O hrabinie, która pokonała Pudzianowskiego i przeskoczyła Małysza
Starała się żyć bez rozgłosu – prawdopodobnie tylko jeden raz w życiu odwiedziła atelier fotografa portrecisty. Rozmaite źródła wciąż powielają więc ten sam wizerunek: dostojna dama, poważna, z głową przystrojoną kapeluszem, lewą ręką opierająca się na gustownej laseczce. Taką też znają ją uczniowie Zespołu Szkół w Wojnowie – obraz z podobizną Anieli hrabiny Potulickiej wisi tutaj w najbardziej eksponowanym miejscu. Żyjąca w latach 1861-1932 arystokratka, filantrop, od niedawna oficjalnie patronuje placówce.
Uroczystość nadania imienia i poświęcenia szkolnego sztandaru, która odbyła się 21 stycznia br., zgromadziła wielu gości. Przybył m.in. biskup Jan Tyrawa oraz profesor Jan Ziółek – reprezentujący środowisko Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, uczelni do dziś korzystającej ze szczodrości hrabiny! Wolą umierającej bezpotomnie właścicielki rozległych dóbr ziemskich było bowiem ustanowienie tzw. Fundacji Potulickiej – agrarnego źródła finansowania dla tej wszechnicy. – „Obok Fundacji hrabiego Zamojskiego w Kórniku, jest to największy zapis zrobiony na cele narodowe i kulturalne w Polsce odrodzonej. [...] Wspaniały dar hrabiny Potulickiej otwiera dla Uniwersytetu Lubelskiego nowe zupełnie perspektywy. Bo i nauka bez podstaw materialnych chroma i więdnie. Kto walory duchowe ratuje dla obecnych i późniejszych pokoleń, ten wielką przysługę oddaje Ojczyźnie. [...] Nazwisko Anieli hrabiny Potulickiej w rocznikach Rzeczypospolitej niezatartymi zgłoskami wpisane zostało...” – komentował „Dziennik Bydgoski” 19 sierpnia 1925 roku.
Transport – kwestia ponadczasowa
Do wojnowskiego Zespołu Szkół przybywam w dniu niby zwykłym, a jednak wyjątkowym: – Właśnie dziś mija dokładnie 180 lat od chwili powstania pierwszej szkoły w naszej miejscowości! Na pięciu morgach wydzielonych z dóbr powstała Katolicka Szkoła w Wojnowie… – objaśnia Stanisław Szwajca, dyrektor Zespołu, prezentując odpis odpowiedniego dokumentu, noszącego budzącą respekt datę „1826”. Piękna tradycja! Ale to nie jedyna osobliwość. Pomimo soboty szkoła nie jest pusta. Uczniów spotykam niemal na każdym kroku. Bynajmniej nikt niczego „nie odpracowuje” ani nie przyszedł w ramach „kary”: – Cóż, staramy się stworzyć dla młodzieży atrakcyjną ofertę zajęć pozalekcyjnych. W sobotę działa „Szkoła Marzeń”, odbywają się zajęcia w ramach dwunastu kół zainteresowań – stwierdza mój rozmówca. Dodaje: – Młodzi ludzie generalnie są chętni do działania, rozwijania talentów, trzeba im jednak dać odpowiednie możliwości. W realiach wiejskich to choćby dojazd – w wielu wypadkach autobus szkolny kursuje tylko w „dniach roboczych”... Zdobywanie środków na dodatkowe kursy jest wyzwaniem, ale opłaca się je podejmować. Inwestujemy w młodzież, w jej przyszłość... – Uśmiecham się w duchu, wspominając akapit w broszurce – życiorysie Anieli hrabiny Potulickiej, napisanej w roku 1939 przez Gabrielę Łańcucką. Mowa w nim o czasach, gdy dzieci z Potulic – głównego majątku dziedziczki musiały uczęszczać do szkoły w Gorzeniu. (Był to skutek represji władz pruskich, które skasowały szkołę miejscową. „Potulitzer Contesse” była solą w oku lokalnych hakatystów). Autorka pisze z egzaltowanym zachwytem: „[...] pani Aniela posyłała furmanki, aby biedactwa nie zbłądziły lub nie zmarzły po drodze”. Pewną analogię ośmielam się zauważać. Aldona Szwajca, nauczycielka, bibliotekarka, snuje pokrewne refleksje: – Hrabina według mnie jest idealnym patronem właśnie dla szkoły; niektóre cechy jej osobowości silnie podkreślamy w ramach tzw. pracy wychowawczej. Choćby jej biegłą znajomość kilku języków, osobistą kulturę, autentyczny patriotyzm, pojmowany nowocześnie, nie jako pusta tkliwość, szowinizm, ale jako siła sprawcza dla poczynań ubogacających społeczeństwo, kraj... W naszej szkole zaszczepiony jest również „duch działalności charytatywnej” – istnieje koło „Caritas”, koło „Pomocna dłoń” – wylicza pedagog.
Kandydatur było wiele
Fundacja Potulicka zarządza dziś areałem okalającym Wojnowo, ma tu także swoją siedzibę. Pomysł, aby hrabina stała się patronką miejscowego Zespołu Szkół (choć sama wieś nigdy nie stanowiła majątku Anieli), dojrzewał przez trzy lata: – Konsultowaliśmy się z różnymi gremiami, były konkursy, głosowania. Nauczyciele, uczniowie, rodzice, samorządowcy – każdy mógł zgłosić kandydaturę. Padały najróżniejsze typy – młodzież dawała wyraz swoim sympatiom, podsuwała aktualnych idoli. Małysz, Pudzianowski... Jednak stopniowo, krok po kroku, dochodziliśmy wspólnie do osoby hrabiny. Okazało się, że jej postać funkcjonuje w lokalnych podaniach, anegdotach. Wspomina się ją niekiedy jako trochę ekscentryczkę, wizjonerkę. A to była idealistka – charyzmatyczna, ale bardzo dobra pani na włościach – komentuje Stanisław Szwajca.
Włościanka, tercjarka, sodaliska
Zestawienie pełnej listy dzieł serca, pożytecznych inicjatyw, jakich podejmowała się Aniela hrabina Potulicka, nigdy nie będzie możliwe z uwagi na fakt, iż arystokratka świadomie niszczyła pisemne podziękowania, korespondencję prowadzoną wokół swej zbożnej działalności. Przemawiają fakty. W latach swego życia hrabina między innymi finansowała dzieło błogosławionej Marii Karłowskiej, stworzyła poznański Zakład dla Nieuleczalnie Chorych, łożyła na Zakład Opiekuńczy i Żłobek pw. św. Floriana w Bydgoszczy. Była donatorką wielu kościołów, kaplic, bibliotek, towarzystw kulturalnych i artystycznych, kół rękodzieła, kursów itd. Utworzyła Fundację Potulicką na rzecz KUL. Na krótko przed śmiercią swój pałac i ogród w Potulicach przekazała na rzecz Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców. Działała w Sodalicji Ziemianek okręgu bydgoskiego i wyrzyskiego. Przez wiele lat, nawet przed najbliższymi, udawało się jej ukrywać swą przynależność do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich.