Tajne raporty agentów były instrumentem łamania innych ludzi.
Ostatnich kilkanaście lat udowodniło, że próby ukrywania prawdy o działalności agenturalnej w totalitarnym państwie zakłócają najbardziej podstawowe zasady funkcjonowania społeczeństwa i demokratycznych instytucji. Wciąż burzliwe reakcje różnych środowisk i mediów na wydarzenia związane z ujawnianiem nazwisk tajnych współpracowników SB pokazują, że ten problem nigdy nie odejdzie do przeszłości, jeżeli nie zostaną ujawnione wszystkie dostępne informacje na temat „podwójnych” życiorysów. W Małopolsce dzięki materiałom IPN coraz więcej środowisk podejmuje próby samodzielnego ujawnienia nazwisk agentów. Ich przekonanie o moralnym obowiązku ujawnienia prawdy ma tym głębsze uzasadnienie, że agentura stanowiła rzeczywisty
fundament totalitaryzmu
w Polsce.
Przywódcy partii komunistycznej od lat 40. nie mieli żadnych wątpliwości co do braku realnego poparcia w polskim społeczeństwie. Dobrze zapamiętali słowa Stalina, który jesienią 1944 roku powiedział „delegacji” komunistów z PKWN, że ich władza zostałaby zlikwidowana w ciągu tygodnia, gdyby nie było w Polsce Armii Czerwonej. Aż do czasów Jaruzelskiego zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że utrzymanie władzy zapewniają im dwa zasadnicze czynniki: gotowość ZSSR do interwencji w ich obronie oraz zastraszenie społeczeństwa i stała kontrola nad nim.
Dla Urzędów Bezpieczeństwa, a potem Służby Bezpieczeństwa głównymi narzędziami zastraszenia społeczeństwa były zmasowany terror i rozbudowana agentura. Jednocześnie stale podtrzymywano poczucie, że władza jest zupełnie bezkarna, a agentura i donosicielstwo są wszechobecne.
Funkcjonuje błędne przekonanie, że działalność agentury miała dla SB znaczenie wyłącznie informacyjne, opisowe, służące do poznania rzeczywistych, lecz ukrywanych informacji i nastrojów społecznych. W myśl tego poglądu tajny raport lub donos do SB był po prostu informacją, która znalazła miejsce w resortowym archiwum i spokojnie doczekała tam końca PRL, a funkcjonowanie agentów ograniczoną „szkodliwością społeczną”.
Takie podejście do archiwów bezpieki prowadzi na manowce. Archiwa bezpieki to były
archiwa „żyjące”,
a żadne z doniesień nie lądowało bezczynnie w szafach.
Praca agentury dostarczała przede wszystkim skutecznych narzędzi łamania charakterów i ludzkich życiorysów. Odgrywała zasadniczą rolę w utrzymywaniu społeczeństwa w posłuszeństwie. „Podstawowym środkiem pracy operacyjnej przy wykrywaniu nielegalnych struktur i ugrupowań są osobowe źródła informacji. Ich posiadanie w sprawach pozwala bowiem dopiero na efektywne wykorzystanie innych środków pracy operacyjnej” – pisano w „Wytycznych do pracy operacyjnej w zakresie ujawniania, rozpracowywania i likwidacji grup i struktur konspiracyjnych” („Tajne specjalnego znaczenia”), opracowanych w komunistycznym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w środku stanu wojennego, w lipcu 1982 roku.
Każdy raport TW od początku musiał „pracować” na rzecz realizacji celów SB i dalszego rozszerzania agentury. Nawet najmniej istotne, szczegółowe informacje stawały się dla esbeków ważnym narzędziem zastraszenia i – w konsekwencji – także werbowania innych ludzi. „Wszystko o Tobie wiemy. Niczego przed nami nie ukryjesz” – mówili esbecy ludziom wytypowanym do zwerbowania, cytując im ich własne wypowiedzi lub fakty znane, jak wcześniej sądzili, jedynie gronu najbliższych.
Informacje agentów były stale weryfikowane – także przez innych tajnych współpracowników, o których nie wiedzieli ani agenci, ani ich oficerowie prowadzący. Nazywano to „krzyżową agenturą”. Każde doniesienie było poddawane analizie i na jej podstawie wyznaczano następne zadania dla agenta. „Po dokonaniu pozyskania należy podjąć aktywną współpracę [z agentem] (duża częstotliwość spotkań). Zadania winny być ścisłe i konkretne, a z ich wykonania należy rozliczać pozyskane źródło informacji” – nakazywano.
Esbecy podlegali wewnętrznym procedurom nadzoru i kontroli. Na odpowiednim szczeblu „uzyskiwane informacje ze wszystkich możliwych źródeł” były poddawane okresowej analizie, z której wnioski – w myśl instrukcji – „winny stanowić podstawę do zastosowania właściwych metod i środków pracy operacyjnej”.
W takich okolicznościach zdrada, np. w postaci preparowania doniesień przez oficera, była praktycznie niemożliwa. Każdy funkcjonariusz SB wiedział, że
teczki „pracują”,
a w ramach obowiązujących procedur nieprawdziwe informacje aż nadto szybko mogą zostać obnażone. Za świadome wprowadzanie zwierzchników w błąd groziło nie tylko wydalenie ze służby, czyli koniec kariery i rozlicznych przywilejów „za żółtymi firankami”, ale o wiele gorsze konsekwencje. W latach 40. za zdradę można było nawet zginąć, w 80. – trafić do więzienia.
Kontrolowano także agentów: ich informacje mogły być błędne i SB chciała od razu wykryć tych, którzy próbowaliby świadomie wprowadzać bezpiekę w błąd. Weryfikacja źródeł informacji była absolutnym prawidłem w czasie nieustannej wojny ze społeczeństwem.
W pracy operacyjno-śledczej wyodrębniano trzy metody pozyskiwania agentów. Pierwsza to werbunek w oparciu o „materiały kompromitujące”, z rosyjska w resorcie określane jako „komprmateriały”.
Dotyczyło to wszystkich okoliczności, w których władza mogła okazać swoją „łaskawość” w zamian za wierną współpracę. Nie chodziło tylko o wrogie działania o charakterze politycznym. Bezpieka powszechnie „dawała szansę” kierowcom złapanym na jeździe autem w stanie nietrzeźwym lub sprawcom wypadków, złodziejom, przestępcom gospodarczym, a nawet zwykłym kryminalistom. W zamian za usługi dla SB uzyskiwali gwarancje bezkarności: „w uzasadnionych przypadkach rozważyć możliwość ograniczenia lub uniknięcia odpowiedzialności karnej za naruszenie przepisów stanu wojennego lub przepisów prawa w sferze gospodarczej, kryminalnej, celnej, skarbowej i innej” – pisano w „Wytycznych”.
W PRL permanentny niedobór podstawowych produktów doprowadził do upowszechnienia zjawiska pospolicie nazywanego „kombinowaniem”. Działaniem budzącym wręcz środowiskowe uznanie było chociażby wykradanie z zakładu pracy artykułów pożądanych na czarnym rynku lub po prostu potrzebnych w domu, a niedostępnych w sprzedaży. Warto przypomnieć, że zabronione było nawet słuchanie „Wolnej Europy”, rozpowszechnianie nieprawomyślnych poglądów czy posiadanie dolarów bez zezwolenia. Na takiej zasadzie większość dorosłych mieszkańców PRL miała „coś na sumieniu”.
Drugi motyw werbowania TW to korzyści finansowe, wyrażane nie tylko w pieniądzach, ale także w prezentach, załatwianiu pożądanych pozwoleń, dokumentów czy przydziałów na artykuły reglamentowane: „wykorzystać zainteresowania materialne, potrzeby finansowe, trudną sytuację życiową lub możliwość poparcia w załatwieniu istotnych spraw życiowych”.
Trzeci sposób określano werbunkiem „na uczuciach patriotycznych”. W latach 80. coraz częściej rezygnowano z takich motywów pozyskania agenta. Komunizm był już systemem tak skompromitowanym i niewydolnym, że nawet SB nie liczyła, że kogoś ze środowisk opozycyjnych zdoła zwerbować do współpracy na motywach ideowych. Dlatego
preferowano „komprmateriały”:
„Pozyskania, aby były efektywne winny być dokonywane przede wszystkim w oparciu o posiadane materiały kompromitujące – pisano we wspomnianym dokumencie MSW – lub na podstawie rozpoznania potrzeb i dążeń kandydata. […] Dokonane pozyskania winny być konkretne i poprzedzone głębokim rozpoznaniem. Przystępując do pozyskania [tajnego współpracownika] winniśmy dysponować materiałem wiążącym pozyskiwanego z SB”.
Materiałów do szantażu lub odpowiednich argumentów materialnych dostarczać miała przede wszystkim wcześniej pozyskana agentura. Właśnie owe „nic nie znaczące” informacje na temat najdrobniejszych szczegółów z życia ludzi wytypowanych na agentów, niejednokrotnie pozwalały na osiągnięcie wszystkich zakładanych celów. Dzięki nim SB mogła zaplanować strategię werbunku, przygotować odpowiednie argumenty materialne bądź „celne” elementy szantażu. Pod ręką konieczne były wiadomości, które obezwładnią człowieka przekonaniem, że „SB i tak wie wszystko”.
Dzisiaj, w niektórych teczkach poszkodowani mogą znaleźć często jakieś niewiele znaczące donosy. Dla SB miały one jednak swoją wartość.
Jeżeli co najmniej część agentów była zarazem ofiarami systemu, to jednocześnie powinni mieć świadomość, że ich swoją działalnością nie tylko informowali, ale przede wszystkim dostarczali narzędzi do szantażu i łamania innych ludzi przez oprawców z SB.