Przedstawiciele jednej z partii politycznych zgłosili niedawno pomysł, aby religia nauczana w szkole mogła być fakultatywnym przedmiotem zdawanym na maturze. Biskup Stanisław Wielgus mówi z lekkim przekąsem, że skoro można zdawać egzamin maturalny z wiedzy o tańcu, to dlaczego nie z religii i konstatuje, że „brak tego przedmiotu jest niedowartościowaniem, spychaniem na margines określonej wiedzy”.
Wielu komentatorów podkreśla, że ten, kto nie uczestniczył w lekcjach religii, nie rozumie właściwie kultury europejskiej. Przeciw wprowadzeniu religii na maturze, jak dotąd, zaprotestowało jedynie Stowarzyszenie Młodych Socjaldemokratów (SMS), które w swym oświadczeniu napisało z niewyszukaną ironią, że „politycy prawicy zapomnieli o dodaniu postulatu, aby egzaminatorem na maturze z religii był nie kto inny, jak sam ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk”.
Władze wielu polskich uczelni teologicznych zwracają uwagę, że matura z religii ułatwiałby świeckim dostanie się na studia teologiczne bez egzaminów wstępnych. Niejeden maturzysta czy licealista, który już dziś myśli o studiowaniu teologii, czuje się dyskryminowany, ponieważ w przeciwieństwie do swych kolegów zdających na inne kierunki, będzie musiał zdawać egzamin wstępny na studia. W ich przypadku sama matura nie wystarczy. Dziś nie można bowiem w jej ramach zdawać religii.
– W tej chwili po reformie szkolnictwa mamy do czynienia z pewną dwutorowością przyjmowania na studia – mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Z jednej strony absolwenci z nową maturą w zdecydowanej większości dostają się na studia bez dodatkowych egzaminów wstępnych. Istnieje jednak klauzula ministerialna, pozwalająca tym kierunkom studiów, które nie były reprezentowane na maturze, przyjmować z pewnymi formami egzaminacyjnymi. Wydziały teologiczne korzystają z tej klauzuli. Zdajemy sobie jednak sprawę z wyjątkowości tego stanu rzeczy – dodaje ksiądz dziekan. Dlatego też według przedstawicieli wielu uczelni teologicznych rzeczą najbardziej naturalną byłoby wprowadzenie religii jako jednego z fakultatywnych przedmiotów na maturze i na tej podstawie rekrutacja na studia teologii mogłaby się odbywać bez dodatkowego egzaminu wstępnego.
Wcale nienowy pomysł
– Pomysł religii na maturze nie jest nowy. Pojawił się jeszcze w 1998 r. w trakcie prac zespołu roboczego ds. szkolnictwa przy Komisji Konkordatowej – mówi ks. prof. Jan Szpet, przewodniczący Rady Katechetycznej w archidiecezji poznańskiej. Już wówczas proponowano wprowadzenie religii jako nadobowiązkowego przedmiotu maturalnego. Sprawa jednak wtedy się nie rozwinęła, jedynie wracała raz po raz. Ks. Szpet dodaje, że religia na maturze to także element normalizacji w oświacie. – Jeżeli system oświaty ma uwzględniać elementy chrześcijańskiej tradycji i wychowania religijnego, to tym bardziej jest podstawa do wprowadzenia religii jako fakultatywnego przedmiotu maturalnego.
Ks. prof. Jan Szpet zaznacza jednocześnie, że katecheci w większości przypadków są dobrze przygotowani metodycznie i merytorycznie do podjęcia takiego wyzwania, jakim jest egzamin maturalny z religii. – Nauka religii ma jasno określone cele, zadania i treści, ma swoje osiągnięcia i instrumentarium metodyczne, analogiczne do tych, które widzimy w przypadku innych przedmiotów szkolnych. Metodyka nauczania jest również taka sama jak metodyka i dydaktyka świecka, w przypadku religii jeszcze dodatkowo wzbogacona – opowiada ks. profesor Szpet. – Proszę spytać pierwszego lepszego nauczyciela w szkole, czy dysponuje tyloma pomocami do nauczania swojego przedmiotu, jak te, które posiadają katecheci. „Katecheci i ich kwalifikacje są określone przez ministra i w niczym nie odstają od wymogów stawianych w tym zakresie innym nauczycielom” – z tym twierdzeniem można się powszechnie zgodzić po ponad piętnastu latach od przywrócenia nauczania religii w szkole.
