Jestem siostrą zakonną zgromadzenia habitowego, co oznacza, jak sama nazwa wskazuje, że na co dzień noszę habit i welon, a także krzyżyk i obrączkę, zewnętrzne znaki konsekracji zakonnej. Komu przeszkadzam?
Z racji moich obowiązków dane mi jest podróżować po świecie. Od czterech lat mieszkam w Rzymie. Na wakacje przyjeżdżam do rodzinnej Polski, katolickiej, jak się powszechnie uważa. Zebrałam kilka obrazków z różnych stron świata.
Dziękuję siostro za habit
Stany Zjednoczone. Powszechnie panuje przekonanie, że habit nie jest tu pozytywnie odbierany. Wiele zgromadzeń zakonnych, idąc „z duchem postępu”, dziś nie nosi już habitów. W niektórych przypadkach noszenie lub nienoszenie habitu pozostawione jest dowolnej decyzji członków instytutu. Niekiedy habit zastąpiły bardziej, lub raczej mniej, czytelne wersje stroju zakonnego.
Pamiętam mój pierwszy przyjazd do Stanów Zjednoczonych parę lat temu. Podróżowałyśmy w grupie dwunastu sióstr, w znacznej większości młodych. Od początku towarzyszyło nam duże zainteresowanie i życzliwość. Młode siostry, uśmiechnięte i zwyczajne, w prostych, jednakowych habitach. Niektórzy podchodzili i pytali, czy jesteśmy prawdziwe, czy może to tylko tak na potrzeby filmu czy reklamy. Przekonawszy się o naszej autentyczności, prosili o modlitwę, opowiadali o swoich biedach i zmartwieniach, rodzinnych troskach i radościach. Dziękowali za habit. Widziałam zdziwienie na twarzach moich sióstr. Za co dziękowali? Widocznie oni wiedzieli za co.
Wśród młodych w kolczykach, kitkach, skórach i ćwiekach; ludzi różnych kolorów skóry i różnych kultur habit może nie zawsze jest czytelnym znakiem przynależności do Jezusa, nie każdy ten znak właściwie odczyta (pewnego razu wzięto mnie za muzułmankę, wątpliwości rozwiał dopiero krzyż). Jednakże nie jest on tam wyśmiewany czy piętnowany. Nie usłyszałam ani jednego obraźliwego czy kpiarskiego komentarza, a ponieważ język angielski stał się drugim językiem w moim życiu, wiedziałam dobrze, co o mnie, do mnie i koło mnie mówiono.
Prowokował do rozmów
Anglia. Dość obojętny, chłodny temperament angielski nie okazuje zbyt dużo emocji. Tam właśnie, w tej kulturze i środowisku, dane mi było odbyć studia językowe. Na zajęciach spotykałam młodych ludzi różnych narodowości, kultur i wyznań. Mój habit stawał się świetnym narzędziem pierwszych kontaktów i rozmów. Dlaczego? To proste, w habicie nie da się ukryć w tłumie, więc chcąc nie chcąc, wzbudzałam zainteresowanie.
Od tego czasu minęło blisko dwadzieścia lat, a ja wciąż pamiętam młodego studenta z Chin. Tim od pierwszego dnia zajęć bacznie mi się przyglądał. Wreszcie, podczas przerwy, padło pytanie: „Dlaczego jesteś ubrana inaczej niż inne dziewczyny?”. „Bo jestem zakonnicą”, odpowiedziałam krótko. „A co to znaczy?”, Tim wyraźnie nie rozumiał. „To znaczy, że moje życie oddałam Bogu”. „A kto to jest Bóg?”. I tak rozpoczęła się pierwsza katecheza wówczas 23-letniego młodzieńca, któremu jeszcze nikt nie powiedział ani słowa o Bogu.
Wraca do „mody”
Francja. Tutaj jesteśmy świadkami dziwnego zjawiska. W imię tolerancji i równouprawnienia wszystkich (przynajmniej tak się o tym mówi) rząd francuski razem z chustami muzułmanek najchętniej zlikwidowałby habity i welony zakonnic.
Tymczasem warto zauważyć, że to właśnie Francja stała się ojczyzną wielu nowych zgromadzeń zakonnych. Ich członkowie, w sposób wolny i świadomy, wybierają habit jako zewnętrzny znak życia oddanego całkowicie Bogu i bliźnim. Co więcej, „do mody” wracają nierzadko habity na wzór pierwszych franciszkanów czy karmelitanek, a więc bardzo tradycyjne i na serio.
