Z Piotrem Pawłowskim, szefem Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, redaktorem naczelnym magazynu „Integracja”
– o skoku do wody, który zmienił w jego życiu wszystko –
rozmawia Renata Krzyszkowska
Co czuje człowiek, który skacząc do wody, łamie sobie kręgosłup?
– Tych chwil się nie zapomina. Nie czułem żadnego bólu. Po prostu ogarnął mnie bezwład. Nie mogłem wyjść z wody. Unosiłem się na powierzchni twarzą do dna. Nie mogłem oddychać, zacząłem się dusić. Natychmiast pojawiła się szybka refleksja nad całym życiem i poczucie, że zbliżam się do jego końca. To było bardzo dramatyczne. Straciłem przytomność. Z wody wyciągnął mnie kolega. Gdyby nie on, to bym utonął. Świadomość odzyskałem dopiero w karetce. Miałem wtedy 16 lat. Byłem wysportowany, moje ciało nie sprawiało mi wcześniej żadnych kłopotów, a przy tym zupełnie nieświadomy, co może oznaczać nieodwracalne uszkodzenie rdzenia kręgowego. Znałem rzekę, do której skakałem, pływałem w niej wiele razy. Wiedziałem, że w wielu miejscach jest płytka. Kilka dni wcześniej wróciłem z Mazur, gdzie pływałem w jeziorach i skakałem na główkę. Swoje umiejętności chciałem wypróbować także w rzece. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jakie mogą być konsekwencje niefortunnego skoku, nie miałem wyobraźni. Gdy w szpitalu dochodziłem do siebie, byłem święcie przekonany, że lekarze na pewno poskładają mój kręgosłup, szybko znów stanę na nogi, wrócę do gry w koszykówkę, do szkoły i kolegów. Nie wyobrażałem sobie, że może być inaczej, że jednym skokiem do wody wydałem na siebie wyrok.
Jak wyglądała chwila, w której dotarło do Pana, że jednak nigdy już nie będzie jak dawniej?
– Na oswojenie się z tą myślą potrzebowałem dwóch, trzech lat. Choć byłem i jestem osobą wierzącą, moje pogodzenie się z losem nie było łatwe. Nie powiedziałem: „Panie Boże, taka widać Twoja wola, jeśli chcesz mnie do końca życia widzieć siedzącego na wózku, to niech tak będzie”. Długo walczyłem, buntowałem się przeciw kalectwu. Do pogodzenia się ze swoją niepełnosprawnością dochodziłem bardzo powoli. Ciężką pracą odkrywałem w sobie nowe możliwości, nowe umiejętności. To dodawało mi wiary w przyszłość i sens dalszego życia.
Teraz pracuje Pan pełną parą, pomaga innym. Czy mimo niepełnosprawności czuje się Pan człowiekiem spełnionym?
– Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji założyłem dwanaście lat temu. Mieliśmy wydawać tylko małą gazetkę dla niepełnosprawnych. Wszystko było oparte na pracy wolontariuszy. Dziś pismo ma sto stron i 15 tys. nakładu. Stowarzyszenie prowadzi wiele różnych działań, zatrudnia na etacie sześćdziesiąt osób, a do końca roku ta liczba ma wzrosnąć do stu. Nigdy nie przypuszczałem, że wszystko tak się rozwinie. Robię ciekawe rzeczy z fajnym zespołem. Chcemy nie tylko docierać do niepełnosprawnych, ale i do ludzi całkiem zdrowych, by nas lepiej rozumieli. Żyję bardzo aktywnie, nie mam nawet czasu na urlop, do domu często wracam przed północą i żona odgrzewa mi kolację. Ale – tak, czuję się spełniony. Cieszę się z życia takiego, jakie mam. Przed wypadkiem uczyłem się w technikum samochodowym, marzyłem o karierze koszykarza. Gdyby nie ów niefortunny skok do wody, może naprawiałbym dziś samochody, nie podejrzewając nawet, że stać mnie także na inne, chyba jednak ciekawsze rzeczy.
Wszystko dobrze się skończyło, ale nie musiało tak być...
– Oczywiście. Za mną trudna droga. Znam wielu ludzi, którzy po niefortunnym skoku nigdy się już duchowo i psychicznie nie podnieśli. To dramat nie tylko jednego człowieka, ale jego całej rodziny. Osoba ze złamanym kręgosłupem już zawsze będzie wymagać pomocy osób trzecich. Żeby wyjść z domu, ktoś musi pomóc nam wstać z łóżka, ubrać się i usiąść na wózku. Normalne funkcjonowanie to spore przedsięwzięcie. Do tego trzeba jeszcze pokonać własne obawy i lęk przed światem, który nadal premiuje sprawnych i zdrowych. Znam wielu, często młodych ludzi, którzy siedzą zamknięci w domu nie dlatego, że nie ma windy, ale po prostu nie wierzą, że za progiem nie spotka ich nic złego, że wiele się może udać.
Jedną z akcji, jakie prowadzi Pana stowarzyszenie, jest kampania „Płytka wyobraźnia to kalectwo”. Co chcecie osiągnąć?
– Co roku setki młodych ludzi skacze do wody i podobnie jak ja, nie wychodzi już z niej o własnych siłach. Gdyby ktoś powiedział mi wcześniej o możliwych skutkach takiego skoku, dałby mi cień szansy na uniknięcie kalectwa. Chcemy dotrzeć z informacją do młodych ludzi, by zastanowili się, zanim wykonają skok, chcemy uświadomić im, że kręgosłup nie jest ze stali, a jego złamanie oznacza śmierć albo wyrok na całe życie.
Dzięki komórkom macierzystym otrzymywanym z zarodków ludzkich medycyna może już niedługo leczyć nawet uszkodzenia rdzenia kręgowego. Metoda ta wiąże się jednak z koniecznością zniszczenia zarodka. Zgodziłby się Pan na skorzystanie z takiej terapii?
– Absolutnie nie.
Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji
• Wydaje największy magazyn dla osób niepełnosprawnych „Integracja”.
• Prowadzi największy portal internetowy www.niepelnosprawni.info.
• Prowadzi Centra Informacyjne dla Osób Niepełnosprawnych w Warszawie i Krakowie.
• Aktywizuje zawodowo osoby niepełnosprawne.
• Organizuje kampanie społeczne i edukacyjne.
• Wydaje książki, poradniki i przewodniki dla osób niepełnosprawnych.
• Organizuje wystawy fotograficzne, wystawy i aukcje obrazów oraz koncerty muzyczne, a także szkolenia, konferencje i spotkania prasowe.
Piotr Pawłowski: – Postanowiłem stworzyć „Integrację”, gdy zobaczyłem, jak wiele osób nie potrafi poradzić sobie z własną niepełnosprawnością oraz odnaleźć swojego miejsca w życiu. Podobnie było ze mną, kiedy to po wypadku dowiedziałem się, że resztę życia spędzę na wózku. Moim celem stało się odtąd tworzenie sprzyjających warunków, dzięki którym osoby niepełnosprawne będą mogły uczestniczyć w życiu społecznym w jak najszerszym wymiarze – zdobywać wykształcenie, zaistnieć na rynku pracy, podejmować aktywność twórczą, sportową i realizować inne cele. A marzeniem stało się uczynienie naszego kraju wolnym od barier oraz lęków i negatywnych stereotypów związanych z osobami niepełnosprawnymi.