Zamach na świeckość państwa?
Są jednak środowiska, dla których religia na maturze, mimo że swobodnie wybierana przez abiturienta, podobnie jak choćby wspomniana wiedza o tańcu, historia sztuki czy teatrologia, to „zagrożenie świeckości państwa i ekspansja ideowa Kościoła w sferę laicką”. – Niepotrzebnie mówi się tutaj o próbach ideologizacji państwa czy szkoły. Przecież element religijny należy do istoty wychowania i kultury człowieka. Nawet jeśli już nie samo przylgnięcie, to przynajmniej znajomość sfery religijnej jest elementarnym aspektem wychowania i edukacji współczesnego człowieka – mówi ks. prof. Jan Szpet. – Poza tym w wielu państwach europejskich, np. w Niemczech, Austrii, na Słowacji i w innych krajach religia już od dawna jest na maturze.
– Podkreślanie roli wiedzy religijnej w ogólnej edukacji humanistycznej człowieka jest truizmem. Tak jak nie sposób zrozumieć człowieka bez Chrystusa, tak i nie sposób pojąć kultury bez Biblii, a dzieje świata bez dziejów Kościoła i chrześcijaństwa – mówi ks. prof. Bortkiewicz. Europejska literatura, architektura, arcydzieła malarstwa, muzyka – wszystko to oparte jest także na wartościach chrześcijańskich lub w odniesieniu do nich. Nawet ci, którzy coś kontestują, muszą znać przedmiot swojego buntu. Splot religii, kultury i historii z człowiekiem jest nierozerwalny. Trudno wtedy mówić o jakiejś sakralizacji rzeczywistości czy zaniku autonomii np. państwa.
Moim zdaniem
Komu przeszkadza religia na maturze jako przedmiot fakultatywny, a więc wybierany dobrowolnie? Czyżby piewcom demokracji i tolerancji, a także wolności religijnej? Nikt w dzisiejszych czasach nie zmusza drugiego do uczestnictwa w zajęciach religii. Nie sprawdziły się czarne wizje sprzed piętnastu lat, gdy przywracano naukę religii w polskich szkołach. Nikt nie dyskryminuje dzieci, które na religię nie chodzą, nauczycielskie pulpity nie stały się w ciągu tych piętnastu lat ambonami, a już na pewno nie jest zagrożona tak opiewana przez niektóre środowiska „światopoglądowa niezależność państwa”. Tej ostatniej zagrażają raczej ataki środowisk antykatolickich, które sprawy wiary i jej nauki chciałyby zepchnąć do „getta” osobistych przemyśleń, skrzętnie ukrywanych przed otoczeniem.
Pozwólmy więc dzieciom przychodzić do Chrystusa, a uczniom szkół średnich swobodnie wybierać przedmioty maturalne, zgodnie z własnymi planami i pasjami naukowymi. Ci, którzy dziś krzyczą przeciwko religii na maturze, są nie tyle rzecznikami wolności światopoglądowej i wyznaniowej, ile raczej epigonami Bieruta i Gomułki i ich walki z religią w szkole, prowadzonej w osławionych „złotych latach” światopoglądowej niezależności państwa.
Każdemu należy się jednak dobre słowo, także niesprawiedliwym oponentom. Przeciwnikom religii na maturze spod znaku Stowarzyszenia Młodych Socjaldemokratów nie będę jednak dedykował słów polskich biskupów i katechetów, ale zdanie pewnie bardziej im bliższego duchowo Leszka Kołakowskiego, który w okresie, gdy był określany jako ortodoksyjny marksista napisał: „Niestety, percepcja kultury i sztuki europejskiej jest niemożliwa bez znajomości zarówno historii biblijnej, jak i elementów historii Kościoła, a także podstaw dogmatycznych katolicyzmu i chrześcijaństwa w ogólności”.
AS