22 października 2006 roku przypada 50. rocznica śmierci arcybiskupa Walentego Dymka. Jego rządy metropolitalne w archidiecezji poznańskiej przypadły na trudny okres powojenny, kiedy umacniająca swe władztwo dyktatura komunistyczna rozpoczynała antykościelną ofensywę. Wśród biskupów będących obiektem zainteresowania aparatu bezpieczeństwa znalazł się też arcybiskup poznański Walenty Dymek.
W zasobach Instytutu Pamięci Narodowej zachowały się dwie teczki osobowe dotyczące bezpośrednio postaci abp. Walentego Dymka. – Arcybiskup Walenty Dymek był zapewne obserwowany już „z urzędu” przez Służbę Bezpieczeństwa, podobnie jak wszyscy biskupi w Polsce – przyznaje dr Konrad Białecki, historyk z Instytutu Historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza oraz pracownik Biura Edukacji Publicznej poznańskiego oddziału IPN. – Wspomniane teczki nie były na razie wnikliwie badane. Rozpoczynam dopiero prace w ramach wniosku badawczego: „Działania aparatu bezpieczeństwa wobec Kurii Metropolitalnej w Poznaniu” – dodaje. Są one bardzo potrzebne dla zrozumienia całokształtu represji, jakich doznał Kościół katolicki w okresie powojennym, a szczególnie po 1947 roku.
Strategiczna postać
Objaśnienie roli arcybiskupa Dymka w planach operacyjnych komunistycznej bezpieki może być niezwykle ważne. Abp Dymek był bowiem jedną z najważniejszych postaci w polskim Episkopacie. Wyświęcony na biskupa w 1929 roku, był do 1946 roku sufraganem kardynała Hlonda w Poznaniu i jego najbardziej zaufanym współpracownikiem, delegowanym do licznych misternych misji, m.in. do współpracy z kolejnymi rządami II Rzeczypospolitej.
W 1939 roku, kiedy wybuchła II wojna światowa, biskup Dymek, po przymusowym opuszczeniu Polski przez prymasa Hlonda, pozostał w Poznaniu. Był jednym z dwóch polskich biskupów, którzy nie opuścili polskich terenów wcielonych bezpośrednio do III Rzeszy. Przez cały okres wojny hierarcha pozostawał więc w sytuacji ciągłego zagrożenia wolności i życia. Początkowo przebywał pod nadzorem gestapo na poznańskim Ostrowie Tumskim, później został internowany na plebanii parafii pw. Matki Boskiej Bolesnej na poznańskim Łazarzu. Po latach odnaleziono tam nawet gestapowski podsłuch. Mimo wzmożonej inwigilacji i prawdopodobnych prób „usunięcia” biskupa przez hitlerowskich oprawców, purpuratowi udało się przetrwać ponurą noc niemieckiej okupacji. Przez cały czas pozostawał w Poznaniu, śląc potajemnie do Watykanu, najczęściej za pośrednictwem kardynała Adolfa Bertrama z Wrocławia, raporty o prześladowaniach Polaków i katolików w okupowanej Polsce. W tym czasie biskup, słynący z przedwojennej działalności charytatywnej, wspierał materialnie – mimo skromności środków – ubogą ludność polską.
Niedoszły podsądny PRL-u?
– We wspomnianych aktach przejętych z zasobu aparatu bezpieczeństwa znalazły się m.in. fotografie biskupa Dymka z pogrzebów ofiar nalotów alianckich na Poznań – mówi dr Białecki. Rzeczywiście, w drugim okresie wojny na Poznań spadły kilkakrotnie bomby zrzucone przez aliantów. Mylnie bowiem obrano cele i zamiast zbombardowania obiektów przemysłu niemieckiego, dotknięto boleśnie ludność cywilną. Niemieckie władze miasta zwróciły się wówczas do pozostającego w mieście biskupa o udział w masowych uroczystościach pogrzebowych. Dymek uczestniczył w pogrzebach, jednak odżegnał się od jakichkolwiek deklaracji czy wypowiedzi politycznych, czego zapewne oczekiwał coraz bardziej słabnący okupant.
Dlaczego zdjęcia te znalazły się w dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa? Czyżby władze komunistyczne starały się zbierać „haki” na arcybiskupa, by w przyszłości wytoczyć mu proces, na którym – podobnie jak w procesie bp. Kaczmarka – postawiono by sfingowane zarzuty kolaboracji z okupantem? – Tego nie można wykluczyć, jednak by potwierdzić taką tezę, należy przeprowadzić jeszcze bardzo wiele badań – podkreśla dr Konrad Białecki.
