Z siostrą Marią Lisiecką, mistrzynią nowicjatu Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego, rozmawia Michał Gryczyński
Życie w klasztorach bywa czasem ukazywane przez pryzmat tanich sensacji, a część ludzi postrzega zakonnice jako – proszę się nie gniewać – nieco zdziwaczałe niewiasty.
– Życie zakonne zawsze było postrzegane jako coś tajemniczego, niezrozumiałego. Bo trudno, patrząc z boku np. przez pryzmat swego pogmatwanego życia, odkryć jego piękno jako dar i tajemnicę. Wielu ludzi żyje jakby Boga nie było, więc gdy dla kogoś Jezus jest najważniejszą wartością i sensem życia, to rzeczywiście może wyglądać na dziwactwo. Podczas gdy te „normalne” biegają po salonach mody, aby być trendy, my codziennie mamy ten sam habit. Ale to jest suknia naszej konsekracji, czyli szata świadectwa. Gdy one uganiają się po dyskotekach, bawiąc się życiem swoim i innych, my tańczymy taniec życia z Nim i to na melodię szarej, zwykłej codzienności. Kiedy one używają życia, my pragniemy życie przeżyć w taki sposób, aby nadać mu cel i sens przez czynienie miłości w służbie drugiemu człowiekowi. One upiększają swój image w salonach piękności, my korzystamy z zupełnie innego „salonu”: spotkania twarzą w Twarz, na kolanach, wpatrując się w Przenajświętszy Sakrament. Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie krytykuję dziewcząt, które dbają o siebie, ubierają się pięknie i podkreślają swoją urodę. Chodzi mi jedynie o przesadę, czyli o zajmowanie się wyłącznie sobą i koncentrację wyłącznie na „mieć”.
Takie życie bywa jednak niezrozumiałe i niejeden pyta: co one tam całymi dniami robią? Chyba nie modlą się od rana do wieczora?
– Ależ my jesteśmy normalne! Te „zdziwaczałe niewiasty”, czyli piękne, młode, pełne ideałów i czystych pragnień dziewczyny zamykające się przed tym dziwnym światem w klasztorze, mogą budzić wiele emocji, bo się „marnują”. Czy to nie jest podejrzane, że są szczęśliwe i tym szczęściem emanują na zewnątrz? Często pokończyły studia i co dalej? A one prowadzą szkoły, uczą rozmaitych przedmiotów – nie tylko katechizują – pracują na uczelniach wyższych, w przedszkolach i świetlicach, zajmują się wychowaniem dzieci w domach dziecka, placówkach dla dzieci upośledzonych, gdzie niewiele osób chce przebywać przez całą dobę, w szpitalach, zakładach opieki dla osób starszych, samotnych i chorych. Pochylają się nad bezdomnymi, uzależnionymi, dziećmi ulicy czy prostytutkami. To faktycznie „stracone życie”. Pan Bóg ma jednak dobry gust i poślubia nas sobie, a my przez śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa – składane w wolności i miłości – poślubiamy Jego sobie „na czas i na wieczność”, jak głosi formuła ślubów wieczystych w naszym zgromadzeniu. Tej drogi nie można zrozumieć bez wiary, bo ona jest trochę w poprzek dróg tego świata; to droga uświęcania szarej codzienności, a nie kariery zawodowej. Moją karierą i wygranym życiem jest On, Jezus Chrystus, który ukochał mnie, każdego człowieka, aż po Krzyż i Zmartwychwstanie. Moim jedynym bogactwem jest ubogi Jezus. Same paradoksy, ale także – zapewniam – pełna gama talentów.
Zakonnica nie przestaje być kobietą. Tymczasem można spotkać się z opinią, że ta kwestia przypomina swoiste „pole minowe”. Czy rzeczywiście czułość bywa traktowana w klasztorze jako sprzeczna z powołaniem, a macierzyństwo duchowe przeżywane jest abstrakcyjnie?
– Siostra zakonna nie może przestać być kobietą! Od początków chrześcijaństwa wiele kobiet kontynuowało piękne doświadczenie niewiast z Ewangelii, które szły za Jezusem, służąc Jemu i Jego uczniom. W tej służbie trzeba odkryć cechy, które są typowe dla kobiecej psychiki: delikatność, poświęcenie, ofiarność, miłość oblubieńcza, macierzyństwo duchowe. Jakże czułość może być sprzeczna z powołaniem, a macierzyństwo duchowe można przeżywać abstrakcyjnie, skoro mamy być znakiem czułej obecności i dobroci Boga dla ludzkości? Czy wówczas mogłybyśmy z miłością, troskliwością i delikatnością pochylać się nad dziećmi, osobami chorymi, ludźmi starszymi czy być blisko młodzieży, jej problemów i radości? Czy „zlodowaciałej” zakonnicy można byłoby powierzyć takie zadania w Kościele? Coraz bardziej odkrywamy w swoim powołaniu naszą tożsamość kobiety konsekrowanej, oddanej Panu i Jego sprawom, Jego Królestwu.