I papież nie zliczy
Italia. Według statystyk kraj zdecydowanie katolicki, w rzeczywistości pewnie różnie bywa... Prawdą jest, że widok habitu nikogo tu nie dziwi. Może tylko turystów, np. z Japonii, którzy na widok siostry zakonnej szykują szybko aparaty fotograficzne, tudzież kamery.
Wystarczy przyjść w dniu 2 lutego do Bazyliki św. Piotra, gdy siostry, bracia i ojcowie zakonni świętują Dzień Życia Konsekrowanego, by się przekonać o różnorodności strojów zakonnych, a co się z tym wiąże, o wielkiej liczbie instytutów, zgromadzeń i zakonów. Mówią, że nawet Ojciec Święty nie wie, ile jest zgromadzeń, a więc ile jest wersji i odmian habitów. Niektórzy żartują, że i Duch Święty może mieć z tym problem. A przecież w licznej rodzinie osób konsekrowanych jest i miejsce na zgromadzenia bezhabitowe, które z różnych i ważnych dla siebie powodów tak właśnie realizują swój charyzmat.
Gospod z toboj, siestra!
Pamiętam pewną długą podróż do Grodna, na Białoruś. W autobusie prawie sami Białorusini. Na postoju ktoś podchodzi, by mnie poczęstować kawałkiem kiełbasy z czosnkiem i pajdą czarnego chleba. Jest też łyk zimnej wody. Mała dziewczynka z zawiniątka wydobywa czerwone jabłko. Z prostotą i bezinteresownością dzielą się tym, co mają.
Jedna z moich współsióstr właśnie tam, na Białorusi, przeżywała swój jubileusz dwudziestopięciolecia życia zakonnego. W Budsławiu była dopiero rok. A jednak z jakim wzruszeniem i przejęciem miejscowi parafianie organizowali świętowanie tego ważnego wydarzenia. Świątynia, ciągle jeszcze daleka od pięknej i błyszczącej, wypełniona po brzegi wiernymi. Są ci najstarsi i ci najmłodsi oraz garstka „zgubionego” pokolenia środka. W imieniu zebranych głos zabrała sędziwa babuszka: „Gospod z toboj, siestra! My tu na was długo czekali!”. Ciche łzy na twarzy staruszki dopełniły przemowy.
Pingwin
I wreszcie Polska. „Jaskóła!”. „Pingwin!”. „Tak-tak!”. „Wrona!”. Znaczny procent katolickiej (czy aby?) młodzieży tak właśnie wita siostrę zakonną. Owszem, są i tacy, którzy bąkną pod nosem: „pochwalony”, tylko nigdy nie można mieć pewności, kto niby ma być pochwalony. Są i tacy, którzy odważnie i głośno wypowiedzą: „Szczęść Boże!” czy „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. Wielu pijanych zaczepia w sposób agresywny i wulgarny.
Dlaczego w naszej Ojczyźnie tyle drwiny i złości, niechęci i kpiny pod adresem sióstr? Jakoś nie umiem sobie na to pytanie odpowiedzieć. Czy jest to ów ewangeliczny sprzeciw, o którym mówił Jezus? Znak, któremu sprzeciwiać się będą? Świat was znienawidzi, jak i Mnie znienawidził, bo wy nie jesteście ze świata (por. J 15,18).
Czy według tych kategorii należy to rozumieć? Może i tak, ale ja czasem wątpię, czy te przezwiska mają właśnie takie źródło.
Nie chodzi też o to, by habit czy sutanna wywoływały niezdrowy dystans. Przecież każdy z nas, noszących zewnętrzny znak konsekracji czy święceń kapłańskich, wywodzi się z konkretnej rodziny, domu, parafii, miasta. Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Tylko, że w tych glinianych naczyniach nosimy skarb i tajemnicę naszego powołania. Habit, sutanna są znakiem i przesłaniem, dla jakiego Królestwa się trudzimy i jakiemu Królowi służymy. Jeżeli są mundury straży pożarnej, marynarki wojennej, pułku ułanów, podhalańczyków, to dlaczego ktoś ma nam za złe, że jest „mundur” Królestwa Niebieskiego?
Autorka jest siostrą zakonną Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu (nazaretanek), radną w radzie generalnej Zgromadzenia w Rzymie.