Wielka ofensywa
Działania zmierzające do oskarżenia duchownego były w tym czasie niezwykle pospieszne i wystarczyło nieznaczne oskarżenie, mizerna poszlaka czy wątpliwy dowód, by uwięzić kapłana. Od 1947 r. nastąpiło zintensyfikowanie działań przeciwko Kościołowi. Wytyczne do wzmożonych represji wobec duchowieństwa Służba Bezpieczeństwa czerpała już wtedy ze słynnego referatu „Ofensywa kleru, a nasze zadania”, autorstwa Julii Brystygierowej, wysokiej funkcjonariuszki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Brystygierowa podkreśliła wrogie oddziaływanie księży na społeczeństwo z ambony i stwierdziła, że Episkopat chce stworzyć własną partię polityczną. Na początku 1950 r. Kościół katolicki uznano za czołowego wroga PRL, rozpoczynając falę aresztowań księży i biskupów. Ostrze represji skierowano także w kierunku świeckich środowisk i organizacji katolickich.
W związku z zaliczeniem środowisk katolickich i duchowieństwa do „wrogów klasowych” podjęto wobec nich specjalne metody operacyjne zmierzające do pełnej ich infiltracji. Prowadzono w tym zakresie tak zwane rozpracowania, które dzieliły się na: ewidencyjne – polegające na wprowadzaniu do ewidencji nazwisk i innych danych;
agenturalne – polegające na pozyskiwaniu w tych środowiskach jak największej liczby tajnych współpracowników. Pod pojęciem TW kryły się trzy kategorie osób: informator, agent i rezydent. Każdy z TW przechodził tzw. płytkie przeszkolenie. TW pozyskiwani byli na podstawie przesłanek ideowo-patriotycznych, materiałów kompromitujących, na drodze szantażu lub przekupstwa.
Zamiast Wyszyńskiego?
W takich warunkach biskup Dymek stał się przedmiotem szczególnie wzmożonego zainteresowania bezpieki ponownie w 1953 roku. 25 września tegoż roku aresztowano w Warszawie Prymasa Stefana Wyszyńskiego i jego sekretarza biskupa Antoniego Baraniaka. Obaj hierarchowie na trzy lata zostali odizolowani od życia publicznego i religijnego kraju. Sytuacja Kościoła wydawała się apokaliptyczna, pozostawał on z pozoru bez moralnego przywódcy i autorytetu, jakim był kardynał Wyszyński. Przewodniczenie obradom Episkopatu przejął właśnie arcybiskup Dymek, jako jeden z najbardziej doświadczonych pasterzy. Odmówił jednak formalnego przyjęcia godności przewodniczącego Episkopatu, uznając, że funkcja ta przynależy cały czas izolowanemu przez komunistów Prymasowi Wyszyńskiemu. Dokumenty IPN potwierdzają, że arcybiskup Dymek godnie odmawiał wdawania się w jakiekolwiek negocjacje w tej sprawie z przedstawicielami PRL-owskiego reżimu, chroniąc tym samym Episkopat przed rozłamem.
Wiele aspektów działań aparatu bezpieczeństwa wobec arcybiskupa Dymka nie zostało dotąd zbadanych. Te znane potwierdzają powszechną wiedzę o prawości i wybitnych walorach moralnych tego hierarchy, który przecież od najmłodszych lat dawał świadectwo swego ogromnego patriotyzmu, przywiązania do Kościoła i polskości. Arcybiskup Dymek zmarł 22 października 1956 roku, dokładnie osiem lat po śmierci kardynała Augusta Hlonda, również znienawidzonego przez bezpiekę, która nie przebierała w środkach, by sabotować jego pasterską działalność. Znamienne jest, że następcą arcybiskupa Dymka na stolicy arcybiskupiej w Poznaniu został arcybiskup Antoni Baraniak, jedna z najbardziej heroicznych postaci Kościoła w powojennej Polsce, męczennik bity i upokarzany podczas gehenny komunistycznego więzienia w latach 1953-56.
Arcybiskup Walenty Dymek urodził się 31 grudnia 1888 r. w Połajewie k. Czarnkowa. Ukończył gimnazjum w Rogoźnie, później kontynuował naukę w seminarium w Gnieźnie i w Poznaniu. Święcenia kapłańskie przyjął w 1912 roku.
Był aktywnym działaczem niepodległościowym, powstańcem wielkopolskim, radnym miasta Poznania, szefem Caritas w archidiecezji poznańskiej i gnieźnieńskiej. W 1929 r. mianowany biskupem pomocniczym w Poznaniu, a w 1946 roku – arcybiskupem metropolitą poznańskim. Przyczynił się do odbudowania katedry poznańskiej i Seminarium Duchownego po zniszczeniach wojennych. Zmarł 22 października 1956 w Poznaniu. Tutaj też znajduje się ulica poświęcona abp. Dymkowi oraz tablica pamiątkowa na plebanii kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej. W rodzinnej parafii arcybiskupa, w Połajewie, 21 października 2006 roku arcybiskup metropolita poznański Stanisław Gądecki poświęci pomnik swego poprzednika. Popiersie abp. Dymka odsłonięto także kilka miesięcy temu przy kościele pw. św. Jana Vianneya na poznańskim Sołaczu.