakuje w towarzystwie, wraz z przyjaciółmi przyjemnie spędziliśmy poranek i wróciliśmy na pozostałe lekcje. Pierwszą z nich była religia.

 

Weroniko, a może byś poszła na wagary...

W katolickiej szkole, do której uczęszczałam, z gruntu nie odczuwaliśmy potrzeby „urywania się z lekcji”. Nikt, a zwłaszcza katecheta, nie przypuszczał, że możemy się na nie skusić. A jednak...  Niczego nieświadomy ojciec dominikanin, sprawdzając listę obecności, w akcie prowokacji zaproponował mi... wagary jako formę buntu wobec regulaminu szkoły. Jak wielka była moja konsternacja, można sobie tylko wyobrazić. A koleżanki wiedząc, że właśnie z nich wróciłam, wybuchły śmiechem. Ojciec dominikanin też się śmiał, gdy wyznałam swój sekret sprzed kilku godzin. Cała sprawa zakończyła się tym, że sama uczciwie poinformowałam rodziców.

Oczywiście absolutnie nie namawiam do wagarowania. Wprawdzie jednorazowe wcielenie się w rolę wagarowicza nie spowoduje, że świat się zawali, problem pojawia się jednak wtedy, gdy uczeń systematyczne unika zajęć szkolnych. Taka sytuacja wymaga reakcji i współpracy zarówno opiekunów, jak i grona nauczycielskiego. Na nic jednak zdają się ich wspólne wysiłki, jeśli wcześniej nie zostanie zdiagnozowana faktyczna przyczyna niechęci dziecka  do szkoły.

 

Szerokim łukiem

Choć przyczyny odmowy uczęszczania na lekcje są tak różne jak uczniowie, to niewątpliwie ma na nie wpływ kilka czynników. Są one związane zarówno ze środowiskiem domowym, szkolnym, jak i indywidualnymi cechami ucznia. Zmiana szkoły, zwłaszcza przejście ze szkoły podstawowej do gimnazjum, stresujące sytuacje w domu rodzinnym, jak np. śmierć, choroba czy rozstanie rodziców czy w końcu lęki spowodowane życiem szkolnym, brak akceptacji ze strony rówieśników czy agresja to najczęściej wymieniane przez uczniów powody omijania szkoły szerokim łukiem. Zjawisko to częściej dotyczy młodzieży w okresie dojrzewania, jednak społeczno-ekonomiczny poziom życia rodziny nie odgrywa tu głównej roli. – Już od samego początku nauczyciel matematyki wywoływał u mnie paniczny lęk. Nie potrafiłam przyzwyczaić się do jego metod nauczania, zwłaszcza do niespodziewanego wywoływania uczniów do tablicy. Każda moja pomyłka czy brak wiedzy spotykały się z jawną niechęcią wobec mojej osoby. Pierwszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy, to były wagary. Minęło dużo czasu, zanim rodzice się zorientowali, bo dokładałam starań, by udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Rano wychodziłam z plecakiem pełnym książek, popołudniami opowiadałam, co „działo się” w szkole. Pewnie nic by się nie wydało, gdyby nie szczera rozmowa z moją wychowawczynią. Dzięki niej powiedziałam o moim wagarowaniu rodzicom i razem rozwiązaliśmy ten problem – opowiada Asia, uczennica I klasy poznańskiego liceum.

 

Znaleźć antidotum

Nagminne nieobecności ucznia w szkole tylko pozornie dotyczą samego zainteresowanego. To w rzeczywistości subtelny sygnał ze strony ucznia, że coś się dzieje, że jest obszar, z którym sobie nie radzi. To hasło „zwróć na mnie uwagę”. Umiejętne rozwiązanie kwestii wagarowania wymaga czujności i zarazem wyrozumiałości. – Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest po prostu czujność, na bieżąco sprawowanie pieczy nad dzieckiem. Jednocześnie ważne jest również nawiązanie relacji, która zapewni mu poczucie bezpieczeństwa, dzięki któremu nie będzie się bał zwrócić do mnie o pomoc – zauważa Rozalia, matka trzech synów. Ważne jest też czynne uczestniczenie w życiu dziecka, interesowanie się nie tylko wynikami w szkole, ale i jego czasem wolnym, regularna obecność na wywiadówkach, wszystko to pomoże rodzicom zapobiegać wagarom. - Zdarza się, że po rodzinnej rozmowie odbytej z dzieckiem wszystko wraca do normy – dodaje pani Rozalia. W innych przypadkach nieodzowna jest jednak pomoc psychologa, gdyż wtedy sama diagnoza nie wystarczy. Trzeba znaleźć sposób na zachęcenie ucznia do regularnej obecności na lekcjach. Jednym z praktykowanych metod pracy z wagarowiczem jest jego konfrontacja z sytuacjami budzącymi lęk, nazywane odwrażliwianiem. Wspominają o nim D. Heyne oraz S. Rolling w książce pt. Niechęć do szkoły. Jak pomóc dziecku, które opuszcza lekcje i wagaruje.  Polega ono na ustaleniu hierarchii sytuacji, których obawia się uczeń, następnie ćwiczenia w konfrontacji inscenizowana według ustalonego porządku. Bywa, że przyczyną szkolnych nieobecności jest zwyczajne lenistwo, ale to już temat na osobny tekst...

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki